tag:blogger.com,1999:blog-83896501112924218232024-03-13T03:59:47.524+01:00Biegaj SercemBiegaj Sercem to blog o emocjach, marzeniach i przemyśleniach związanych z bieganiem. Chętniej niż o bieganiu "z pięty" czy "ze śródstopia" piszę o bieganiu "z serca". Bo w bieganiu - jak w życiu - bez serca ani rusz! baraszkohttp://www.blogger.com/profile/04808619496601079717noreply@blogger.comBlogger152125tag:blogger.com,1999:blog-8389650111292421823.post-57804525090667900082015-11-11T17:41:00.001+01:002015-11-11T17:58:15.883+01:00Bez miłości nie ma bieganiaJak biegać, kiedy serce krwawi?<br />
Jak patrzeć, kiedy widać tylko łzy?<br />
Jak oddychać, gdy powietrze pachnie smutkiem?<br />
Jak odnaleźć drogę, gdy się nie zna kierunku?<br />
Jak biegać, kiedy serce krwawi... <br />
<br />
Bez miłości nie ma biegania. Trzeba zacząć wszystko od nowa.baraszkohttp://www.blogger.com/profile/04808619496601079717noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-8389650111292421823.post-53643108689902359782015-09-26T22:42:00.003+02:002015-09-26T23:47:04.956+02:00Wszystko się popieprzyło, wszystko się poukładało.<div style="text-align: justify;">
Zbiegałem pewnie, ale bezpiecznie. Tak mi się przynajmniej wydawało. Zostawiłem za plecami już 25 kilometrów trasy i najwyższe szczyty Tatr Zachodnich. Przy tym co było za mną, zbieg do schroniska Ornak był jak bułka z masłem. Bardzo śliskim masłem. Wcześniej i wyżej, hen na grani, kamienie były suche, za to w zalesionych niższych partiach, miejscami pojawiła się na nich wilgoć. A mokry kamień to coś, przed czym nie ochroni cię żaden bieżnik. Drogi ratunku są dwie: biec zachowawczo, właściwie iść, lub gnać w dół tak szybko, żeby tylko leciutko muskać ziemię. Ja wybrałem coś pomiędzy. Krok przy którym stopa ma z podłożem dłuższy kontakt. Wystarczająco długi, żeby wystrzelić cię w powietrze jak armata cyrkowego akrobatę.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Do dziś nie wiem, co tam się stało. Pamiętam tylko, że wiedziałem, że do pierwszego punktu kontrolnego został już tylko kawałeczek. Przy czym nie straciłem koncentracji, wydawało mi się, że kontroluję każdy krok. Ocknąłem się leżąc obok ścieżki ze świadomością, że właśnie wykręciłem połówkę hardflipa z lądowaniem na kamieniu. Drugi, nieco mniejszy głaz, leżał jakieś pięć centymetrów od miejsca, w które łupnąłem głową. Pieprzony, cyrkowy akrobata! Jeszcze leżąc, obmacałem się cały, szukając złamań. Przy czym nie pytałem się sam siebie, "czy?", tylko "co?". "Co sobie złamałem?!". Okazało się, że nic, cholerny fart! Ruszyłem w dalsze 2/3 trasy, a od tego momentu moimi jedynymi towarzyszami były rosnący ból i najpiękniejsze widoki, jakie kiedykolwiek widziałem w biegu. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Drugi raz w Tatrach w ciągu kilku miesięcy i drugi upadek, może to moje niskopienne pochodzenie pokazuje mi, że może i jestem człowiekiem gór, ale raczej tych niższych, bardziej beskidzkich? Jednak w przeciwieństwie do upadku na Biegu Marduły, tym razem załatwiłem się porządnie. Na adrenalinie jeszcze jakoś doczłapałem do mety, ale to co działo się później, to prawdziwy szpital na dwóch nogach. Od Biegu Ultra Granią Tatr minął już miesiąc, a razem z nim przeminęły kolejne marzenia: o BMW Półmaratonie Warszawskim, Forest Runie, a przede wszystkim o codziennych treningach.<br />
<br />
Wszystko się popieprzyło!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Skoro wszystko się popieprzyło, to jak to możliwe, że wszystko się poukładało?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Wydaliśmy z przyjaciółmi gazetę o bieganiu. Co prawda jest to gazeta o bieganiu ultra, czyli - jak to ktoś zgrabnie określił - "nisza w niszy", ale wcale nas to nie martwi! Po cichutku chyba właśnie się spełnia moje marzenie, które od jakiegoś czasu nieśmiało wypowiadałem - "żyć bieganiem, a z czasem może i żyć z biegania"... Jesteśmy na początku drogi, pierwszy numer <a href="https://www.facebook.com/kingrunnerultra" target="_blank">ULTRA</a> został przyjęty z dużym entuzjazmem. A skoro jest entuzjazm czytelników i zapał redakcji, to może i coś z tego będzie... Na razie jest mnóstwo frajdy, a to najważniejsze!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Równolegle złożyliśmy zamówienie na produkcję gry. Kto nie wiedział, ten już wie. Od 9 miesięcy pracowaliśmy nad planszówką o bieganiu. Gra nazywa się <a href="https://polakpotrafi.pl/projekt/kingrunner" target="_blank">KINGRUNNER</a> i jest całkiem w dechę. Grało w nią kilka osób, których zdanie bardzo się dla mnie liczy i wszyscy powiedzieli, że gra się broni. Fundusze na jej produkcję udało się nam zebrać poprzez portal Polak Potrafi - w sumie pilotażowe wydanie KINGRUNNERA wsparło 160 osób. 160 osób!!! Przecież to jak średniej wielkości wieś w moim Beskidzie Niskim! Premiera gry w listopadzie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
A na koniec tego dobrego jutro startuję w Maratonie Warszawskim. Frajda jest potrójna. Raz, że w ogóle startuję, co po upadku na grani wcale nie było takie oczywiste. Dwa, że "<a href="https://rejestracja.maratonwarszawski.com/pl/charity/579" target="_blank">#BiegamDobrze</a>", czyli biegnę na rzecz Fundacji Rak'n'Roll, wspierającej swoich podopiecznych zmagających się z chorobą nowotworową. Trzy, że debiutuję jako "zając" - prowadzę zaprzyjaźnioną Anię, dla której jutrzejszy maraton będzie jej pierwszym startem w życiu na królewskim dystansie. Na dodatek Ania ma zadebiutować w drużynie Kingrunnera, więc frajda jest nawet poczwórna!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Wszystko się poukładało. I dobrze! </div>
baraszkohttp://www.blogger.com/profile/04808619496601079717noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-8389650111292421823.post-77537549916761329062015-07-25T23:34:00.001+02:002015-07-26T08:53:28.748+02:00Koniec jest początkiem mojego biegania<div style="text-align: justify;">
Mam nadzieję, że nikt z fanów Tiziano Terzaniego się nie obrazi, że tak ordynarnie zerżnąłem tytuł tego wpisu z tytułu jego pięknej książki. Tym bardziej, że Tiziano pisał o rzeczach wielkich, a moje bieganie to - z całym szacunkiem - nie jest kwestia życia i śmierci... No dobra, w sumie to może i jest kwestią życia!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Moje życie wywróciło się w ostatnim czasie do góry kołami. A razem z nim wywróciło się moje bieganie. A wszystko zaczęło się tak dosłownie, że aż trochę kiczowato. To było na zbiegu z Kasprowego Wierchu na trasie Biegu Marduły. Wcześniej startowałem w tych podniebnych zawodach dwukrotnie i za każdym razem akurat na tym odcinku to inni wyprzedzali mnie, a nie ja ich. Tym razem było inaczej. Leciałem jak wściekły, jak górski kozioł za kozicą w rui, jak kamień w sercu lawiny, jak Marcin Świerc ze zwichniętą nogą! Na całym kilkukilometrowym fragmencie wyprzedził mnie tylko jeden biegacz, na oko ze dwa razy szybszy ode mnie. Demon zbiegów!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Nagle coś mnie podkusiło, żeby w pełnym pędzie zacząć gmerać przy zegarku. Wystarczył ułamek sekundy, milimetr za nisko podniesiona stopa i już sunąłem mordą w dół. Muszę tu użyć mocniejszych słów. Bo ja się nie wywaliłem, nawet się nie wypieprzyłem, ja się po prostu firmowo wypierdoliłem! Traf chciał, że akurat na Mardułę postanowiłem się wystroić - założyłem białe getry-kompresy, a przede wszystkim biegowo-odświętną (przywdzianą po raz pierwszy!) pamiątkową koszulkę z ubiegłorocznego startu Darka Strychalskiego w Badwater. Po glebie wszystko co było białe, nagle zrobiło się brązowe od ziemi i czerwone od krwi, a wszystko co jeszcze kilka sekund wcześniej było w jednym kawałku, nagle nadgryzł ząb szlaku. W szoku, cały poszarpany i lekko obolały poleciałem dalej w dół. Dosłownie chwilę później spotkałem na swojej drodze Belę i Bellę, zaprzyjaźnione małżeństwo biegaczy podróżników. Rzuciłem im tylko, że "spóźnili się na najlepsze!", a oni odwdzięczyli się szybkim pstrykiem przesłony. No i dzięki temu pstrykowi mam pamiątkę z mojej wysypy, która, nie wiem jakim cudem, nie sprowadziła mnie prosto do zakopiańskiego szpitala.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://1.bp.blogspot.com/-lCfafkQ8gUo/VbP37C6u11I/AAAAAAAABN4/uRfql1EGOlM/s1600/miko_mardu%25C5%2582a.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="400" src="http://1.bp.blogspot.com/-lCfafkQ8gUo/VbP37C6u11I/AAAAAAAABN4/uRfql1EGOlM/s400/miko_mardu%25C5%2582a.jpg" width="398" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">fot. Ola Belowska</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Tu następuje suspens, bo nie o dobiegnięcie do mety w tym wpisie chodzi. Meta była, jasne, medal też, i - co najważniejsze - zaprzyjaźnione gęby też były, ale lećmy dalej!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://3.bp.blogspot.com/-6YY4V54g1ns/VbP4eYtLaoI/AAAAAAAABOA/4eSOJhHp5Yc/s1600/mardu%25C5%2582a%2Bmedale.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="300" src="http://3.bp.blogspot.com/-6YY4V54g1ns/VbP4eYtLaoI/AAAAAAAABOA/4eSOJhHp5Yc/s400/mardu%25C5%2582a%2Bmedale.jpg" width="400" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">fot. James Selfie</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Prosto z tatrzańskich szczytów zjechałem na ulicę Nowogrodzką w Warszawie. Serdeczny kumpel biegacz zatrudnił mnie u siebie w knajpie. Na stanowisku kelnerującego kierownika w lokalu o nazwie "Metr nad Ziemią". Nieźle, co? W sobotę byłem 2 tysiące metrów nad ziemią, a już w poniedziałek tylko metr. Życie...</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Od samego początku mocno się zastanawiałem, jaki wpływ na moje bieganie będzie miała rewolucyjna zmiana rytmu pracy. Biurowa przeszłość stała się przeszłością zamierzchłą, a ja - nie po raz pierwszy w życiu - postawiłem się do pionu. Praca kelnera to ciężki kawałek chleba. Kilkanaście godzin na nogach, a wiele z tych godzin to czas przestany. Kiedy goście już nie zamawiają, tylko poświęcają się biesiadowaniu, kelner przestaje tańczyć wokół nich, i zaczyna się wyczekiwanie. Ale to nie czekanie jest najgorsze. Najgorsze jest to, że w standardowym gastronomicznym rytmie pracuje się 2 na 2, czyli dwa bite dni działasz, a dwa odpoczywasz. W teorii to ni mniej ni więcej tylko weekend co dwa dni, jednak rzeczywistość jest zupełnie inna. Po dwóch dniach przepracowanych w 16, 17 a nawet 20-godzinnym trybie, ostatnią rzeczą na jaką masz ochotę to trening lub - o, zgrozo! - wyjazd na bieg. Byłem więc pewien, że to koniec mojego biegania. Przynajmniej na jakiś czas...</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Na starcie Supermaratonu Gór Stołowych kilka tygodni później stanąłem więc bez treningu to i bez większych oczekiwań. To dość trudny bieg, także uznałem, że sukcesem będzie dotarcie do trzydziestego kilometra. To był mój cel minimum. Jednak z każdym połkniętym kilometrem czułem, że moc aż mi paruje uszami. Zamiast zwalniać, rozpędzałem się, zamiast tracić siły, wydawało mi się, że je odzyskuję, no i gdy dotarłem do tego swojego celu minimum, zrobiło mi się wstyd, że w ogóle przyszło mi do głowy planować rejteradę. Jeszcze tylko wiadro lodowatej wody wylane na rozgrzaną głowę pod schroniskiem w Pasterce i już pędziłem dalej. Na metę na Szczelińcu dotarłem w zaskakująco dobrej formie, wręcz nie mogłem uwierzyć, że da się biegać po górach z taką łatwością. Nie przesadzę pisząc, że był to dla mnie najprzyjemniejszy bieg ultra od początku mojej przygody z hasaniem po górach. Tym samym okazało się, że praca kelnera to doskonałe przygotowanie ultramaratońskie!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://3.bp.blogspot.com/-6zEuotJZvOo/VbQAplCuVcI/AAAAAAAABOQ/E2sAaFKQOgk/s1600/z%2Bnol%25C4%2585%2Bsgs.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="225" src="http://3.bp.blogspot.com/-6zEuotJZvOo/VbQAplCuVcI/AAAAAAAABOQ/E2sAaFKQOgk/s400/z%2Bnol%25C4%2585%2Bsgs.jpg" width="400" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">fot. Nieznany</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Wracając z Gór Stołowych na kolejną dwudniową zmianę w restauracji czułem się, jak Manchester United, który wpakował w finale ligi mistrzów 2 gole Bayernowi w ostatniej minucie meczu. Zawody, które miały mnie utwierdzić w przekonaniu, że pewien etap mojego biegania brutalnie się zakończył, w rzeczywistości pokazały mi, że zupełnie nie znam swoich granic i możliwości. Zamiast zamknąć, otworzyły mnie na nowe, zupełnie dotąd nieznane, możliwości mojego ciała i umysłu. Pozwoliły uwierzyć, że to co miało być końcem, może się okazać początkiem mojego biegania... </div>
baraszkohttp://www.blogger.com/profile/04808619496601079717noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-8389650111292421823.post-48593627790870169012015-06-13T16:38:00.002+02:002015-06-25T10:57:09.008+02:00Maraton Beskid Niski<div style="text-align: justify;">
Z Sękowej ruszyli ku grzbietowi Magury Małastowskiej. Odziani w nieprzemakalne ciuchy i obuci w potężne terenowe bieżniki. Musieli gnać wierzchem jak wściekli. Wskazywały na to ich poczerwieniałe od wysiłku twarze i ślady błota na łydkach i plecach. Bo wiadomo, że kto biegnie szybko po szlaku, ten tak właśnie wygląda. Tylko beztroskie uśmiechy zdradzały, że nie biegli dziś w zawodach, nie było na ich twarzach takiej determinacji jak u pozostałych biegaczy. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Ze szczytu Magury zlecieli jak dwa młode jelenie, mijając przy tym schronisko turystyczne i rozwidlenie dróg powyżej Przełęczy. "Co za wariaci biegną pod prąd?!" - pomyślałem, kiedy dostrzegłem w oddali ich sylwetki. Jednak im byli bliżej, tym bardziej do mnie dochodziło, że to nie żadni wariaci. To po prostu Tomek i Bartek, zaprzyjaźnieni ultrasi z Gorlic, wybiegli nam na przeciw. Postanowili podprowadzić nas kawałek, a przy okazji zrobili sobie terenową pętelkę o długości - bagatela - 25 kilometrów z okładem. Złapali nas równo pośrodku serpentyn wijących się od Małastowa do Przełęczy i towarzyszyli nam aż do Nowicy. </div>
<div style="text-align: justify;">
Góry, bieganie, braterstwo - oto właśnie Maraton Beskid Niski!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Beskid Niski to taka kraina, gdzie jest pięknie niezależnie od tego, czy świeci słońce, pada deszcz, czy horyzont spowija mgła, czy rozmywa się on w mroźnym powietrzu. Beskid Niski jest piękny zawsze. Ale bezsprzecznie najpiękniejszy jest, gdy się po nim biega!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Staram się wracać do mojej małej ojczyzny przynajmniej raz w miesiącu, a jeśli to możliwe to częściej. Jeśli nie pojawię się tam przez kilka tygodni, czuję że zaczyna mi brakować tlenu, kolorów, smaków i zapachów. Beskid Niski pachnie najpiękniej, jak przemierza się go biegiem. Ale nie sprintem - jak Bartek Gorczyca, który wygrał BNM 2015 z obłędnym czasem dwóch godzin i trzydziestu paru minut - ale truchcikiem, tak jak Paweł, Filip, Tomek, ja i Etoś - czterej pancerni i pies, którzy pojawiliśmy się na mecie w Wysowej prawie dwie godziny po zwycięzcy.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Beskid Niski smakuje najlepiej, kiedy dzień po maratonie, w trakcie którego przebiegło się między innymi przez Sękową, Małastów, Nowicę, Oderne, Kwiatoń, Skwirtne i Hańczową, i pokonało się blisko 1000 metrów podbiegów (w pionie!) i 700 metrów zbiegów (bynajmniej nie w poziomie), idzie się po jajka i mleko do pani Smereczniakowej, i robi się z nich pyszne proste śniadanie. Albo kiedy po maratonie odnajduje się w sobie jeszcze trochę sił, żeby wybrać się do ulubionego schroniska na Magurze, by zatopić zęby w pierogach ruskich albo z kapustą, które wyśle wam windą prosto do nieba (w gębie) najsympatyczniejszy gospodarz Wati.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Beskid Niski pachnie najpiękniej, kiedy wiosenny deszcz pada na jeszcze nieskoszone łąki, obmywa miedziane lub gontowe dachy drewnianych cerkwi, i spływa po pokrytych wapnem ścianach łemkowskich chyż i przydrożnych kamiennych kapliczek. Ale pachnie ten Beskid równie pięknie, kiedy biegniesz nieopodal pastwisk, z których z niedowierzaniem spoglądają na ciebie rozleniwione krasule. "I na co co się tak męczyć?" - zdają się pytać swoimi wielkimi, zaspanymi oczami.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Beskid Niski najpiękniej ogląda się właśnie o tej porze roku, kiedy zieleń jest tak bujna, tak dojrzała, tak jędrna, tak głodna życia... Chyba tylko beskidzka jesień dorównuje urokiem beskidzkiej wiośnie. No i może zima. Choć w sumie lato też jest niezłe - kiedy słońce kładzie się gdzieś nad Klimkówką i sprawia, że siwy koń staje się srebrny, brązowe ogrodzenie ogródka - złote, a kamienie okalające ognisko - platynowe. Szlachetny jest ten Beskid Niski, oj szlachetny...</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
I te punkty odżywcze i nawadniania, których spontaniczni gospodarze podeszli do biegaczy z taką bezinteresowną troską, atencją i sympatią. Polewali Wysowiankę z pełną koncentracją, tak jakby od tego zależało, czy uda się nam ukończyć bieg czy też nie. Nawet sołtys Nowicy polewał! A punkt w Odernem, ach jaki to był punkt, z jakim widokiem, jaki czysty, jaki roześmiany za sprawą pani gospodyni, która nie tylko poiła biegaczy ale i wlewała w ich serca moc entuzjazmu i wiary. Cudowna była ta pani...</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
I meta też była cudowna, w parku zdrojowym, wypełniona oklaskami, gwarem, zawodzeniem sympatycznego konferansjera i szczęściem biegaczy, którzy właśnie pokonali 42 tysiące 195 metrów po górach i pewnie dwa razy tyle kroków. Ale to były dobre kroki. I góry też były dobre. Takie ludzkie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
Wiecie co? Nie będę pisał nic więcej. Po prostu przyjeżdżajcie za rok, to sami zobaczycie jak tu jest fajnie!<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-uKKemdh2i00/VXw-6HQOJLI/AAAAAAAABNo/OC2m6_tkOh0/s1600/mbn.PNG" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="323" src="http://4.bp.blogspot.com/-uKKemdh2i00/VXw-6HQOJLI/AAAAAAAABNo/OC2m6_tkOh0/s640/mbn.PNG" width="640" /></a></div>
baraszkohttp://www.blogger.com/profile/04808619496601079717noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-8389650111292421823.post-82376283932814144432015-05-23T19:46:00.002+02:002015-05-23T20:33:29.110+02:00Mistrz gównianych wyników<!--[if gte mso 9]><xml>
<w:WordDocument>
<w:View>Normal</w:View>
<w:Zoom>0</w:Zoom>
<w:TrackMoves/>
<w:TrackFormatting/>
<w:HyphenationZone>21</w:HyphenationZone>
<w:PunctuationKerning/>
<w:ValidateAgainstSchemas/>
<w:SaveIfXMLInvalid>false</w:SaveIfXMLInvalid>
<w:IgnoreMixedContent>false</w:IgnoreMixedContent>
<w:AlwaysShowPlaceholderText>false</w:AlwaysShowPlaceholderText>
<w:DoNotPromoteQF/>
<w:LidThemeOther>PL</w:LidThemeOther>
<w:LidThemeAsian>X-NONE</w:LidThemeAsian>
<w:LidThemeComplexScript>X-NONE</w:LidThemeComplexScript>
<w:Compatibility>
<w:BreakWrappedTables/>
<w:SnapToGridInCell/>
<w:WrapTextWithPunct/>
<w:UseAsianBreakRules/>
<w:DontGrowAutofit/>
<w:SplitPgBreakAndParaMark/>
<w:DontVertAlignCellWithSp/>
<w:DontBreakConstrainedForcedTables/>
<w:DontVertAlignInTxbx/>
<w:Word11KerningPairs/>
<w:CachedColBalance/>
</w:Compatibility>
<w:BrowserLevel>MicrosoftInternetExplorer4</w:BrowserLevel>
<m:mathPr>
<m:mathFont m:val="Cambria Math"/>
<m:brkBin m:val="before"/>
<m:brkBinSub m:val="--"/>
<m:smallFrac m:val="off"/>
<m:dispDef/>
<m:lMargin m:val="0"/>
<m:rMargin m:val="0"/>
<m:defJc m:val="centerGroup"/>
<m:wrapIndent m:val="1440"/>
<m:intLim m:val="subSup"/>
<m:naryLim m:val="undOvr"/>
</m:mathPr></w:WordDocument>
</xml><![endif]--><br />
<div style="text-align: justify;">
Tamtego dnia duch puszczy zawładnął biegaczami. Na co dzień systematyczni,
pilnujący diety, zdrowo się prowadzący atleci, niedługo po minięciu linii mety
w Hajnówce, rzucili się w wir uciech, w otchłań najczystszego biegowego
grzechu. Była godzina 19, może 20, kiedy większość z nas miała w nogach już nie
tylko 21 kilometrów przebiegniętych po trasie półmaratonu hajnowskiego, ale
wiele więcej – wytańczonych pod białowieskim niebem lub przedreptanych w
kolejce po liczne puszczańskie frykasy, od dzika z rożna po owianego legendą
ducha puszczy.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Duch puszczy jest dla półmaratonu hajnowskiego jak sake dla
Japończyków, jak uzo dla Greków, albo jak <i>kropka</i> dla Łemków – czymś więcej niż
tradycją, takim wysokoprocentowym elementem tożsamości. Bez ducha puszczy huczna biesiada na skraju białowieskiej kniei nie miałaby swego
czaru, gwiazdy nie pląsałyby na niebie tak żwawo, język białoruski nie stawałby
się nagle tak podobny do polskiego, twarze sąsiadów ze stolika obok nie byłyby
tak sympatyczne, a ostatni autobus odjeżdżający z imprezy pod gołym niebem w
kierunku Białowieży nie byłby tak wesoły. I bilecików do kontroli by nie było.
Ale na szczęście były.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Wypełniony wesołymi biegaczami autobus nie wyruszył z wioski
Budy nieopodal Teremisek punktualnie. Musiał poczekać na ostatni taniec i na
ostatnich pasażerów, którym nie zawsze było po drodze trafić w zbyt wąskie w
tym momencie drzwi. Było pół godziny po 22. Równe dziewięć godzin wcześniej
przekroczyłem linię mety. I tym samym zostałem mistrzem gównianych wyników.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Kiedy przed startem znajomi pytali mnie, na jaki rezultat biegnę,
odpowiadałem, że „na półtorej godziny”. Oczywiście w domyśle miałem też słowo „poniżej”.
Jak się później okazało to było bardzo ważne słowo, a ja je pominąłem.
Półmaraton Hajnowski ukończyłem z wynikiem 1:30:00 – pięknym z estetycznego, za
to zabawnie nieudolnym ze sportowego punktu widzenia. No bo jak inaczej nazwać sytuację,
w której biegnę przez bite dziewięćdziesiąt minut i dwadzieścia jeden tysięcy
dziewięćdziesiąt osiem metrów i trafiam akurat w pierwszą sekundę, w której nie
mogę powiedzieć, że „złamałem półtorej godziny”?! To przecież prawie jak zająć czwarte miejsce na olimpiadzie...</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Mój serdeczny biegowy towarzysz i najlepszy sąsiad świata
Paweł w tym samym czasie pomagał na końcówce trasy swojej żonie. Kiedy w końcu
dotarli na metę i usłyszeli o moim wyczynie, Paweł – który wiedział, że dwa
tygodnie wcześniej mierząc się z barierą czterdziestu minut na „dyszkę”
spóźniłem się z kolei 8 sekund – nie myślał długo, tylko z miejsca wypalił: „No to
jesteś prawdziwym Mistrzem Gównianych Wyników!”.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Tak było na Podlasiu. Dziś jesteśmy na drugim końcu Polski. Nie ma ducha puszczy, jest za to mgła i jesienna aura. Jest pięknie, a my jutro startujemy w Maratonie Beskid Niski. Z dachu kapie deszcz, pytam Pawła: "jaką pogodę zapowiadają?". On odpowiada: "telefon mówi, że ma nie padać, ale przestał pokazywać słoneczko.Za to w Nowym Jorku 27 stopni i lampa!".</div>
baraszkohttp://www.blogger.com/profile/04808619496601079717noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8389650111292421823.post-33047843435351849442015-05-20T17:49:00.001+02:002015-05-20T22:40:46.733+02:00"Szczęśliwi biegają ultra" - recenzja<div style="text-align: justify;">
To nie jest książka o bieganiu. To książka o miłości. Miłości do przestrzeni, do wolności i - przede wszystkim - dwojga ludzi do siebie nawzajem. Szczerze mnie ujęło w jaki sposób autorzy "Szczęśliwych..." na każdym kroku, w każdym kolejnym rozdziale subtelnie się uwodzą i przemycają wplecione w biegowe przygody dowody obustronnej sympatii i inspiracji. Niezwykłe jest to jak zgrabnie potrafią się uzupełniać, z jaką dojrzałością dążą do kompromisów, jak dzielnie każde z nich potrafi rezygnować z zaspokajania własnych ambicji po to by zrobić więcej miejsca partnerowi. Bije to zresztą nie tylko z opisów ich niezwykłych perypetii zebranych z biegowych tras na przestrzeni ostatniej dekady, ale i z samej konstrukcji książki, gdzie wyraźny podział na części Magdy i Krzyśka w ogóle nie przeszkadza by "Szczęśliwi..." stanowili spójną literacką całość. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-k0fEopMlnwk/VVyqi_yqDFI/AAAAAAAABNI/gvbC8uiXY4k/s1600/szcz%25C4%2599%25C5%259Bliwi%2Bok%25C5%2582adka.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="400" src="http://4.bp.blogspot.com/-k0fEopMlnwk/VVyqi_yqDFI/AAAAAAAABNI/gvbC8uiXY4k/s400/szcz%25C4%2599%25C5%259Bliwi%2Bok%25C5%2582adka.jpg" width="261" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Jednocześnie jest to książka o przyjaźni. Wiele miejsca poświęcono w niej uhonorowaniu biegowych wyczynów bliższych lub dalszych znajomych autorów, które dzięki ich świadectwu na zawsze pozostaną nieśmiertelne. Za sprawą "Szczęśliwych..." już nie tylko wąski krąg ludzi ze świata biegów ultra, ale i szersza publiczność ma szansę dowiedzieć się, że pierwszym polskim rekordzistą legendarnego biegu dookoła masywu Mt. Blanc był Piotrek Kłosowicz, że w 2013 roku Maciek Więcek pokonał 500-kilometrowy główny szlak beskidzki z Wołosatego do Ustronia w niewiele ponad 100 godzin, i że po drodze wcale nie było mu łatwo, że Agnieszka Korpal nie tylko wjechała i wdrapała się z rowerem na plecach na 28 polskich szczytów w niecałe 16 dni, ale później powtórzyła swój wyczyn... biegiem, wreszcie że Darek <i>Sztajner</i> Strychalski z wydatną pomocą Dołęgowskich i ich teamu Inov-8 wyrównał rachunki z legendarnym ultramaratonem Badwater i w 2014 roku dotarł na metę tego arcytrudnego 217-kilometrowego biegu. To tylko przykłady, bo podobnych historii jest w "Szczęśliwych..." więcej. Co ważne, wiele z nich jest okraszonych przepięknymi zdjęciami Piotrka Dymusa, którego Magda z Krzyśkiem określili jako cichego współautora ich dzieła. To pełne ciepła i uznania podejście do bohaterów drugiego planu nadaje "Szczęśliwym..." wyjątkowego, kameralnego charakteru. Kwintesencją stosunku Dołęgowskich do biegowych przyjaźni jest rozdział opowiadający o ich wspólnym dziecku - drużynie Inov-8 - w którym każdy z czytelników przez chwilę poczuje się częścią ich zespołu wesoło napierającego ku szczytom Beskidu Żywieckiego. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://4.bp.blogspot.com/-hl9mSK3uKTc/VVyqs6TNS_I/AAAAAAAABNQ/DE8w5alb4fc/s1600/kamilek%2Butmb.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="266" src="http://4.bp.blogspot.com/-hl9mSK3uKTc/VVyqs6TNS_I/AAAAAAAABNQ/DE8w5alb4fc/s400/kamilek%2Butmb.jpg" width="400" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">fot. Piotr Dymus</td></tr>
</tbody></table>
<br />
<div style="text-align: justify;">
"Szczęśliwi biegają ultra" wprawnie łączą cechy książki przygodowej, autobiografii, pamiętnika, ale i fachowego poradnika biegowego, co sprawia, że każdy - biegacz czy nie biegacz - znajdzie w niej coś dla siebie. Jedni będą z zaciekawieniem wczytywać się w drogę Magdy, która od imprezującej, palącej papierosy młódki z biegiem lat i stron zmienia się w atletkę pukającą do bram krajowej elity biegów ultra, podczas gdy inni chętniej wgryzą się w rozdziały, w których Krzysiek rozkłada na czynniki pierwsze zagadnienia związane z treningiem. Wielu będzie wodzić palcem po mapie od Sahary po Colorado szukając biegów i tras, które oboje przemierzyli podczas lat doświadczeń, a niektórzy pewnie od razu przeskoczą do najbardziej spektakularnego rozdziału, w którym razem z Dołęgowskimi spotykamy się z legendami dyscypliny Scottem Jurkiem, Antonem Krupicką i Joe Grantem. I to na ich ziemi, w mekce ultra biegów - mieście Boulder u podnóży Gór Skalistych. Za to wszyscy bez wyjątku, nawet jeśli nie zechcą od razu zostać ultrasami, po przeczytaniu "Szczęśliwych..." zapewne przynajmniej się zastanowią czy i oni nie mogliby spełniać swoich marzeń tak jak to robią Magda z Krzyśkiem.</div>
<br />
"Szczęśliwi biegają ultra" to nie jest książka o bieganiu. To książka o miłości do biegania.<br />
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-Bcps3NQJpM8/VVyrLVD6rVI/AAAAAAAABNY/6A-raapp1Go/s1600/ultra%2Bdedykacja.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="400" src="http://3.bp.blogspot.com/-Bcps3NQJpM8/VVyrLVD6rVI/AAAAAAAABNY/6A-raapp1Go/s400/ultra%2Bdedykacja.JPG" width="300" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
Polecam z całego serca. Można ją kupić na przykład <a href="http://sklepnapieraj.pl/product-pol-1981-Szczesliwi-biegaja-ultra.html" target="_blank">tu</a>. </div>
baraszkohttp://www.blogger.com/profile/04808619496601079717noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-8389650111292421823.post-20609175830281044742015-05-06T02:00:00.001+02:002015-05-06T11:51:54.463+02:00Leśne spotkanie<div style="text-align: justify;">
Długo nie pisałem. Za to sporo w
tym czasie biegałem. Po górach, po mieście, truchcikiem i sprintem. W ciągu
ostatniego miesiąca wystartowałem w jednych zawodach na 10 kilometrów, w
których ledwie złamałem 41 minut (urwałem 4 sekundy) i w drugich, na tym samym
dystansie, w których niemalże uporałem się z ważną dla mnie granicą 40 minut. Zabrakło
8 sekund…</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Niecały tydzień wcześniej biegłem
po moim ukochanym Beskidzie Niskim. Biegłem z domu kumpla, który jest za górą i
za rzeką, do mojego domu, który jest na górze i przy nim rzeka dopiero się
zaczyna. Jest tam jeszcze małym strumyczkiem, który latem lubi całkiem wyschnąć.
Odrobinę niżej, gdzie przeradza się w strumień (ale jeszcze nie rzekę), kiedyś
były <span style="mso-spacerun: yes;"> </span>pstrągi, które łowiło się „na rękę”.
Ale dziś już ich nie ma, bo przepędziły je detergenty. Dzięki detergentom,
oprócz plam na obrusach, nie ma więc w mojej wsi także pstrągów. Są dopiero w
Łosiu. W smażalni.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Z domu kumpla do mojego domu
biegam czasem, kiedy odwiedzimy go z grupką przyjaciół i zostaniemy na noc.
Większość wraca po nocy do domu samochodem, za to ja wkładam buty i lecę pod
górę na piechotę. Bardzo lubię tę trasę, przez pierwszych kilka kilometrów
prowadzi ona brzegiem jeziora, potem przez Uście Gorlickie, które od zawsze
kojarzy mi się z miasteczkiem z Przystanku Alaska, a potem długo pod górę do
krzyża, przy którym odbija się w prawo, skąd ostatni fragment aż do samego domu wiedzie szerokimi
łąkami. Po drugiej stronie doliny rozciąga się grzbiet Magury Małastowskiej.
Jest to bez dwóch zdań wyjątkowo piękne miejsce na Ziemi.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Tamtego dnia coś mnie podkusiło i
zboczyłem z drogi, którą biegam zazwyczaj. Jakieś dwa kilometry za Uściem skręciłem
w prawo. W las. Początkowo droga do zwózki drewna była w miarę łagodna i twarda.
Jednak z każdym kolejnym krokiem w gęstwinę, coraz mniej było żwiru a coraz
więcej błota. No i jakoś stromo się zrobiło. W pewnym momencie dotarłem do
rozwidlenia drogi, która gwoli prawdy to drogi już nawet nie przypominała. Ot,
wąski przesmyk między drzewami, którym jakiś czas temu jechał ciągnik. Bo na
pewno nie koń. Konie pociągowe w mojej okolicy już dawno podzieliły los
pstrągów. Choć dla nich to może i dobrze, bo łatwego życia w beskidzkich lasach
to te zimnokrwiste olbrzymy na pewno nie miały…</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Rozum podpowiadał mi iść w prawo,
tam gdzie wewnętrzny kompas wskazywał dom. Jednak jako że serce chciało na lewo,
to ruszyłem w lewo. Już nie biegiem, bo po pierwsze było za stromo, a po drugie
wczesnowiosenny las był tak piękny, że chciałem się nim nacieszyć jak najdłużej.
Nagle z sympatycznego stanu leniwej kontemplacji wybudziło mnie niecodzienne spotkanie.
Otóż gapiąc się bardziej na boki niż przed siebie, dosłownie wszedłem na dwie
łanie, które jak mnie zobaczyły, to zrobiły całkiem okrągłe oczy. Były tak zdziwione,
że do ucieczki rzuciły się dopiero po chwili. Poleciały – dosłownie – odbijając
się chyba od powietrza, a ja za nimi zapominając zupełnie o stromiźnie z jaką
się mierzyłem.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="mso-spacerun: yes;"></span>Kiedy w końcu wdrapałem się na wzniesienie,
moim oczom ukazał się kolejny niezwykły widok. Łanie się pasą, jedna chyba z
zeszłego roku bo większa, za to druga znacznie mniejsza, zapewne młodziutka, a odrobinę
wyżej – jakieś 30 metrów ode mnie – stoi byczek, patrzy w moim kierunku i
szczeka. Nigdy wcześniej nie widziałem szczekającego byka, a już na pewno nie z
tak bliska. Zatrzymałem się udając, że mnie tam nie ma i czekając, co też uczynią
te leśne stwory. Ja więc czekam, a te jak gdyby nigdy nic – samice dalej się
pasą, a samiec dalej szczeka. Postanowiłem zbliżyć się do nich na jak najmniejszą
odległość. Pozwoliły mi podejść jakieś 10 metrów, po czym cała trójka, niczym
duchy, odfrunęły w las. Chwilę jeszcze próbowałem podążać ich śladem, jednak od
początku wiedziałem, że drugi raz już na mnie nie poczekają. Ani nie poszczekają.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Dzięki tej pięknej przygodzie przez
chwilę poczułem się jak tropiciel z dawnych lat, jak afrykański myśliwy z książki
o naturalnych biegaczach, tylko w beskidzkim wydaniu. Taki trochę pierdołowaty,
bo przecież moje „antylopy” <span style="mso-spacerun: yes;"> </span>zostawiły
mnie w tyle właściwie bez wysiłku, ale jednak tropiciel! Na szczęście akurat
tamtego dnia surowe mięso nie było mi potrzebne, wszak w domu czekały na mnie
płatki owsiane. A jakby mi zabrakło mleka, zawsze mogłem wytropić krowę sąsiada!
Ale do tego trzeba było jeszcze pokonać ostatnie dwa kilometry grzbietem
bezkresnej połoniny… <span style="mso-spacerun: yes;"> </span><span style="mso-spacerun: yes;"> </span><span style="mso-spacerun: yes;"> </span><span style="mso-spacerun: yes;"> </span><span style="mso-spacerun: yes;"> </span><span style="mso-spacerun: yes;"> </span><span style="mso-spacerun: yes;"> </span><span style="mso-spacerun: yes;"> </span><span style="mso-spacerun: yes;"> </span></div>
baraszkohttp://www.blogger.com/profile/04808619496601079717noreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-8389650111292421823.post-53392422800518679342015-03-25T13:50:00.000+01:002015-03-25T14:10:07.862+01:00Saucony Kinvara 3 - opinia<div style="text-align: justify;">
Pierwszego dnia astronomicznej wiosny 2015 roku plan treningu zakładał 17 kilometrów leśną ścieżką w spokojnym tempie i w dobrym towarzystwie. Biegnę z przyjacielem - tym samym, który 6 lat temu namówił mnie do pokonania pierwszego maratonu. Jest bezwietrznie, świeci słońce, i tylko poranny chłód wciąż trzyma - moja jedna warstwa to jednak za mało, trzeba było zarzucić na grzbiet coś jeszcze... Ale już za późno, jesteśmy w połowie drogi do lasu, tniemy powietrze równym krokiem, a nasze biegowe buty ledwie muskają twardy, zimny asfalt.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Mam dziś ochotę się rozerwać!</div>
<div style="text-align: justify;">
- Myślisz, że to dobry moment?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Po 2 latach i 2 tysiącach kilometrów to chyba żaden wstyd?</div>
<div style="text-align: justify;">
- To zależy, czy to były dobre 2 lata...</div>
<div style="text-align: justify;">
- Najlepsze! W tym życiówki w maratonie, półmaratonie i w biegu na dychę...</div>
<div style="text-align: justify;">
- No to nie ma o czym mówić. Rozerwij się, już najwyższa pora!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
No i jak powiedział, tak zrobił. Mój wysłużony treningowo-wyścigowy lewy Saucon Kinvara rozerwał się w miejscu, w którym w obutej w niego stopie środkowa część łączy się z paliczkami. Rana, choć jest szarpana, wygląda jak cięta. Ma ze dwa centymetry długości i ogromny potencjał do postępowania. Można by było próbować ją kleić, ale nie będę tego robił. W końcu Saucon jest już biegowym weteranem, a weterani nie lubią by ich ściągać z pola bitwy. Dobiegam go do końca, do ostatniej nitki trzymającej cholewkę w jednym kawałku.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Jestem emocjonalnym typem biegacza i przyzwyczajam się do sprzętu, w którym biegam. W miarę możliwości dbam o niego, a kiedy dowiaduję się, że wyszedł inny, lepszy model jakiegoś elementu wyposażenia, zamiast od razu lecieć do sklepu, przyglądam się temu, który już mam i staram się dostrzec w nim tyle zalet, by nie pragnąć nowego. Nie inaczej było z parą butów Saucony Kinvara, które przyleciały do mnie ponad dwa lata temu z Kanady, i przez cały ten czas było wiele pokus, by uznać je za niepotrzebne lub nie dość dobre i upchnąć na dno szafy. Coś jednak sprawiało, że prawie za każdym razem, gdy stawałem przed wyborem, które buty założyć na trening lub start, moje stopy ostatecznie lądowały w przytulnym, ciemnym wnętrzu żółtych wyścigówek. I zwykle bardzo dobrze na tym wychodziły!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://1.bp.blogspot.com/-DYToFor6xqM/VRKt7l9Lh_I/AAAAAAAABMk/fB9T7IC-DF4/s1600/w%2Bsauconach.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-DYToFor6xqM/VRKt7l9Lh_I/AAAAAAAABMk/fB9T7IC-DF4/s1600/w%2Bsauconach.jpg" height="300" width="400" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><br /></td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
W Sauconach trenowałem i startowałem właściwie bez przerwy, z małymi wyjątkami na biegi górskie. W poprzednim roku poprawiłem w nich swoje dotychczasowe rekordy życiowe na dystansach: 10 kilometrów (Bieg Raszyński, 41:03), półmaratonu (Półmaraton Pabianicki, 1:31:22) i maratonu (Maraton Łódzki, 03:22:34). Sprawdziły się na wszystkich rodzajach nawierzchni i we wszelkich możliwych warunkach atmosferycznych. Biegałem w nich latem i zimą, w deszczu i w śniegu, czasem po błocie a czasem po lodzie. Nigdy nie sprawiły mi najmniejszego zawodu, doskonale sprawdzały się zarówno na szybkich treningach na bieżni jak i na długich wybieganiach brzegiem Wisły czy po podlaskich bezdrożach.
<br />
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-5GbJDyJYCRs/VRKuKgo4ajI/AAAAAAAABMs/cr6vzIN1ZRA/s1600/miko%26darek%2Bsaucony.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-5GbJDyJYCRs/VRKuKgo4ajI/AAAAAAAABMs/cr6vzIN1ZRA/s1600/miko%26darek%2Bsaucony.jpg" height="291" width="400" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Kinvary to doskonałe połączenie obuwia tradycyjnego z nurtem minimalistycznym. Według mnie to buty wręcz idealne dla tych, którzy chcieliby przejść na minimalistyczną stronę mocy, ale trochę się boją. Stopy są w nich nieźle amortyzowane, za to nieszczególnie stabilizowane. Dzięki temu biegnąc mamy poczucie pełnej kontroli nad tym, co się dzieje tam na dole. W Kinvarach łatwo można więc przybliżyć się do ziemi, dopracować technikę i zrobić tym samym ostatni krok w kierunku biegowego minimalizmu. Nie ryzykując zanadto kontuzji, bo to naprawdę bardzo bezpieczne i przyjazne biegaczowi buty.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Nie wiem, czy zdążę w nich dobiegać ten sezon do końca, zanim rozerwą się na amen. Marzeniem byłoby pożegnać się hucznie nową życiówką z palcami na wierzchu na mecie maratonu w Koszycach w październiku. Gdyby jednak okazało się, że będziemy musieli rozstać się wcześniej i nie doczekamy kolejnego wspólnego medalu, na pewno będę miał z biegania w moich żółtych Saucony Kinvara same dobre wspomnienia. I będę je gorąco polecał wszystkim biegającym znajomym. A kto wie, może kiedyś znów będzie mi dane w nie wskoczyć i pobiec przed siebie... Nie miałbym nic przeciwko! </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-Sr3Kicjicds/VRKuZeGU09I/AAAAAAAABM0/Y1J4FcFyrKE/s1600/saucon%2Bemeryt.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-Sr3Kicjicds/VRKuZeGU09I/AAAAAAAABM0/Y1J4FcFyrKE/s1600/saucon%2Bemeryt.JPG" height="287" width="400" /></a></div>
baraszkohttp://www.blogger.com/profile/04808619496601079717noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-8389650111292421823.post-58097396903833033132015-03-15T19:19:00.001+01:002015-03-16T18:31:04.195+01:00Ultra-Trejl du Warsowi<div style="text-align: justify;">
Punktualnie o 9 rano 15 marca 2015 roku siedemnastu śmiałków wyruszyło z parkingu przy ulicy Bartyckiej w Warszawie zmierzyć się z niezwykłym i prawdopodobnie bezprecedensowym wyzwaniem. Zadanie, które nakreśliła im liderka grupy Ewa Siwoń, polegało na zdobyciu biegiem pięciu szczytów formacji zwanej w pewnych kręgach Koroną Warszawy. Były to: Kopa Cwila, Górka Szczęśliwicka, Górka Moczydłowska, Góra Gnojna oraz Kopiec Czerniakowski. Przedstartowe szacunki wskazywały na to, że osiągnięcie celu będzie wymagało od dzielnych biegaczy pokonania około 34 morderczych kilometrów po miejskiej dżungli. Zapraszamy na naszą relację z wydarzenia okrzykniętego z francuska "Ultra-Trejl du Warsowi"!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-ByR4-eMwyZE/VQXLHw9m11I/AAAAAAAABL0/ofYjwcCpYGo/s1600/utdw.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-ByR4-eMwyZE/VQXLHw9m11I/AAAAAAAABL0/ofYjwcCpYGo/s1600/utdw.jpg" height="368" width="640" /></a> </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Pierwsze kilometry przebiegły nadzwyczaj spokojnie, grupa biegła w zwartym szyku, pewnie i żwawo. Niecodzienny widok ponad tuzina atletów przemykających niczym cienie przez najbardziej niebezpieczne rewiry miasta, wzbudzał podziw przechodniów. Południowy wiatr, w tej chwili jeszcze niemocny by zaszkodzić naszym śmiałkom, dął im w harde oblicza zwiastując jednocześnie istną przeprawę przez mękę na końcowym fragmencie trasy. Będą wtedy zmęczeni, nadbiegną z północy, ujmując rzecz z pewną dawką ironii - będzie im wówczas z wichrem do twarzy... Jednak zostawmy te rozważania, wszak obecnie są w pełni sił, skoncentrowani i pewni każdego pokonywanego kroku. W niespełna pół godziny od startu dotarli do pierwszego szczytu - ursynowskiej Kopy Cwila!</div>
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://3.bp.blogspot.com/-bpAdqjsivqY/VQWuCoM4hNI/AAAAAAAABHQ/Ot54hbMSJK0/s1600/kopa%2Bcwila.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-bpAdqjsivqY/VQWuCoM4hNI/AAAAAAAABHQ/Ot54hbMSJK0/s1600/kopa%2Bcwila.jpg" height="300" width="400" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Moment zdobycia Kopy Cwila</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Nagle ziemia zadudniła, i to nie było tup tup, to było jak przemarsz wojsk, jak stado jaguarów spuszczonych ze smyczy, istne bum bum! To nasi śmiałkowie puścili się w dół ku Dolince Służewieckiej niczym kołczan indiańskich strzał wystrzelony na raz, niczym rodzina jastrzębi nurkująca z przestworzy by dopaść swoją ofiarę. Nie minęło dziesięć sekund, a już zmierzali w stronę przejścia podziemnego pod ulicą Puławską. To ciemne, złowrogie miejsce mogło oznaczać tylko jedno...</div>
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://3.bp.blogspot.com/--HaLutuMka8/VQWuQ0CjNUI/AAAAAAAABHY/Dv_i-S3c9h8/s1600/podziemia%2Bmordoru.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/--HaLutuMka8/VQWuQ0CjNUI/AAAAAAAABHY/Dv_i-S3c9h8/s1600/podziemia%2Bmordoru.jpg" height="300" width="400" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Podziemia prowadzące do Mordoru</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Mordor! Wbiegli w ten nieprzyjazny świat konstrukcji ze szkła i hartowanej stali, podziemnych parkingów, ogromnych logotypów na szczytach biurowców, służbowych opli insignia i kantyn smakujących glutaminianem sodu. Do pokonania mieli zawsze niebezpieczną przełęcz nad ulicą Marynarską, wąskie chodniki ulicy Postępu, i wreszcie rejon zwany "Sercem Mordoru" oraz imperium korpokorków - ulicę Domaniewską.</div>
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://3.bp.blogspot.com/-N-WVqScNjTY/VQWwnOrCJDI/AAAAAAAABHk/bX_WEXEMqeY/s1600/prze%C5%82%C4%99cz%2Bnad%2Bmarynarsk%C4%85.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-N-WVqScNjTY/VQWwnOrCJDI/AAAAAAAABHk/bX_WEXEMqeY/s1600/prze%C5%82%C4%99cz%2Bnad%2Bmarynarsk%C4%85.jpg" height="300" width="400" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Przełęcz nad Marynarską</td></tr>
</tbody></table>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://1.bp.blogspot.com/-s_4FEXT5G1U/VQWw0aDnd5I/AAAAAAAABHs/rXWPzwobTb8/s1600/widok%2Bz%2Bprze%C5%82%C4%99czy.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-s_4FEXT5G1U/VQWw0aDnd5I/AAAAAAAABHs/rXWPzwobTb8/s1600/widok%2Bz%2Bprze%C5%82%C4%99czy.jpg" height="400" width="300" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Widok z przełęczy</td></tr>
</tbody></table>
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://4.bp.blogspot.com/-xNWzoPEA1M8/VQWxAGuZLvI/AAAAAAAABH0/nL5yj4sW7fc/s1600/serce%2Bmordoru.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-xNWzoPEA1M8/VQWxAGuZLvI/AAAAAAAABH0/nL5yj4sW7fc/s1600/serce%2Bmordoru.jpg" height="300" width="400" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Serce Mordoru - ulica Domaniewska</td></tr>
</tbody></table>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
Jednak naszym śmiałkom biurowe ostępy niestraszne, i już wkrótce minęli granice tych złowieszczych ziem. Teraz wkroczyli w znacznie przyjaźniejszy rewir warszawskich Włoch, dokąd dotarli granią nasypu torów kolejowych oraz tunelem linii prowadzącej na lotnisko. Do drugiego szczytu - Górki Szczęśliwickiej - zostało już naprawdę niewiele. Tylko minąć oś ulicy Grójeckiej!</div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-wxmtstLVETI/VQW0whwbY6I/AAAAAAAABIA/MS_Icb8yp5w/s1600/nasyp.jpg" imageanchor="1"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-wxmtstLVETI/VQW0whwbY6I/AAAAAAAABIA/MS_Icb8yp5w/s1600/nasyp.jpg" height="300" width="400" /></a></div>
<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-jeG8RtlSC2Y/VQW0_QpS5DI/AAAAAAAABII/lZes_dM6vWI/s1600/w%2Bd%C3%B3%C5%82%2Btor%C3%B3w.jpg" imageanchor="1"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-jeG8RtlSC2Y/VQW0_QpS5DI/AAAAAAAABII/lZes_dM6vWI/s1600/w%2Bd%C3%B3%C5%82%2Btor%C3%B3w.jpg" height="300" width="400" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-7WpzWCSPRoA/VQW1PSYxMyI/AAAAAAAABIQ/zOhEIFZ3RkU/s1600/w%2Bd%C3%B3%C5%82%2Btor%C3%B3w%2BII.jpg" imageanchor="1"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-7WpzWCSPRoA/VQW1PSYxMyI/AAAAAAAABIQ/zOhEIFZ3RkU/s1600/w%2Bd%C3%B3%C5%82%2Btor%C3%B3w%2BII.jpg" height="300" width="400" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://2.bp.blogspot.com/-cgTV-00i8o4/VQW1mmk_FKI/AAAAAAAABIY/5j8AlEWXRzY/s1600/w%2Bg%C3%B3r%C4%99%2Bnasypu.jpg" imageanchor="1"><img border="0" src="http://2.bp.blogspot.com/-cgTV-00i8o4/VQW1mmk_FKI/AAAAAAAABIY/5j8AlEWXRzY/s1600/w%2Bg%C3%B3r%C4%99%2Bnasypu.jpg" height="300" width="400" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-rpu3Nlx3nZQ/VQW2vRVNYZI/AAAAAAAABIk/Mv7gTj4OifE/s1600/mijaj%C4%85c%2Bgr%C3%B3jeck%C4%85.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-rpu3Nlx3nZQ/VQW2vRVNYZI/AAAAAAAABIk/Mv7gTj4OifE/s1600/mijaj%C4%85c%2Bgr%C3%B3jeck%C4%85.jpg" height="300" width="400" /></a></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Drugi szczyt okazał się zgoła trudniejszy do zdobycia niż pierwszy. Nie dość, że w nogach naszych śmiałków odłożyło się już kilka kilometrów więcej, to i podejście okazało się znacznie bardziej wymagające. Partia szczęśliwickich regli była jeszcze stosunkowo łaskawa, jednak wyższe piętra zmusiły biegaczy do wzmożonego wysiłku. Najpierw kamienne schody, a później spektakularna wspinaczka wykończyły ich do tego stopnia, że na szczycie próżno było wskazać jedną osobę zdolną by miarowo oddychać.</div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-UrsqJbhTNvU/VQW5aaen9XI/AAAAAAAABIw/ufxQ93WStCY/s1600/partia%2Bregli.jpg" imageanchor="1"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-UrsqJbhTNvU/VQW5aaen9XI/AAAAAAAABIw/ufxQ93WStCY/s1600/partia%2Bregli.jpg" height="300" width="400" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-ZzuEvbwnBYc/VQW5fEFpusI/AAAAAAAABI4/FpFpAP0x2ng/s1600/kamienne%2Bschody.jpg" imageanchor="1"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-ZzuEvbwnBYc/VQW5fEFpusI/AAAAAAAABI4/FpFpAP0x2ng/s1600/kamienne%2Bschody.jpg" height="300" width="400" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-kP6Ps-TNhuo/VQW5j6CRwpI/AAAAAAAABJA/08PeDX-nO3s/s1600/na%2Bszcz%C4%99%C5%9Bliwickim%2Bszczycie.jpg" imageanchor="1"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-kP6Ps-TNhuo/VQW5j6CRwpI/AAAAAAAABJA/08PeDX-nO3s/s1600/na%2Bszcz%C4%99%C5%9Bliwickim%2Bszczycie.jpg" height="300" width="400" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
Górka Szczęśliwicka zdobyta! Można gnać dalej. Jednak w szeregi grupy wdaje się na tym etapie już nie tylko zmęczenie ale i powątpiewanie, czego przykrym efektem staje się rezygnacja kilku uczestników wyprawy. Na szczęście organizatorka Ewa Siwoń dostaje meldunek, że na kolejnym szczycie - Górce Moczydłowskiej - już oczekuje wsparcie. Grupa znów jest w dobrym nastroju, co przypieczętowuje pamiątkowe zdjęcie dyrekcji Ultra-Trejl du Warsowi - głównej organizatorki oraz kierownika działu promocji - przy ulicy Na Bateryjce, której to nazwa w sympatyczny sposób nawiązuje do temperamentu obojga.</div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-H2pkyTOcl48/VQW7rh02CwI/AAAAAAAABJM/tgpUNRawim4/s1600/na%2Bbateryjce.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-H2pkyTOcl48/VQW7rh02CwI/AAAAAAAABJM/tgpUNRawim4/s1600/na%2Bbateryjce.jpg" height="400" width="300" /></a></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Dalej trasa wiedzie wśród dobrze już nam znanych miejskich krajobrazów: przejść podziemnych, chodników wzdłuż głównych arterii, a także w okolicach torów kolejowych. Tylko ulica Armatnia nieco zaskakuje swoim kameralnym charakterem i ukrytymi podwórkami, które sprawiają wrażenie, jakby czas zatrzymał się na nich kilkadziesiąt lat temu. Grupa pobiegła po kocich łbach w kierunku północnym.</div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-5vUXqxv3Qr8/VQXBxMFc8eI/AAAAAAAABJc/xRMTYoDEdFU/s1600/tunel.jpg" imageanchor="1"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-5vUXqxv3Qr8/VQXBxMFc8eI/AAAAAAAABJc/xRMTYoDEdFU/s1600/tunel.jpg" height="300" width="400" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-NhfKCCRm-NE/VQXB0shz5gI/AAAAAAAABJk/mW-iu8FJhYE/s1600/tory.jpg" imageanchor="1"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-NhfKCCRm-NE/VQXB0shz5gI/AAAAAAAABJk/mW-iu8FJhYE/s1600/tory.jpg" height="300" width="400" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Przenieśmy się teraz piorunem do Parku Moczydłowskiego. To co się tam dzisiaj wydarzyło, to była najprawdziwsze poezja biegania. Z jakąż oni gracją pokonali kilkaset metrów karkołomnego podbiegu pod tamtejszą górkę. Te dziarskie susy, ta praca rąk niczym ruch wahadeł amerykańskich szybów naftowych, ten rozdzierający trzewia oddech, którego każde tchnienie było skalkulowane na ten jeden moment nadludzkiego wysiłku. Zespół kilkunastu postaci przypuszczających trzeci już dzisiaj atak szczytowy z daleka wyglądał jak wataha wilków goniąca swoją ofiarę. A ich ofiarą był szczyt!</div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/--n31Yyz23sQ/VQXCaWtpzEI/AAAAAAAABJ0/IG5KyrgLMJ8/s1600/atak%2Bszczytowy.jpg" imageanchor="1"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/--n31Yyz23sQ/VQXCaWtpzEI/AAAAAAAABJ0/IG5KyrgLMJ8/s1600/atak%2Bszczytowy.jpg" height="300" width="400" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-MwT4jxznfL0/VQXCe62mPkI/AAAAAAAABJ8/9j51ylXDWxs/s1600/atak%2Bszczytowy%2BI.jpg" imageanchor="1"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-MwT4jxznfL0/VQXCe62mPkI/AAAAAAAABJ8/9j51ylXDWxs/s1600/atak%2Bszczytowy%2BI.jpg" height="300" width="400" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://2.bp.blogspot.com/-3vJS_pz9fBY/VQXCiuiSMTI/AAAAAAAABKE/sb_rJfBs6TU/s1600/na%2Bmoczyd%C5%82owskim%2Bszczycie.jpg" imageanchor="1"><img border="0" src="http://2.bp.blogspot.com/-3vJS_pz9fBY/VQXCiuiSMTI/AAAAAAAABKE/sb_rJfBs6TU/s1600/na%2Bmoczyd%C5%82owskim%2Bszczycie.jpg" height="300" width="400" /></a></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Nasi herosi nie zabawili jednak na górze zbyt długo. Już po chwili znów rączo gnali po pokrytym zieloną murawą zboczu, tym razem w dół. Kierowali się w kierunku Cmentarza Powązkowskiego, dalej ulic Stawki i Sanguszki aż po jakimś czasie dotarli do zbocza skarpy, z której spoglądało na nich spowite późnozimowym rozleniwieniem warszawskie Stare Miasto. A to znak, że przedostatni szczyt na trasie Ultra-Trejl du Warsowi już tuż tuż!</div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-cZYUllh9Yg8/VQXFTlZ8-iI/AAAAAAAABKg/uNY8S4YVLuw/s1600/zbieg.jpg" imageanchor="1"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-cZYUllh9Yg8/VQXFTlZ8-iI/AAAAAAAABKg/uNY8S4YVLuw/s1600/zbieg.jpg" height="300" width="400" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-w9PjoVl0z6M/VQXFWHQ6ruI/AAAAAAAABKo/Vn2c-FMjvfk/s1600/zbiegI.jpg" imageanchor="1"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-w9PjoVl0z6M/VQXFWHQ6ruI/AAAAAAAABKo/Vn2c-FMjvfk/s1600/zbiegI.jpg" height="300" width="400" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-Ob0m74VLkgI/VQXFX7CiPFI/AAAAAAAABKw/-bIZ_BB4POM/s1600/zbiegII.jpg" imageanchor="1"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-Ob0m74VLkgI/VQXFX7CiPFI/AAAAAAAABKw/-bIZ_BB4POM/s1600/zbiegII.jpg" height="300" width="400" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://2.bp.blogspot.com/-Ps5-XUNfL98/VQXFA3q39gI/AAAAAAAABKQ/z5Arvjvfyjk/s1600/przy%2Bko%C5%9Bciele.jpg" imageanchor="1"><img border="0" src="http://2.bp.blogspot.com/-Ps5-XUNfL98/VQXFA3q39gI/AAAAAAAABKQ/z5Arvjvfyjk/s1600/przy%2Bko%C5%9Bciele.jpg" height="300" width="400" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://2.bp.blogspot.com/-WzUoMnHNiZE/VQXFFqFvMTI/AAAAAAAABKY/FLhZdBUPLNM/s1600/pod%2Bstar%C3%B3wk%C4%85.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://2.bp.blogspot.com/-WzUoMnHNiZE/VQXFFqFvMTI/AAAAAAAABKY/FLhZdBUPLNM/s1600/pod%2Bstar%C3%B3wk%C4%85.jpg" height="300" width="400" /></a></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Góra Gnojna, choć stroma, okazała się dla naszych biegaczy przysłowiową pestką. Wbiegli na nią energicznie jak źrebaki, zrobili kilka zdjęć do archiwum wyprawy, by już po chwili sunąć rytmicznie wzdłuż Wisły w kierunku południowym. Tak jak się obawiano, czołowy wiatr bardzo utrudniał ekspedycję, jednak śmiałkowie nie od tego są śmiałkami by złamał ich zwykły wicher. Zaraz minęli Most Świętokrzyski, pomnik Syreny, Most Poniatowskiego, świeżo wyremontowany bulwar na wysokości Powiśla, by po chwili wbić się w dzikie zarośla nieopodal Portu Czerniakowskiego. To już tylko 2 kilometry do mety!<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://2.bp.blogspot.com/-2FhCIeKEfMc/VQXiEDZT_MI/AAAAAAAABME/nAf2YYfuGZ4/s1600/na%2Bgnojnej.jpg" imageanchor="1"><img border="0" src="http://2.bp.blogspot.com/-2FhCIeKEfMc/VQXiEDZT_MI/AAAAAAAABME/nAf2YYfuGZ4/s1600/na%2Bgnojnej.jpg" height="300" width="400" /></a></div>
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://2.bp.blogspot.com/-s0Yf0IxAX10/VQXHQdNXDlI/AAAAAAAABK8/TIt8-mSHQ8w/s1600/syrenka.jpg" imageanchor="1"><img border="0" src="http://2.bp.blogspot.com/-s0Yf0IxAX10/VQXHQdNXDlI/AAAAAAAABK8/TIt8-mSHQ8w/s1600/syrenka.jpg" height="300" width="400" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-wDeOwCfsg5A/VQXHTW9PymI/AAAAAAAABLE/wG5r6Kc6ygw/s1600/rower.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-wDeOwCfsg5A/VQXHTW9PymI/AAAAAAAABLE/wG5r6Kc6ygw/s1600/rower.jpg" height="300" width="400" /></a></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Jeszcze tylko Czerniakowska, jeszcze tylko skręt w lewo w Bartycką, dosłownie w locie przeskakują na drugą jej stronę, mijają parking, z którego kilka godzin wcześniej wystartowali, jeszcze tylko 350 schodów prowadzących na szczyt Kopca Czerniakowskiego i... jeeeeeest, sąąąąąą, zrobili to!!! Przebiegli 34 kilometry, zdobyli Biegową Koronę Warszawy, dotarli do samej mety! Bohaterowie!!! I tylko duma może nas rozpierać, że są ludzie, którym się chce. Którym się chce wymyślać, realizować takie przedsięwzięcia a później się nimi cieszyć! </div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-Bx6RSmjlPJI/VQXIf3zvl_I/AAAAAAAABLM/co2iH4M1gVE/s1600/pod%2Bkopiec.jpg" imageanchor="1"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-Bx6RSmjlPJI/VQXIf3zvl_I/AAAAAAAABLM/co2iH4M1gVE/s1600/pod%2Bkopiec.jpg" height="300" width="400" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-0uZA0I28gkI/VQXIicHc6UI/AAAAAAAABLU/RQDLtVROdRU/s1600/pod%2BkopiecII.jpg" imageanchor="1"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-0uZA0I28gkI/VQXIicHc6UI/AAAAAAAABLU/RQDLtVROdRU/s1600/pod%2BkopiecII.jpg" height="300" width="400" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-yMrWX_ptqms/VQXIlM38H9I/AAAAAAAABLc/Tbb48DwJ8c8/s1600/pod%2BkopiecIII.jpg" imageanchor="1"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-yMrWX_ptqms/VQXIlM38H9I/AAAAAAAABLc/Tbb48DwJ8c8/s1600/pod%2BkopiecIII.jpg" height="300" width="400" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-7uUgF1mLwwE/VQXJFZp7TTI/AAAAAAAABLk/Rfd5WaMtpUs/s1600/na%2Bkopcu.jpg" imageanchor="1"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-7uUgF1mLwwE/VQXJFZp7TTI/AAAAAAAABLk/Rfd5WaMtpUs/s1600/na%2Bkopcu.jpg" height="300" width="400" /></a></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Na koniec tego niezwykłego dnia i niecodziennego wydarzenia, każdy z bohaterów otrzymał od szacownej organizatorki jeszcze bardziej niecodzienny medal - wykonane ręcznie piernikowe serce z wylukrowanym skrótem UTW, od Ultra-Trejl de Warsowi. Dla takich chwil warto żyć. I Warszawa uroniła łzę, gdy zobaczyła, co też się tu dzisiaj wydarzyło... </div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-2laIg77AfCc/VQXJgrcsUhI/AAAAAAAABLs/kbf-N0zzShQ/s1600/warszawa.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-2laIg77AfCc/VQXJgrcsUhI/AAAAAAAABLs/kbf-N0zzShQ/s1600/warszawa.jpg" height="300" width="400" /></a></div>
<br />
***<br />
<br />
WYDARZENIE ZAINSPIROWANE PROJEKTEM "<a href="https://www.facebook.com/koronawarszawy" target="_blank">KORONA WARSZAWY</a>"baraszkohttp://www.blogger.com/profile/04808619496601079717noreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-8389650111292421823.post-21109604635332315292015-03-13T22:00:00.000+01:002015-03-13T22:00:44.292+01:00Zimowy Ultramaraton Karkonoski 2015<div style="text-align: justify;">
Nagle poczułem się lekko. Zniknął gdzieś ciężar nabitych ud, łydki odzyskały sprężystość, a ramiona znów pracowały na najwyższych obrotach. Z dumnie wypiętą piersią gnałem w dół karpackiego deptaka, stopy w pełnym pędzie lekko tylko muskały równy asfalt, a łokcie dziarsko dźgały zostawiane za plecami powietrze. Mijane dzieci patrzyły zdziwione zza trzymanych w małych dłoniach patyków spowitych watą cukrową, a dorośli nieśmiało oklaskiwali kolejnego śmiałka, który swym ostatnim zbiegiem żegnał się z niezwykłą 52-kilometrową trasą ZUK-a. Czułem się szczęśliwy.</div>
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://2.bp.blogspot.com/-Lj8BP037h0k/VQNIFo94B1I/AAAAAAAABGY/y1cdlATEGJc/s1600/wojtek%2B%C5%82u%C5%BCniak.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://2.bp.blogspot.com/-Lj8BP037h0k/VQNIFo94B1I/AAAAAAAABGY/y1cdlATEGJc/s1600/wojtek%2B%C5%82u%C5%BCniak.jpg" height="266" width="400" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Fot. Wojtek Łużniak</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
<br />
"A co to ten ZUK?" - zapytał mnie w sms-ie kolega w odpowiedzi na triumfalną wiadomość, jaką wysłałem mu chwilę po minięciu linii mety. Najpierw wpisał hasło w wyszukiwarkę, ale wyskoczyły mu setki zdjęć lubelskiego dostawczaka, więc dał za wygraną. Odpisałem mu, że Zimowy Ultramaraton Karkonoski - w skrócie ZUK - to najpiękniejszy bieg, w jakim kiedykolwiek uczestniczyłem. A nawet nie bieg, a w ogóle jedno z najpiękniejszych wydarzeń w moim życiu.</div>
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://1.bp.blogspot.com/-mzxNtXJvPEQ/VQNIamdnwdI/AAAAAAAABGg/0xUe482FLYg/s1600/iwona%2Bel%2Btanbouli-jablonska.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-mzxNtXJvPEQ/VQNIamdnwdI/AAAAAAAABGg/0xUe482FLYg/s1600/iwona%2Bel%2Btanbouli-jablonska.jpg" height="400" width="266" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Fot. Iwona El Tanbouli-Jabłońska</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
<br />
Albowiem ZUK to nie tylko piękna trasa w pięknych Karkonoszach, ale przede wszystkim piękni ludzie o pięknych sercach. Piękna jest też idea, dla której tłum biegaczy już drugi rok z rzędu zebrał się początkiem marca w Karpaczu, by wspólnym biegiem uczcić pamięć o Tomku Kowalskim, znakomitym himalaiście i ultramaratończyku, który dwa lata temu pozostał w ukochanych górach na zawsze... </div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
Nie byłoby ZUK-a gdyby nie narzeczona Tomka Agnieszka, jego wspólniczka Ania, rodzina i dziesiątki przyjaciół. To oni stoją za całą organizacją, za każdym wydrukowanym numerem startowym, za każdym znacznikiem na trasie, za każdą obraną pomarańczą, później łapczywie połykaną przez uczestników na punkcie odżywczym w Domu Śląskim pod Śnieżką, wreszcie za każdym ręcznie wykonanym medalem, który w sobotni wieczór dumnie prezentował się na piersiach tych, którzy raptem kilka godzin wcześniej dotarli do mety w Karpaczu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://3.bp.blogspot.com/-U9SVtVVmlA0/VQNMecQ_PKI/AAAAAAAABGs/VAVQupZP5uQ/s1600/wojtek%2B%C5%82u%C5%BCniak%2Bmedal.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-U9SVtVVmlA0/VQNMecQ_PKI/AAAAAAAABGs/VAVQupZP5uQ/s1600/wojtek%2B%C5%82u%C5%BCniak%2Bmedal.jpg" height="266" width="400" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Fot. Wojtek Łużniak</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
<br />
Przy czym ZUK jest równie piękny co trudny. 52 kilometry same w sobie robią wrażenie, jednak kiedy dorzucimy do tego kopny śnieg miejscami sięgający kolan, wiatr i trudne technicznie trawersy, okaże się, że teoretycznie wygórowany limit 11 godzin na ukończenie wcale nie jest nieuzasadniony. Tym bardziej zasługuje na szacunek fakt, że z 245 startujących osób, tylko pięć nie dotarło do mety.</div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
ZUK to moja wielka biegowa miłość od pierwszego wejrzenia, to moc pięknych wspomnień, cudownych ludzi i wielkich emocji. By choć na chwilę do nich wrócić, codziennie rozkładam papierową mapę trasy i staram się sobie przypomnieć, co robiłem lub widziałem w jakimś jej punkcie. I wiecie co? Odpowiedź jest zawsze taka sama: biegłem i patrzyłem na góry. Po prostu biegłem i patrzyłem na góry...</div>
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://4.bp.blogspot.com/-Id14A5qYntY/VQNN7a2A4MI/AAAAAAAABHA/zouuSK4RxEc/s1600/zuk2.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-Id14A5qYntY/VQNN7a2A4MI/AAAAAAAABHA/zouuSK4RxEc/s1600/zuk2.jpg" height="266" width="400" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Fot. Krzysztof Lisowski</td></tr>
</tbody></table>
baraszkohttp://www.blogger.com/profile/04808619496601079717noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-8389650111292421823.post-8580079091959655082015-03-04T18:23:00.001+01:002015-03-04T22:18:57.706+01:00O czwartej nad ranem<div style="text-align: justify;">
Ciemna noc, mgła, mokry śnieg i zdradliwy lód pod stopami. Do tego strach, strach o wielkich oczach, dużo większych niż snopek światła czołówki wstydliwie wypatrujący pewnej drogi pod moimi niepewnymi stopami. Strach zupełnie nieuzasadniony, bo przecież las o czwartej nad ranem wcale nie jest niebezpieczny. Niebezpieczna jest tylko wyobraźnia. Biegnę przed siebie...</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Niby jestem sam, ale dobrze wiem, że dookoła mnie dzieje się życie. Leśne życie. Nie widzę dalej niż na trzy metry, mgła zdaje się gęstnieć, a noc wcale nie ma zamiaru ustąpić brzaskowi. A zatem przede mną jeszcze przynajmniej godzina ciemności. Biegnę na wschód, w kierunku Przełęczy Małastowskiej, Banicy i Jasionki. Po drodze nie spotkam nikogo, będę tylko ja, drzewa i ciemność. Tylko raz usłyszę szelest w krzakach i na chwilę przyłączy się do mnie biegnące tuż obok coś. Lecz trzask łamanych gałęzi nie potrwa długo, po kilkunastu sekundach każde z nas pobiegnie w swoją stronę. A ja znowu będę sam.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Niebieski szlak jest kapryśny. Raz biegnie w dół, raz w górę. Jego fragmenty pamiętają jeszcze biegówkowiczów, którzy w czasie ferii zimowych zostawili tu swój ślad. Po ubitym leci się sprawnie, za to miejsca, w które dociera więcej słońca zamieniły się w bagno. W tym samym czasie gdzieniegdzie w cieniu trwają jeszcze niewielkie zaspy. Nagle jebut, w jedną z nich właśnie wpadłem, i wyłożyłem się jak długi. Noga weszła w miękki śnieg gładko i aż po kolano, stopa zakleszczyła się o gałąź i nie było ratunku, trzeba było się zbierać. Na osłodę po chwili dostrzegłem na drzewie drogowskaz, do Banicy już tylko niecałe 3 kilometry.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
To zabawne, że po kilku kilometrach i kilkudziesięciu minutach spędzonych na łonie, łasce i niełasce tajemniczego, ciemnego lasu, równie ciemna asfaltowa droga pośrodku niczego nagle jawi się jako ostoja bezpieczeństwa. Człowiek jednak jest naiwny! Ale co tu poradzić, kiedy po wyskoczeniu z mrocznej gęstwiny naprawdę zrobiło mi się lżej... Przemknąłem sprawnie obok skrętu na Gładyszów i pognałem dalej w kierunku Krzywej. A w powietrzu czuć było, że lada moment może rozbłysnąć dzień. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Aż do teraz nie wiedziałem, że w Krzywej są latarnie. Zawsze bywałem tu za dnia. Kilka domów i stodół, cerkiew i tablica reklamująca park linowy, wszystko to wyglądało teraz inaczej. Światło paliło się tylko w jednej chacie, tej najskromniejszej. Za to psy szczekały wszystkie, sprawiały wrażenie przekazywać mnie sobie nawzajem. Sąsiad sąsiadowi, jeden milkł, drugi zaczynał, prawdziwe braterstwo łańcucha. Pomyślałem sobie, że są moimi kibicami, tak głośno szczekały...</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
W Jasionce psy ujadały jeszcze głośniej, za to słynne szczęśliwe krowy jeszcze spały. Gdybym miał jeszcze kiedyś w życiu zjeść mięso, mam nadzieję, że byłoby to mięso właśnie z tych krów. Biegłem dalej drogą wzdłuż ich rozległych pastwisk w kierunku Czarnego, kiedy nagle zdałem sobie sprawę, że nastał świt. I zniknęła mgła. Było pięknie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Droga do Czarnego to zaledwie kilka kilometrów, a na dodatek wiedzie głównie w dół. Czułem, że wbiegam w dzień coraz szybciej. Kilkanaście minut później byłem już tam, dokąd cały czas zmierzałem. Za plecami zostawiłem pracownię ceramika i samotną, senną bacówkę, zaś przede mną ukazała się przeprawa przez rzekę Wisłokę. W tym miejscu szutrówka skręca w lewo w kierunku Długiego. Można też polecieć prosto, i dotrzeć do Radocyny, gdzie w czerwcu i lipcu serwują najlepsze naleśniki i pierogi z borówkami, lepsze nawet niż w Ustrzykach. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
I właśnie tam na rozstaju dróg nastąpił kres mojej niezwykłej, biegowej wycieczki. To tam umówiłem się z zaprzyjaźnioną ekipą badawczą, która tuż przed szóstą zgarnęła mnie do ciepłego, terenowego samochodu. I to był koniec biegania. Dalej poturlaliśmy się już na czterech kółkach obserwować, jak wraz z dniem budzi się ze snu cudowne życie dzikich, beskidzkich ostępów... </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-bVmYMHhVqhQ/VPc_d-BgD0I/AAAAAAAABGA/4M2Yrff2p5c/s1600/badacze.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-bVmYMHhVqhQ/VPc_d-BgD0I/AAAAAAAABGA/4M2Yrff2p5c/s1600/badacze.JPG" height="300" width="400" /></a></div>
baraszkohttp://www.blogger.com/profile/04808619496601079717noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-8389650111292421823.post-11607081938331262422015-02-25T16:22:00.002+01:002015-02-26T10:23:48.712+01:00Bieg dla Asi<div style="text-align: justify;">
Dziś mija równy miesiąc od dotarcia Darka Strychalskiego na metę "Biegu dla Asi" w Poznaniu. Pamiętam jak dziś tę wyjątkowo ciepłą styczniową niedzielę, w którą dopełniła się jedna z najpiękniejszych przygód mojego życia. Przygoda pełna pasji, przyjaźni, poświęcenia i dobrego, szczerego serca. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Bezwzględnym bohaterem pierwszego planu był oczywiście sam Darek. Swoim nadludzkim wysiłkiem wsparł w potrzebie Asię - zmagającą się z dystrofią mięśniową podopieczną swojej fundacji. Bohaterami byli też wszyscy biegacze przyłączający się do niego na trasie. I nieważne, czy towarzyszyli mu przez kilkaset metrów czy kilkadziesiąt kilometrów, wszyscy stali się współautorami wielkiego zwycięstwa. To dzięki nim Darek odnajdywał w sobie siłę by biec, gdy nogi nie były w stanie iść. To dzięki nim inicjatywa Darka stała się wspólną inicjatywą setek albo i tysięcy ludzi. To dzięki nim jego droga z Łap do Poznania była tak gwarna i efektowna. Wreszcie to dzięki nim fundacyjna puszka wypełniała się tak ochoczo, aż w końcu wypełniła się po brzegi i na mecie wyrzuciła z siebie kwotę pozwalającą sfinansować nie część a całość zabiegu przeszczepu komórek macierzystych u Asi. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Jednak ta krótka opowieść nie będzie o Darku ani o jego towarzyszach biegaczach, nie będzie nawet o bieganiu, lecz o niezwykłych ludziach, którzy przyjmowali nas pod swoje dachy sprawiając, że na każdym z ośmiu punktów noclegowych na trasie "Biegu dla Asi", przez chwilę mogliśmy poczuć się jak w domu. Piszę o "nas", ponieważ miałem zaszczyt i przyjemność towarzyszyć Darkowi przez całe 530 kilometrów tej niezapomnianej wyprawy.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Darek, gdzie będziemy spać?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Zobaczymy, coś się znajdzie, najwyżej poprosimy o nocleg w jakiejś szkole, a jak nie to będziemy spać w samochodzie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Tak wyglądały całe nasze ustalenia co do logistyki biegu. Pełna profeska, prawda? Na szczęście tuż przed startem z pomocą przyszła nam nieoceniona Ania z fundacji, wykonała kilka telefonów, puściła parę wiadomości na facebooku i w ciągu niecałych dwóch dni mieliśmy załatwione noclegi w każdym z punktów. Można było ruszać!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Jeśli coś mnie przed startem niepokoiło, to na pewno zastanawiałem się, jak to będzie spać codziennie w innym otoczeniu, u innych ludzi. Rozważałem w myślach, czy nie będzie problemu z prysznicem dla Darka, z upraniem biegowych ciuchów albo z korzystaniem z kuchni. Jednak moje wątpliwości zniknęły już pod koniec pierwszego dnia, a każdy kolejny etap tylko utwierdzał mnie w przekonaniu, że to nie może być przypadek, że na naszej drodze stają sami dobrzy ludzie. I jeśli dotychczas nie miałem pewności czy wierzę, wszystko co wydarzyło się podczas "Biegu dla Asi", dało mi pewność całkowitą - tak, wierzę w ludzi!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Sławek z Zaręb Kościelnych, Michał i jego teściowie z Tłuszcza, Magda z Warszawy, Kasia i Jerzy ze Strzybogi, Michał z rodziną z Łodzi, rodzina Piątkowskich z Uniejowa, Dominik i Maria z Konina, Ilona i Maciej Łosińscy z Wrześni - wszyscy ci ludzie odegrali szczególną rolę w powodzeniu "Biegu dla Asi". Gdyby nie oni, nie ich gościnność, otwartość, dobre serce, nie wiadomo jak to wszystko by się skończyło. Byli dla nas jak dobre duchy, przyjmowali nas, obcych sobie ludzi, jak najlepszych przyjaciół, a na dodatek zawsze czekała nas u nich gorąca kolacja, ciepły prysznic i wciąż powtarzające się pytanie: "czy nic więcej wam nie potrzeba?". Żadne z nich nie pozwoliło ruszyć Darkowi w dalszą trasę bez śniadania, niektórzy lali do termosu specjalnie przygotowaną pomidorówkę, "żeby Darek miał coś ciepłego na kryzys". To była słynna polska gościnność w najlepszym wydaniu. Dość powiedzieć, że na całej trasie żaden z nas ani razu nawet nie zamoczył swojego ręcznika - wszystko mieliśmy zapewnione. A jakby tego było mało, wszyscy jak jeden mąż, oprócz goszczenia nas, na odchodne dorzucali się do fundacyjnej puszki "dla Asi". Wciąż nie mogę uwierzyć w moc wsparcia i dobroci, w jaką nas wyposażyli. Cudowni ludzie!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Bieg się skończył, Asia jest po zabiegu, Darek zdążył już wybiegać kilka kolejnych medali, jednak wspomnienia pozostają wciąż żywe. To najpiękniejsze wspomnienia, jakich mogę życzyć każdemu, wspomnienia pełne ludzi, których nie sposób zapomnieć... </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://2.bp.blogspot.com/-BbspuRKMNgE/VO3ofByG9YI/AAAAAAAABFc/DLwlXSffS1Q/s1600/dlaasinabloga.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://2.bp.blogspot.com/-BbspuRKMNgE/VO3ofByG9YI/AAAAAAAABFc/DLwlXSffS1Q/s1600/dlaasinabloga.jpg" height="300" width="400" /></a></div>
baraszkohttp://www.blogger.com/profile/04808619496601079717noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-8389650111292421823.post-87186444853679994192015-01-13T11:11:00.001+01:002015-01-13T11:42:45.383+01:00Czołówka Led Lenser NEO - test<div style="text-align: justify;">
Led Lensera NEO testowałem przez ostatni miesiąc w najróżniejszych
konfiguracjach. Biegałem z nim na głowie podczas wieczornych treningów w
mieście, biegałem zdany tylko na jego jasny snopek po
górach i lasach, biegałem po asfalcie, błocie, śniegu i lodzie.
Jeździłem z nim na rowerze, chodziłem na spacery, odśnieżałem
podwórko. Tym samym mój NEO został przetestowany na wszystkie możliwe
strony, a ja mam poczucie, że z czystym sumieniem mogę napisać, co o tym zgrabnym "żółtku" myślę. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-C9pVvb1w9SQ/VLADZG24xOI/AAAAAAAABFE/alDJng4Xc7s/s1600/led%2Blenser%2Bneo.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-C9pVvb1w9SQ/VLADZG24xOI/AAAAAAAABFE/alDJng4Xc7s/s1600/led%2Blenser%2Bneo.jpg" height="300" width="400" /></a></div>
<br />
<b>BIEGANIE</b><br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
W kontekście biegania jest to zdecydowanie bardziej czołówka służąca do tego by być widocznym niż do tego by widzieć. A to ze względu na niewielką moc z jaką świeci testowany Led Lenser nawet na najmocniejszym trybie. Z nim na głowie widzi się ciemną nocą na pewno więcej niż w zupełnym mroku, jednak próżno liczyć na to, że swoim światłem ostrzeże nas przed groźnymi nierównościami czy oblodzeniami.<br />
<br />
Co więcej najmocniejszy tryb prędko zużywa baterie. Producent podaje, że ich żywotność wynosi do 100 godzin, jednak jest to szacunek dla trybu oszczędnościowego. Ten najmocniejszy wystarcza na dużo krócej, według mnie na nie więcej niż 25-30 godzin. Choć to akurat może być kwestia nie samej lampki a baterii, które dostajemy w wyprawce razem z czołówką. </div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
Trzecią istotną wadą jest nieregulowalny kąt nachylenia światła. Snopek pada nam pod nogi tylko przy pochyleniu głowy do przodu. Przy wyprostowanej sylwetce - a w końcu do takiej dążymy - światło wędruje gdzieś w przód mocno osłabiając nasze widzenie.</div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
Niewątpliwą zaletą jest natomiast tryb świecenia z dodatkową, pulsującą, czerwoną diodą z tyłu. Dzięki niemu jesteśmy widoczni dla nadjeżdżających zza naszych pleców samochodów i rowerów. </div>
<br />
<b>ROWER</b><br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
Testowana czołówka doskonale sprawdza się jako uzupełnienie podstawowego oświetlenia roweru. Jeśli masz dobrą przednią i tylną lampkę przymocowane do ramy, a do tego NEO na głowie, nikt nie będzie mógł ci zarzucić, że jesteś słabo widoczny. Plus za tryb migającego światełka z przodu - dzięki niemu masz jeszcze większą szansę, że zostaniesz szybciej dostrzeżony przez kierowców i innych rowerzystów nadjeżdżających z przeciwka. </div>
<br />
<b>INNE CZYNNOŚCI</b><br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
Led Lenser NEO jest bardzo lekki i ma niewielkie rozmiary, przez co można go schować do kieszeni kurtki bez obaw, że będzie nam przeszkadzał. A przydać może się w każdym momencie, chociażby podczas nocnych poszukiwań wlewu płynu do spryskiwaczy czy przy zakładaniu łańcuchów w drodze na jakiś piękny zimowy bieg. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>PODSUMOWANIE</b></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Led Lenser NEO to w mojej opinii lekkie i bardzo praktyczne, ale
podstawowe światełko, przydatne we wszelkich codziennych czynnościach
wykonywanych po zmroku, jednak niewystarczająco mocne by na poważnie dać mu się
wieść podczas nocnego biegania w trudnym terenie. Warto za to mieć go na głowie podczas treningów w mieście lub podczas jazdy na rowerze, gdzie równie ważne jak to by widzieć innych, jest to, żeby inni widzieli nas! </div>
baraszkohttp://www.blogger.com/profile/04808619496601079717noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-8389650111292421823.post-20846946917091917712015-01-12T18:20:00.000+01:002015-01-12T20:26:45.098+01:00Bieganie składa się z ciągłych powtórzeń<div style="text-align: justify;">
Falenica ma na mnie dobry wpływ. Dość powiedzieć, że kiedy wracałem z wydmy i w swoim samochodowym radioodbiorniku nastawiłem trójkę, podobał mi się nawet dobiegający z niego charakterystyczny miauczący śpiew Artura Rojka, który "składa się z ciągłych powtórzeń". Tak jak bieganie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Falenica jest inna. Trochę harcerska, trochę uczniowska, za to bardzo swojska. Biuro zawodów w szkole podstawowej, ręczny pomiar czasu, zero bufonady i pełne zaufanie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Jak można nazwać tych, co startują na 10 kilometrów? Bo chyba nie "dziesioniarze"? Są ich trzy tury - pierwsi startują niebiescy, potem zieloni, a jeszcze później pozostali, chyba żółci i czerwoni. To od kolorów numerów przyczepionych do ich piersi, ud i plecaków. Fale ruszają w 2-minutowych odstępach. Powszechną praktyką jest domniemanie uczciwości. Jednak, jak ktoś chce przyciąć, może wystartować z numerem np. czerwonym z falą niebieskich. Do mety dociera wtedy z oficjalnym czasem o cztery minuty lepszym od rzeczywistego. Podobną są tacy, którzy tak robią. Bez sensu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
9 dni treningów w górach wyposażyło mnie w moc, siłę i serce. Wystartowałem bez szczególnych oczekiwań, a i tak osiągnąłem bardzo przyzwoity wynik. I nogi nie bolały, i głowa nie marudziła, tylko oddech na drugim kółku zrobił się jakiś taki ciężki. Bo w Falenicy biega się szybciej, dużo szybciej niż na Łemkowszczyźnie. Tam wszystko robi się wolniej. Biega też się wolniej.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Bieganie - jak Rojek - składa się z ciągłych powtórzeń. Rok temu była Falenica, w tym roku jest Falenica, i za rok - jeśli Bóg jest i jeśli da - też będzie Falenica. A na Falenicy będę ja. I niebiescy, i zieloni, i inni, chyba czerwoni i żółci. I pewnie Rojek wyda nową płytę. I pewnie będą ją puszczali w trójce... </div>
<br />
baraszkohttp://www.blogger.com/profile/04808619496601079717noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-8389650111292421823.post-35893386768271635862015-01-09T16:30:00.003+01:002015-01-09T16:30:58.101+01:00TeletubisieMam ochotę krzyknąć przez radio: "Mayday!".<br />
<br />
Ale nie mam radia, mam tylko bloga. Krzyku więc nie będzie, jest za to wpis.<br />
<br />
A o co ten wpis? Ano o to, że chce mi się w góry. Ledwie z nich wróciłem, i teoretycznie powinienem chwalić się, jaki to jestem naładowany pozytywną energią, ale prawda jest taka, że pozytywna energia prysnęła wraz z minięciem symbolicznej poziomicy '500'. Nie ma przechwałek, jest tęsknota.<br />
<br />
Tam był śnieg, był mróz, były zbiegi, podejścia i łanie w lesie. Tu jest deszcz, wilgoć i kapanie z nosa. Mój mały biegowy dramat!<br />
<br />
I tylko perspektywa jutrzejszej Falenicy odrobinę rozbudza mój entuzjazm. Falenica jest dobra, Falenica jest trochę jak góry, Falenica to miłe twarze, sporo śmiechu i gwarancja umęczenia. Falenica jest dobra.<br />
<br />
9 dni w górach to 8 dni biegania plus długi noworoczny spacer ze ściętymi od mrozu nozdrzami. Trening jak ze snu. Towarzystwo jak z marzeń. Chwile, do których wracam z wielką gulą w gardle.<br />
<br />
Gdzie są te widoki? Gdzie jajecznica z jaj od szczęśliwych kur? Gdzie mleko od krowy, którą gospodarz woła po imieniu? Gdzie ciepło kominka i chłód poranka?<br />
<br />
Wszystko to zostało tam, a mi zostało tylko piękne wspomnienie. Wspomnienie o czasie, gdy na chwilę zamieniłem się w biegającego teletubisia...<br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://1.bp.blogspot.com/-LH5iCE19cng/VK_zpue1GwI/AAAAAAAABE0/0d8m9PDaEqI/s1600/teletubisie.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-LH5iCE19cng/VK_zpue1GwI/AAAAAAAABE0/0d8m9PDaEqI/s1600/teletubisie.jpg" height="300" width="400" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">fot. Magdalena Mrozowska</td></tr>
</tbody></table>
baraszkohttp://www.blogger.com/profile/04808619496601079717noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-8389650111292421823.post-87293555951851078762014-12-20T19:58:00.000+01:002014-12-24T16:38:06.801+01:00Miłość<!--[if gte mso 9]><xml>
<w:WordDocument>
<w:View>Normal</w:View>
<w:Zoom>0</w:Zoom>
<w:TrackMoves/>
<w:TrackFormatting/>
<w:HyphenationZone>21</w:HyphenationZone>
<w:PunctuationKerning/>
<w:ValidateAgainstSchemas/>
<w:SaveIfXMLInvalid>false</w:SaveIfXMLInvalid>
<w:IgnoreMixedContent>false</w:IgnoreMixedContent>
<w:AlwaysShowPlaceholderText>false</w:AlwaysShowPlaceholderText>
<w:DoNotPromoteQF/>
<w:LidThemeOther>PL</w:LidThemeOther>
<w:LidThemeAsian>X-NONE</w:LidThemeAsian>
<w:LidThemeComplexScript>X-NONE</w:LidThemeComplexScript>
<w:Compatibility>
<w:BreakWrappedTables/>
<w:SnapToGridInCell/>
<w:WrapTextWithPunct/>
<w:UseAsianBreakRules/>
<w:DontGrowAutofit/>
<w:SplitPgBreakAndParaMark/>
<w:DontVertAlignCellWithSp/>
<w:DontBreakConstrainedForcedTables/>
<w:DontVertAlignInTxbx/>
<w:Word11KerningPairs/>
<w:CachedColBalance/>
</w:Compatibility>
<w:BrowserLevel>MicrosoftInternetExplorer4</w:BrowserLevel>
<m:mathPr>
<m:mathFont m:val="Cambria Math"/>
<m:brkBin m:val="before"/>
<m:brkBinSub m:val="--"/>
<m:smallFrac m:val="off"/>
<m:dispDef/>
<m:lMargin m:val="0"/>
<m:rMargin m:val="0"/>
<m:defJc m:val="centerGroup"/>
<m:wrapIndent m:val="1440"/>
<m:intLim m:val="subSup"/>
<m:naryLim m:val="undOvr"/>
</m:mathPr></w:WordDocument>
</xml><![endif]--><br />
<!--[if gte mso 9]><xml>
<w:LatentStyles DefLockedState="false" DefUnhideWhenUsed="true"
DefSemiHidden="true" DefQFormat="false" DefPriority="99"
LatentStyleCount="267">
<w:LsdException Locked="false" Priority="0" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Normal"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="9" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="heading 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 7"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 8"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 9"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 7"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 8"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 9"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="35" QFormat="true" Name="caption"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="10" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Title"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="1" Name="Default Paragraph Font"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="11" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Subtitle"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="22" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Strong"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="20" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Emphasis"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="59" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Table Grid"/>
<w:LsdException Locked="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Placeholder Text"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="1" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="No Spacing"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light List"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Revision"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="34" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="List Paragraph"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="29" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Quote"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="30" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Intense Quote"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="19" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Subtle Emphasis"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="21" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Intense Emphasis"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="31" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Subtle Reference"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="32" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Intense Reference"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="33" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Book Title"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="37" Name="Bibliography"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="39" QFormat="true" Name="TOC Heading"/>
</w:LatentStyles>
</xml><![endif]--><!--[if gte mso 10]>
<style>
/* Style Definitions */
table.MsoNormalTable
{mso-style-name:Standardowy;
mso-tstyle-rowband-size:0;
mso-tstyle-colband-size:0;
mso-style-noshow:yes;
mso-style-priority:99;
mso-style-qformat:yes;
mso-style-parent:"";
mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
mso-para-margin-top:0cm;
mso-para-margin-right:0cm;
mso-para-margin-bottom:10.0pt;
mso-para-margin-left:0cm;
line-height:115%;
mso-pagination:widow-orphan;
font-size:11.0pt;
font-family:"Calibri","sans-serif";
mso-ascii-font-family:Calibri;
mso-ascii-theme-font:minor-latin;
mso-fareast-font-family:"Times New Roman";
mso-fareast-theme-font:minor-fareast;
mso-hansi-font-family:Calibri;
mso-hansi-theme-font:minor-latin;}
</style>
<![endif]-->
<br />
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Nic nie rozumiem. Najpierw odechciało
mi się biegać, a jak już w końcu wróciła mi ochota do treningów, dla odmiany odechciało
mi się pisać. I jak tu prowadzić biegowego bloga?! Do kitu z takim blogiem!</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
A wszystko to w czasie, kiedy
powinienem robić podsumowanie: zarówno biegowego roku jak i pierwszych urodzin
samego bloga. Ale wiecie co? Chrzanię to! Nie będzie żadnych podsumowań. Będzie
o tym co tu i teraz. A tu i teraz jest całkiem nieźle. W sercu zapał, w głowie
plany, w łydkach moc, a w – jak to się nieładnie mówi – dupie ogień!</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Jestem w górach, moich ukochanych
górach! Bieganie po górach zawsze wyzwala we mnie coś co powoduje, że miłość do
biegania rodzi się na nowo – nawet wtedy gdy na nizinach jest ze mną, z
moją formą i z moimi chęciami już całkiem źle. Energiczne zbiegi, na których
wyobrażam sobie, że jestem Marcinem Świercem, podejścia, podczas których drobię
kroczki jak Anton Krupicka, płaskie odcinki wymagające żelaznej konsekwencji –
wszystko to sprawia, że bieganie wraca na swoje właściwe tory. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Chciałbym napisać, że w górach
wraca mi pasja biegania. Ale nie, to nie jest pasja. Pasja ma w sobie coś
demonicznego, a to co teraz czuję to najprawdziwsza miłość. Miłość do ruchu, do
przyrody, do swoich myśli, do niedoskonałego ciała, do przeszłości, przyszłości
i teraźniejszości. Miłość do świata po prostu…</div>
baraszkohttp://www.blogger.com/profile/04808619496601079717noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-8389650111292421823.post-51952561501378246342014-12-04T13:21:00.002+01:002014-12-04T13:23:12.669+01:00Maratona di Firenze 2014<div style="text-align: justify;">
Pewien znajomy pisarz, a dawniej przewodnik po Toskanii, opowiedział mi kiedyś zabawną anegdotkę. Otóż pewnego razu przyszło mu opiekować się przez tydzień grupą turystów zza oceanu. Wszystko szło zgodnie z planem, turyści byli szczęśliwi i z przyjemnością odkrywali uroki Chianti i okolic, jednak na kilka dni przed planowanym powrotem do domu ogarnął ich lekki niepokój. Zwrócili się więc do przewodnika z pytaniem: "Dario, jesteśmy zachwyceni tym, jak się nami opiekujesz - pokazałeś nam najpiękniejsze zakątki tej krainy, odkryłeś przed nami tajemnice Sieny, bardzo ci dziękujemy. Martwimy się tylko, że jeśli jeszcze kilka kolejnych dni spędzimy w Firenze, nie starczy nam czasu na Florencję. A przecież czytaliśmy o niej tyle dobrego przed przylotem do Włoch...".<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-7pQQr_PCZ1M/VIBNw-VQWlI/AAAAAAAABD8/hnDnICUmTGo/s1600/maratona%2Bdi%2Bfirenze%2Bfoto%2BII.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-7pQQr_PCZ1M/VIBNw-VQWlI/AAAAAAAABD8/hnDnICUmTGo/s1600/maratona%2Bdi%2Bfirenze%2Bfoto%2BII.JPG" height="300" width="400" /></a></div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
A zatem, po tym krótkim i niezwiązanym z tematem wprowadzeniu, przenieśmy się do Florencji-Firenze, na najstarszy włoski maraton. Musicie przy tym wiedzieć, że "najstarszych maratonów we Włoszech" jest wiele. Rzymski jest najstarszy, turyński też jest najstarszy i florencki - co oczywiste - też jest najstarszy. I nie jest ważne, kiedy odbyła się pierwsza edycja, kluczowe jest to, skąd jest osoba, która ci to mówi. A że tym razem mówił rodowity fiorentino, nie mogło być inaczej: najstarszy w Italii jest maraton florencki - <a href="http://www.firenzemarathon.it/index.php?lang=en" target="_blank">Maratona di Firenze</a> - i basta!<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-9h-ims-dqow/VIBOGdtlL_I/AAAAAAAABEE/n19F1ycUaRs/s1600/maratona%2Bdi%2Bfirenze%2Bfoto%2BIII.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-9h-ims-dqow/VIBOGdtlL_I/AAAAAAAABEE/n19F1ycUaRs/s1600/maratona%2Bdi%2Bfirenze%2Bfoto%2BIII.JPG" height="300" width="400" /></a></div>
<br />
Oprócz tego, że najstarszy (warto w tym miejscu zaznaczyć, że starsze od niego są tylko: rzymski, turyński i - szczycący się mianem... najstarszego we Włoszech - <a href="http://www.maratonamugello.it/it/" target="_blank">Maratona del Mugello</a>), maraton florencki jest również najpiękniejszy. No może odrobinę piękniejszy jest tylko ten rzymski... Wszystko wskazuje więc na to, że z pięknem i z wiekiem włoskich maratonów jest trochę jak z jajkiem i kurą - pewnie nigdy nie dowiemy się, co było pierwsze!<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-q5Ev4jWdZmc/VIBOnGyKkaI/AAAAAAAABEM/R74GKJ_T_JI/s1600/maratona%2Bdi%2Bfirenze%2Bfoto%2BIIIII.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-q5Ev4jWdZmc/VIBOnGyKkaI/AAAAAAAABEM/R74GKJ_T_JI/s1600/maratona%2Bdi%2Bfirenze%2Bfoto%2BIIIII.JPG" height="320" width="240" /></a></div>
<br />
Maraton florencki to wyjątkowe wydarzenie. I to nie tylko dlatego, że trasa gwarantuje prawdopodobnie największe nasycenie mijanych dzieł sztuki i pereł architektury na kilometr. Maraton florencki jest wyjątkowy również dlatego, że przy całej swojej "masowości" (w tym roku wystartowało ponad 10 tysięcy ludzi) zachowuje niezwykle urokliwy, kameralny charakter. Właściwie tylko pierwszych kilka kilometrów prowadzi szerokimi arteriami, później są już głównie wąskie, klimatyczne uliczki, bulwary nad rzeką Arno, wspaniały park delle Cascine, czy trzy florenckie mosty (w tym słynny Ponte Vecchio). Wszystko kończy upojny dla zmysłów, kilkukilometrowy finisz przez centrum miasta wzdłuż najważniejszych turystycznych szlaków z punktem kulminacyjnym u stóp zapierającej dech w piersi katedry Santa Maria del Fiore. Wszystko zaś kończy meta jak z baśni na placu Santa Croce.<br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://4.bp.blogspot.com/--n_xdj0D-x8/VIBO4J_TwTI/AAAAAAAABEU/zmDqhyraEzs/s1600/firenze%2Bla%2Bgazetta.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/--n_xdj0D-x8/VIBO4J_TwTI/AAAAAAAABEU/zmDqhyraEzs/s1600/firenze%2Bla%2Bgazetta.jpg" height="225" width="400" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">La Gazetta dello Sport</td></tr>
</tbody></table>
<br />
Jednocześnie Florencja nie jest dla biegaczy idealnym miejscem do bicia życiówek. Po pierwsze dlatego, że na trasie pełno jest skrętów i zakrętów, a mała przepustowość uliczek potęguje tłok. Po drugie, przyjeżdżając tu możesz mieć pewność, że ostatnich dni przed maratonem nie spędzisz odpoczywając. Będziesz chodzić. Dużo chodzić. A jak wiadomo intensywne chodzenie to nie jest najlepszy akcent treningowy tuż przed startem. Po trzecie... pasta, pizza i chianti. Jasne, że carboloading, jasne że ładowanie węglowodanami, jasne że lepsze krążenie. Jednak trzy dodatkowe kilogramy po dwóch dniach zapoznawczych z miastem to nie jest to czego biegacz potrzebuje przed maratonem najbardziej. No chyba, że potrafisz się powstrzymać. I przybywasz z Kenii. A najlepiej jak nazywasz się Asbel Kipsang. Wtedy nie straszne ci małe grzeszki, zmiatasz całą stawkę i wygrywasz zawody z czasem 2.09'55. Ale jeśli nie, to lepiej sobie odpuść - jedz , pij, kochaj i... po prostu ciesz się we Florencji bieganiem!<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-H2rAYzGVMG8/VIBPT3qRK5I/AAAAAAAABEc/3jjKvPoWnPw/s1600/maratona%2Bdi%2Bfirenze%2Bfoto%2BIIII.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-H2rAYzGVMG8/VIBPT3qRK5I/AAAAAAAABEc/3jjKvPoWnPw/s1600/maratona%2Bdi%2Bfirenze%2Bfoto%2BIIII.JPG" height="300" width="400" /></a></div>
<br />
Jednak tegoroczna edycja Maratona di Firenze to nie tylko piękne momenty. Na kilometr przed metą zasłabł 38-letni wytrawny biegacz, Luigi Ocone. Zmarł pomimo natychmiastowej pomocy medycznej. Prawdopodobną przyczyną było zatrzymanie akcji serca. Nie miało znaczenia, że był doświadczonym zawodnikiem, że należał do klubu sportowego, że regularnie przechodził kompleksowe badania. Nota bene, już sam udział we florenckim maratonie był obwarowany obowiązkiem dostarczenia lekarskiego certyfikatu potwierdzającego zdolność do uczestnictwa w biegu. I - jak wszyscy - Luigi go dostarczył. To wszystko nie miało znaczenia, po prostu tym razem trafiło na niego. I to na kilometr przed metą...<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-ee-9-bKETFQ/VIBPvrMzfSI/AAAAAAAABEk/Gpm2wRk-iFU/s1600/maratona%2Bdi%2Bfirenze%2Bfoto%2BIIIIII.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-ee-9-bKETFQ/VIBPvrMzfSI/AAAAAAAABEk/Gpm2wRk-iFU/s1600/maratona%2Bdi%2Bfirenze%2Bfoto%2BIIIIII.JPG" height="300" width="400" /></a></div>
<br />
To co uważam za piękne w całej tej tragedii to zachowanie ludzi. Bliscy Luigiego publicznie podziękowali za ekspresową akcję reanimacyjną, a media obeszły się ze smutną wieścią z względnym szacunkiem dla zmarłego. Raczej nie odczuło się atmosfery szukania sensacji i żerowania na ludzkiej krzywdzie. Po prostu pożegnano człowieka, pożegnano sportowca. Mam nadzieję, że i my dojrzejemy kiedyś do takiego zachowania. Może stanie się to po tym jak Henryk Szost zdobędzie w 2016 roku złoto olimpijskie, tak jak Stefano Baldini 10 lat temu w Atenach... <br />
<br /></div>
<iframe allowfullscreen="" frameborder="0" height="315" src="//www.youtube.com/embed/u3QS9pg7mHw" width="420"></iframe>baraszkohttp://www.blogger.com/profile/04808619496601079717noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8389650111292421823.post-29205998493252869682014-11-20T10:46:00.003+01:002014-11-20T10:46:45.072+01:00Film z Łemkowyny<div style="text-align: justify;">
Ktoś, a dokładnie <a href="http://www.janwierzejski.pl/" target="_blank">ten</a> i <a href="http://www.tomaszgotfryd.com/" target="_blank">ten</a> ktoś, zrobił nam wszystkim piękny prezent na zbliżającą się miesięcznicę ukończenia Ultra Trail du Łemkowyna. Otóż parę dni temu został opublikowany film z zawodów, z pięknymi zdjęciami i jeszcze piękniej oddanym klimatem biegu. Panowie Twórcy - szacun, zrobiliście kawał dobrej roboty!!!</div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe allowfullscreen='allowfullscreen' webkitallowfullscreen='webkitallowfullscreen' mozallowfullscreen='mozallowfullscreen' width='320' height='266' src='https://www.youtube.com/embed/06wIdg2UFN4?feature=player_embedded' frameborder='0'></iframe></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
PS. I jeszcze jedno - na profilu <a href="https://pl-pl.facebook.com/lemkowynaultratrail" target="_blank">fb Ultrałemkowyny</a> trwa konkurs na najlepszą relację z biegu - także jeśli ktoś z Was ma facebookowe konto i czytał <a href="http://biegajsercem.blogspot.com/2014/10/ultraemkowyna-2014-relacja.html" target="_blank">moje wspomnienia</a> z przyjemnością, może na nie zagłosować. Z góry dziękuję i kłaniam się nisko!</div>
baraszkohttp://www.blogger.com/profile/04808619496601079717noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-8389650111292421823.post-41326367429531932392014-11-15T17:07:00.001+01:002014-11-16T18:44:43.086+01:00Po Łemkowynie<div style="text-align: justify;">
Ultrałemkowyna mnie przeczołgała, przeturlała i przeorała. Właśnie mijają 3 tygodnie od zakończenia mojej biegowej przygody życia, a ja wciąż nie mogę dojść do siebie. Już przed startem wiedziałem, że po minięciu linii mety - jeśli w ogóle do niej dotrę - zrobię sobie przerwę z prawdziwego zdarzenia. No i zrobiłem. Jednak nie spodziewałem się, że z każdym kolejnym dniem odpoczynku, zamiast coraz lepiej, będzie ze mną coraz gorzej...</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Na początku bardzo dokuczały mi opuchnięte stawy skokowe, które jeszcze tydzień po biegu sprawiały że przypominałem małe słoniątko. Co ciekawe, poza nimi nie doskwierało mi absolutnie nic, zupełnie jakby cały wysiłek, ból i wszelkie obciążenia skumulowały się właśnie na łączeniu piszczeli ze stopą. Jednak z czasem okazało się, że konsekwencje fizyczne to pikuś przy tym co zaczęło się dziać z moją głową.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Na Ultrałemkowynie zderzyłem się nie tylko z granicami własnej wytrzymałości i wytrwałości. Po raz pierwszy w życiu otarłem się tam, gdzieś pośrodku ciemnego beskidzkiego lasu, również o moją własną pierwotność. Mam nadzieję, że nikt nie obrazi się za poniższe zdecydowanie przesadne porównanie, ale jednak jedyne, które przychodzi mi do głowy, kiedy chcę opisać to co tam się ze mną wydarzyło. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Samotność, otępienie zmysłów, ból, wyczerpanie fizyczne i psychiczne - wszystko to sprawiło, że dopadła mnie skrajna obojętność. Nie miało dla mnie znaczenia, czy jestem bezpieczny, czy ktoś jest za mną, czy ktoś jest przede mną. Nie zważałem na to jak wyglądam, czy idę szybko czy wolno, czy kroczę po błocie, po trawie czy po kamieniach. Nawet koń, którego wziąłem za niedźwiedzia, niby mnie przestraszył, ale tak naprawdę było mi wszystko jedno - a niech mnie zjada, przynajmniej będzie po wszystkim!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Wspominając te wydarzenia zastanawiałem się, do czego mógłbym je porównać. W pewnym momencie pomyślałem - zapewne trochę przesadzając - że czuję się jak po... porodzie. Co prawda nigdy nie rodziłem i moje jedyne doświadczenie w tej kwestii to chwila, gdy sam przychodziłem na świat, jednak uwierzcie mi, że tak właśnie czuję - jakbym tę metę Ultrałemkowyny najnormalniej w świecie... urodził!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
No i przyznam szczerze, że nie wiem, co z tym moim nieoczekiwanym "połogiem" zrobić. Niby ochota do biegania jest wielka, niby 146 pokonanych kilometrów powinno sprawić, że stałem się, jeśli nie lepszym, to na pewno bardziej świadomym biegaczem, ale fakty są takie, że przedwczoraj, kiedy wyszedłem na pierwszy połemkowyński trening, już po 15 minutach byłem z powrotem w domu. W łóżku i pod kołdrą. Taki mój Łemki Biegi Blues!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Ale żeby nie było za smutno, na koniec trochę optymizmu: najserdeczniejsze - choć odrobinę spóźnione - świętomarcińskie życzenia imieninowe dla moich trzech ulubionych biegających Marcinów: <a href="https://pl-pl.facebook.com/Rossbieg" target="_blank">tego</a>, <a href="https://pl-pl.facebook.com/MarcinSwiercOfficial" target="_blank">tego</a> i <a href="https://www.facebook.com/BiecDalej" target="_blank">tego</a>!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://4.bp.blogspot.com/-Oi02g4yE2KY/VGdzQVBRWaI/AAAAAAAABCI/-B-_8UOAzGU/s1600/%C5%82emkowyna_tomo%26miko.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-Oi02g4yE2KY/VGdzQVBRWaI/AAAAAAAABCI/-B-_8UOAzGU/s1600/%C5%82emkowyna_tomo%26miko.jpg" height="290" width="400" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">UltraŁemkowie - Tomo&Miko</td></tr>
</tbody></table>
baraszkohttp://www.blogger.com/profile/04808619496601079717noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8389650111292421823.post-13745069792452953862014-10-28T18:11:00.001+01:002014-11-20T10:48:40.807+01:00Ultrałemkowyna 2014 - relacja<div style="text-align: justify;">
Nie jestem dumny z tego, że dotarłem do mety. Nie jestem dumny z tego, że pokonałem 146 kilometrów. Jestem za to dumny z tego, że się nie poddałem. Że nie zszedłem z trasy, choć powodów by odpuścić było na każdym kroku aż nadto.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Jednak zacznę od tego, że nie przebiegłem tego biegu, ja go wymęczyłem, wydarłem razem z błotem z wnętrza beskidzkiej ziemi. Dość powiedzieć, że od punktu odżywczego na 102. kilometrze trasy w Iwoniczu-Zdroju biegania nie było już wcale. Pozostał tylko marsz. Blisko 50 kilometrów monotonnej wędrówki bez szczególnej nadziei, bez ambicji i bez oczekiwań...</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Ultrałemkowyna mnie obnażyła. Jednak nie w negatywnym sensie, raczej tak pieszczotliwie, zadziornie. Pośrodku beskidzkiej głuszy poczułem się jak szkolny urwis, który robił sobie zgrywy z niepozornego wuefisty, a ten, doprowadzony do ostateczności, zdjął mi portki na oczach całej klasy. Wuefistą była Łemkowyna, urwisem - ja, a klasą - bezkresny beskidzki las.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Nie doceniłem tego biegu, może wręcz zlekceważyłem. Dystans, przewyższenia, limity czasu na trasie, wszystko to potraktowałem jak cyferki bez znaczenia. Nie zadałem sobie przed startem trudu, żeby chociaż spróbować sobie wyobrazić, co może oznaczać 146 kilometrów, czym może być ponad 10 tysięcy metrów przewyższeń, czy doba z okładem spędzona na jednych i tych samych nogach.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Z 31 godzin na czerwonym szlaku, dobre 20 pokonałem w całkowitej ciemności. Jesienna noc jest długa, noc w lesie - jeszcze dłuższa, a druga jesienna noc w lesie, w drodze i w przemoczonych butach jest najdłuższą w twoim życiu. Najdłuższe jest też kilkanaście kilometrów dzielące ostatni punkt od mety. Tylko krok jest z każdym metrem coraz krótszy...</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Jeszcze przed startem, kiedy oczekiwaliśmy północy siedząc (albo leżąc) w korytarzu krynickiej Hali Lodowej, kwestię kroków pięknie podsumował jeden z biegaczy. Kolega odpytywał go zza miniaturowej kamerki o odczucia przed biegiem, a on odpowiedział mniej więcej tak: "O ile dystans 150 kilometrów mnie nie przeraża, to kiedy pomyślę sobie, że na każdy metr składają się dwa kroki, a w każdym kilometrze jest tysiąc metrów, to ze 150 kilometrów nagle robi nam się 300 tysięcy kroków. To już robi wrażenie, co?!".</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Na mnie największe wrażenie zrobił niedźwiedź, na którego natknąłem się jakieś 7 kilometrów przed metą. Drobiąc kroki podchodziłem po łamiącej się pod stopami, oszronionej trawie pod ostatnie wzniesienie na trasie, gdy nagle ujrzałem przed sobą pasącego się miśka. Był tłusty i ciemny, ale nie złowrogi. Gdy się do niego zbliżyłem i zmierzyłem go snopkiem światła z mojej czołówki, nie drgnął ani o centymetr. Pewnie dlatego, że tak naprawdę nie był niedźwiedziem, tylko gniadym koniem o masywnym zadzie i dość krótkim grzbiecie. Kiedy zdałem sobie sprawę z tego, że spędziłem dobrą minutę na gapieniu się w przerażeniu na konia, pomyślałem sobie, że oto Ultrałemkowyna po raz kolejny pięknie sobie ze mnie zadrwiła.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Jednak udawanie niedźwiedzia to niejedyny numer jaki wygłodniały gniadosz z kolegami zrobili mi i pozostałym ultrasom. Otóż okazało się, że mrożona trawa to nie to co beskidzkie rumaki lubią najbardziej. Beskidzkie rumaki najbardziej lubią żółte chorągiewki wyznaczające trasę. Ale o tym dowiedziałem się już na mecie, kiedy jeden z uczestników narzekał, że fragment łąki był słabo oznakowany. Na to ktoś inny odpowiedział, że widział, jak znaczniki jeden po drugim zjadały konie. Co więcej, w świetle czołówki ich oczy świeciły na niebiesko, dokładnie tak samo jak fluorescencyjne naklejki na chorągiewkach. Można sobie wyobrazić konsternację, kiedy kierujesz się na niebieski punkt, ale zamiast na chorągiewkę natykasz się na końskie ślepia...</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Chciałbym napisać, że Ultrałemkowyna była pięknym biegiem. Ale nie, nie była. Przynajmniej nie dla mnie. Ultrałemkowyna to wycisk, gwałt na organizmie, test charakteru, istne biegowe skaranie. Nie było w niej piękna, przyjemności, uśmiechu - było za to zaciskanie zębów, odparzone dupsko, stopy Shreka i ratowanie się folią nrc, gdy lodowaty, wilgotny wiatr w dwie minuty wychłodził mi organizm do tego stopnia, że mój wewnętrzny silnik musiał wybierać: utrzymać ciepłotę ciała albo pozwolić brnąć dalej. Nie przesadzam pisząc, że bez nrc mogłem tam spokojnie zamarznąć i zdechnąć.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Jednocześnie nie mogę nie wspomnieć o tych momentach, gdy trasę na chwilę zostawialiśmy gdzieś z boku, i oddawaliśmy swoje ciała i umysły pod opiekę nieocenionych wolontariuszy na punktach odżywczych. Myślę, że nigdy nie zapomnę przede wszystkim punktu na stacji narciarskiej w Puławach Górnych na 119. kilometrze. To z jaką cudowną opiekuńczością nas tam ugościli wciąż nie mieści mi się w głowie, a smak i słodkie ciepło serwowanej tam zupy dyniowej czuję na języku aż do dziś.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Nie byłoby mety gdyby nie ta zupa, ale i nie byłoby mety gdyby nie mój kompan Tomek. Biegliśmy razem pierwszy raz, poznawaliśmy się więc właściwie na bieżąco (ha ha!), ale wiem, że gdyby nie on, mógłbym się w którymś momencie poddać. A dzięki temu, że wciąż się nawzajem motywowaliśmy, dużo rozmawialiśmy o swoich obawach, ale i o tym co zrobimy, jak już dotrzemy do celu, udawało się jakoś przetrwać tę nieustającą katorgę. Myślę, że przeżyliśmy na Ultrałemkowynie takie prawdziwe braterstwo trudu i znoju. Najprawdziwszą męską przygodę jak z Thorgala...</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
No i na koniec, nie byłoby mety, gdyby nie obietnica jaką daliśmy innemu UltraŁemkowi, Rafałowi, którego w Chyrowej dosłownie zwaliła z nóg nagła choroba. Widząc jak bardzo chce ruszać dalej i jak bardzo nie jest w stanie, obiecaliśmy mu, że jeśli on nie będzie ryzykował i zostanie w cieple, my dotrzemy do Komańczy za niego. Zgodził się, a nam nie pozostało nic innego jak uświadomić sobie, że oto nie ma już odwrotu od ukończenia największej biegowej przygody w naszym życiu... </div>
baraszkohttp://www.blogger.com/profile/04808619496601079717noreply@blogger.com14tag:blogger.com,1999:blog-8389650111292421823.post-297064505930419562014-10-16T15:51:00.004+02:002014-10-16T16:07:09.482+02:00Roll'n'RollNie ma rocka. Rock się skończył wraz z ostatnim taktem tego twista:<br />
<br />
<iframe allowfullscreen="" frameborder="0" height="315" src="//www.youtube.com/embed/B7Z0zJUEFKw" width="560"></iframe>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<br />
Ale jest roll. A lot of roll!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Roluję od trzech dni, wałkuję, ugniatam, przetaczam. Kiedyś robiłem tak z ciastem. Na słodkości albo na makaron. Dzisiaj robię tak z udem. I z tyłkiem. I wiecie co? Po raz pierwszy w historii hasło "dupa zbita" oznacza, że coś się udaje. Udo się udaje. A konkretnie pasmo biodrowo-piszczelowe. No i dupa. Bo to na niej pasmo się zaczyna.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Tyłek mnie boli od tego rolowania jak cholera, udo jeszcze bardziej. Najbardziej z boku, z tyłu też trochę, i tylko przód jakoś się uchował. Na początku miałem dość po kilku minutach, dziś - po czterech dniach masochistycznych porannych i wieczornych sesji - dochodzę do minut dziesięciu a może i kwadransa. Trzy czwarte czasu dostaje w kość kontuzjowana noga, resztę ta druga-jeszcze zdrowa. Profilaktycznie, żeby zaraz i w niej się ścięgno nie ściągnęło zanadto.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Dla tych, których to interesuje szybka historia problemu. Zima 2010 - niewinne winko, tańce, udawanie Johna Travolty, trach!, coś pykło w łąkotce przyśrodkowej lewego kolana i bania zamiast kolana. Lato 2010 - artroskopia, zeszycie popękanej łąkotki, 3 miesiące w pozycji na bociana, na jednej nodze, w tym taniec-skakaniec ze świadkową na weselu brata. Efekt: udo prawej nogi jak u kulturysty, łydka jak udo Kenijczyka. Za to lewa - katastrofa, jak u Anji Rubik, tylko więcej włosów. Wczesna jesień 2010 - rehabilitacja w zakresie o 50% okrojonym od zalecanego, bo po kilku słono opłaconych wizytach w klinice rehabilitacyjnej prędko zajrzało mi w oczy widmo bankructwa. Późna jesień 2010 - Powrót do biegania, pierwsze "piątki", "dyszki", aż w końcu pokusiłem się o zimny, jesienny <a href="http://baraszko.blogspot.com/2010/12/mo-vember.html" target="_blank">półmaraton</a>. Wiosna 2011 - Powrót z Kanady do Polski i decyzja o tym, że rezygnuję z transportu miejskiego i wszędzie jeżdżę na rowerze albo biegam. No i wszystko byłoby pięknie, gdyby nie to, że wytrzymałość mojego ciała była mniejsza od mojego ego i po kilku tygodniach wszędziebiegania, gdzieś nad Wisła wracając nie pamiętam skąd, poczułem nagle dziwny ból po zewnętrznej stronie prawego kolana. Lewa noga nie zdążyła po zabiegu dojść do pełni formy i sił, więc mądry organizm odciążał ją dociążając sąsiadkę. A prawa sąsiadka mogła wytrzymać dużo, ale rozbratu z MZA nie wytrzymała. I tak poznałem się z pasmem biodrowo-piszczelowym. Choć wtedy jeszcze o tym nie wiedziałem...</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Od wiosny 2011 roku, czyli od 3 i pół roku, ból wciąż pojawia się i znika - czasem przychodzi na krótko, a czasem na dłużej, raz wyłączył mnie z treningów na <a href="http://biegajsercem.blogspot.com/2013/12/powrot.html" target="_blank">dobrych kilka miesięcy</a>. Na początku myślałem, że to sprawka naciągniętych więzadeł, zbitej rzepki, albo urazu łąkotki. Jednak po przewertowaniu niezliczonych artykułów na biegowych portalach, stawało się dla mnie coraz bardziej jasne, że to właśnie pasmo biodrowo-piszczelowe - w jakiś sposób wywołuje kłucie i pieczenie w prawym kolanie. Ostatecznie moje przypuszczenie potwierdził Dr. Kranc - podobno jeden z najlepszych fachowców od USG w Warszawie - który najpierw postawił diagnozę: "konflikt pasma biodrowo-piszczelowego z nadkłykciem kości udowej", a następnie poinformował mnie, że "bieganie wcale nie jest dla pana dobre". Tak na marginesie, bardzo mi się spodobała ta jego szczerość.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Doktor Kranc nie wchodząc w szczegóły zdążył mi jeszcze tylko poradzić, że na tego typu uraz najlepsze są ćwiczenia wzmacniające, rozciąganie i rolowanie właśnie! No więc wracając do domu podskoczyłem do sklepu rehabilitacyjnego, kupiłem ostatni dostępny wałek-roller-masażer i...dawaaaj w internet szukać prawidłowego sposobu wykonywania ćwiczeń. Już po chwili miałem wrażenie, że dosłownie co drugi biegacz miał do czynienia z tym samym problemem co ja, bo artykułów, wideów i innych vlogów na ten temat są w sieci tysiące tysięcy. Istny potop wiedzy!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Także od tamtej pory roluję. I mimo że jest to zajęcie naprawdę bolesne i nierzadko wykrzywiające twarz w grymasie dyskomfortu, mam poczucie, że już po czterech dniach czuję poprawę. Może to autosugestia, a może magiczna moc wałka. Nie chcem ale ćwiczem! Wszak Łemkowyna czeka!!! </div>
baraszkohttp://www.blogger.com/profile/04808619496601079717noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-8389650111292421823.post-9655711966446163642014-10-14T11:14:00.002+02:002014-10-14T11:14:30.590+02:00Let's Rock, Let's Run!Dzisiaj będzie krótko: zapraszam do obejrzenia mojej <a href="http://polskabiega.sport.pl/polskabiega/10,105615,16794152,Rock_n_Roll_Maratona_de_Lisboa__WIDEO___.html" target="_blank">wideo-relacji</a> z R'n'R Maratona de Lisboa. Warto poświęcić 8 minut chociażby ze względu na muzykę, bo Moonshiners, BIEGLI i The Stubs naprawdę dają czadu!!! Tchau!baraszkohttp://www.blogger.com/profile/04808619496601079717noreply@blogger.com9tag:blogger.com,1999:blog-8389650111292421823.post-2435624007434775002014-10-11T15:59:00.001+02:002014-10-17T11:57:06.351+02:00Ultrałemkowyna - parę słów i zdjęć z I etapu<div style="text-align: justify;">
Prawie równo 3 miesiące po zmierzeniu się z drugim fragmentem trasy Ultrałemkowyny z Koziego Żebra do Wołowca, kilkanaście dni temu spróbowałem swoich sił na odcinku początkowym: z Krynicy-Zdroju do Regietowa. Tym razem niestety nie mogłem biec ze względu na ciągnący się jeszcze od Forest Run'u uraz pasma biodrowo-piszczelowego, więc pokonałem 26-kilometrową trasę ekspresowym marszem. Pięć i pół godziny po wejściu na czerwony szlak w Krynicy byłem w Regietowie i tym samym zakończyłem mój test generalny trasy. Po tym doświadczeniu i na dwa tygodnie przed startem 150-kilometrowej Łemkowyny Ultra Trail wiem jedno - zawody te na pewno będą ogromnym wyzwaniem dla uczestników, jednak po tym co zobaczyłem myślę, że przed jeszcze trudniejszym zadaniem niż biegacze stoją sami organizatorzy.</div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-PViOFd9eEIg/VDkA1zUbBhI/AAAAAAAAA7c/Z278lvOMLT4/s1600/szlak%2Bkrynica.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-PViOFd9eEIg/VDkA1zUbBhI/AAAAAAAAA7c/Z278lvOMLT4/s1600/szlak%2Bkrynica.JPG" height="300" width="400" /></a></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
Poza nielicznymi odcinkami, gdzie pogubić się nie da, właściwie na każdym kilometrze znajdzie się miejsce, gdzie brakuje oznakowania, szlak jest niewidoczny, brakuje informacji o skręcie, albo skręt jest ale nie ma wskazówki czy należy skręcić razem z nim. Do tego tuż za Krynicą natkniemy się na sporo powalonych grubych drzew, przez które przeprawa w tłumie w środku nocy może być naprawdę upierdliwa. Myślę więc, że jedynym sensownym rozwiązaniem jest pójście tropem organizatorów np. UTMB i gęste "udekorowanie" trasy fluorescencyjnymi taśmami. Obawiam się, że w innym wypadku wszyscy się pięknie na naszej pięknej Łemkowszczyźnie pogubimy!</div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-mEzSmt3y-Ug/VDkDetLLc9I/AAAAAAAAA7o/cOLkWL0gwbg/s1600/powalone%2Bdrwa.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-mEzSmt3y-Ug/VDkDetLLc9I/AAAAAAAAA7o/cOLkWL0gwbg/s1600/powalone%2Bdrwa.JPG" height="300" width="400" /></a></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
Oprócz tych fragmentów, gdzie zamiast biec będziemy musieli skakać niczym kozy karpackie ponad rozrzuconymi jak zapałki potężnymi świerkami, odcinek z Krynicy do Mochnaczki jest bardzo przyjemny, a jedynym dodatkowym utrudnieniem może być błoto. Podczas mojego rekonesansu było stosunkowo sucho, a i tak w niektórych miejscach przedzierałem się przez niezłą paciarę. Aż strach pomyśleć, co się tam będzie działo, jeśli - tfu, tfu - przed Ultrałemkowyną Beskid Niski, jak to ma czasem w zwyczaju, spłynie deszczem... </div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-_dnNKoFOUHw/VDkGIEG7dnI/AAAAAAAAA70/zz326CvL_Mw/s1600/paciara.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-_dnNKoFOUHw/VDkGIEG7dnI/AAAAAAAAA70/zz326CvL_Mw/s1600/paciara.JPG" height="300" width="400" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-rtlqmbsx08s/VDkGQGlkDAI/AAAAAAAAA78/fkcTBWOU2L0/s1600/wodny%2Bszlak.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-rtlqmbsx08s/VDkGQGlkDAI/AAAAAAAAA78/fkcTBWOU2L0/s1600/wodny%2Bszlak.JPG" height="300" width="400" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-2ZCGku_5SDY/VDkGbrmSyjI/AAAAAAAAA8E/7MHBgpPh-fA/s1600/wodny%2Bszlak%2BII.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-2ZCGku_5SDY/VDkGbrmSyjI/AAAAAAAAA8E/7MHBgpPh-fA/s1600/wodny%2Bszlak%2BII.JPG" height="300" width="400" /></a></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
Jednak na szczęście wiele jest też momentów gdzie śmiało będzie się można rozpędzić, cieszyć każdym szybkim krokiem w dół i rozkoszować tajemnicą młodej, beskidzkiej nocy...</div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-jIC8xgY3JAA/VDkH0_cCG9I/AAAAAAAAA8Q/gTPQPwBwao4/s1600/strumie%C5%84%2Bna%2Bszlaku.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-jIC8xgY3JAA/VDkH0_cCG9I/AAAAAAAAA8Q/gTPQPwBwao4/s1600/strumie%C5%84%2Bna%2Bszlaku.JPG" height="300" width="400" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-WvxuJRDI-J0/VDkH2XvcVDI/AAAAAAAAA8Y/SbYQlAxhW1Y/s1600/szlak.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-WvxuJRDI-J0/VDkH2XvcVDI/AAAAAAAAA8Y/SbYQlAxhW1Y/s1600/szlak.JPG" height="300" width="400" /></a></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
Tuż przed Mochnaczką po raz pierwszy spotkamy się z magią Beskidu. Kiedy to zobaczyłem, pomyślałem, że coś takiego mogło się zdarzyć tylko tu. Czyżby ktoś malował szlak po "kropce"?</div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-_olmVJ2biLY/VDkPW8BS3iI/AAAAAAAAA8o/smPk70lw73Q/s1600/magia%2Bbeskidu.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-_olmVJ2biLY/VDkPW8BS3iI/AAAAAAAAA8o/smPk70lw73Q/s1600/magia%2Bbeskidu.JPG" height="240" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Zaraz potem kolejna niespodzianka z gatunku tych naprawdę niespodziewanych - najprawdziwszy most zwodzony! A żeby było śmieszniej szlak na "moście" został namalowany tak, że widać go tylko z jednej strony - tej przeciwnej do kierunku, w którym już niedługo pobiegnie Ultrałemkowyna. Istnieje więc ryzyko, że bez odpowiedniego oznaczenia tej niezwykłej przeprawy, biegacze przegapią skręt i - kilkaset metrów dalej - będą zmuszeni skorzystać z mostu alternatywnego. Brrr...</div>
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://4.bp.blogspot.com/-PvEawV7Y57Y/VDkSmTnPoDI/AAAAAAAAA80/QQw-wqeP84w/s1600/most%2Bzwodzony.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-PvEawV7Y57Y/VDkSmTnPoDI/AAAAAAAAA80/QQw-wqeP84w/s1600/most%2Bzwodzony.JPG" height="240" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Most zwodzony w kierunku Komańczy</td></tr>
</tbody></table>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://4.bp.blogspot.com/-WQtgTovNv1s/VDkSppyU35I/AAAAAAAAA88/vylEX0ToZSk/s1600/most%2Bzwodzony%2BII.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-WQtgTovNv1s/VDkSppyU35I/AAAAAAAAA88/vylEX0ToZSk/s1600/most%2Bzwodzony%2BII.JPG" height="240" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">most zwodzony w kierunku Krynicy</td></tr>
</tbody></table>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://4.bp.blogspot.com/-XRuxfjHusrE/VDkSuCRNJmI/AAAAAAAAA9E/uefBsFgTDAI/s1600/widok%2Bz%2Bmostu.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-XRuxfjHusrE/VDkSuCRNJmI/AAAAAAAAA9E/uefBsFgTDAI/s1600/widok%2Bz%2Bmostu.JPG" height="240" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">widok z mostu</td></tr>
</tbody></table>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://4.bp.blogspot.com/-l3jQ0S4btYI/VDkS9lkOj6I/AAAAAAAAA9M/ZXUoOHPJBRE/s1600/most%2Balternatywny.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-l3jQ0S4btYI/VDkS9lkOj6I/AAAAAAAAA9M/ZXUoOHPJBRE/s1600/most%2Balternatywny.JPG" height="240" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">most alternatywny</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
Dalej biegacze niech pamiętają, że winkiel stodoły należy wziąć z lewej strony, i już po chwili wyskoczą na krótki odcinek asfaltu w Mochnaczce. Za to później już prawie same górki aż do Banicy koło Izb. To zdecydowanie najpiękniejszy odcinek pierwszej części trasy, szkoda że będziemy go pokonywać po ciemku...</div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-iKdNlwm8umM/VDkisTzNB-I/AAAAAAAAA9c/lKRFrikUW34/s1600/winkiel.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-iKdNlwm8umM/VDkisTzNB-I/AAAAAAAAA9c/lKRFrikUW34/s1600/winkiel.JPG" height="300" width="400" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-IQWMiciwptM/VDkiviHcBfI/AAAAAAAAA9k/7V6YJwxtWc8/s1600/mochnaczka.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-IQWMiciwptM/VDkiviHcBfI/AAAAAAAAA9k/7V6YJwxtWc8/s1600/mochnaczka.JPG" height="300" width="400" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-eRz1lUfSGDU/VDkiz1L9n8I/AAAAAAAAA90/kAlnmNTBoTc/s1600/droga%2Bmochnaczka.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-eRz1lUfSGDU/VDkiz1L9n8I/AAAAAAAAA90/kAlnmNTBoTc/s1600/droga%2Bmochnaczka.JPG" height="300" width="400" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://2.bp.blogspot.com/-xWGY5FeZB20/VDkiyWPFrrI/AAAAAAAAA9s/4FpZBIOj_GI/s1600/nad%2Bmochnaczk%C4%85.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://2.bp.blogspot.com/-xWGY5FeZB20/VDkiyWPFrrI/AAAAAAAAA9s/4FpZBIOj_GI/s1600/nad%2Bmochnaczk%C4%85.JPG" height="300" width="400" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-U0-PvcI8FLU/VDki3-vtstI/AAAAAAAAA98/wN0YlN4iHsU/s1600/drogowskazy.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-U0-PvcI8FLU/VDki3-vtstI/AAAAAAAAA98/wN0YlN4iHsU/s1600/drogowskazy.JPG" height="300" width="400" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-PhlL8XZoCyg/VDki5pJlI9I/AAAAAAAAA-E/9EJ1j4Ehbgk/s1600/b%C5%82ota%2Bbanica.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-PhlL8XZoCyg/VDki5pJlI9I/AAAAAAAAA-E/9EJ1j4Ehbgk/s1600/b%C5%82ota%2Bbanica.JPG" height="300" width="400" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-oSX8vOtrbBQ/VDki9SmTwwI/AAAAAAAAA-M/mEyQXzgEVMY/s1600/krowy.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-oSX8vOtrbBQ/VDki9SmTwwI/AAAAAAAAA-M/mEyQXzgEVMY/s1600/krowy.JPG" height="300" width="400" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-ayXOd1hUK4U/VDki-j219zI/AAAAAAAAA-U/BxX9nJv21gw/s1600/konie.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-ayXOd1hUK4U/VDki-j219zI/AAAAAAAAA-U/BxX9nJv21gw/s1600/konie.JPG" height="300" width="400" /></a></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
W Banicy koło Izb magia Beskidu przybiera swoją mniej przyjazną twarz. Po pierwsze, w miejscu w którym szlak wprowadza nas do wioski, to coś za stodołą to nie błoto tylko najczystsza gnojówka. A zatem impregnację Waszych salomonów, inowejtów i innych trailowych cudeniek dostajecie w pakiecie! </div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-83rXK48sFGs/VDknzu30b_I/AAAAAAAAA-k/zglUtRehqms/s1600/gnoj%C3%B3wka.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-83rXK48sFGs/VDknzu30b_I/AAAAAAAAA-k/zglUtRehqms/s1600/gnoj%C3%B3wka.JPG" height="300" width="400" /></a></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
Jednak najgorsze ma dopiero nastąpić. A jest nim Kajtek, 5-letni mieszaniec, klasyczny mały wioskowy czarno-biały jebik, który niepostrzeżenie wyskakuje zza rogu stajni, wgryza się swoimi nieproporcjonalnie wielkimi i ostrymi zębami prosto w achillesa, po czym momentalnie ucieka. Ugryzienie Kajtka bardziej zaskakuje niż boli, ale cholernie wkurza i jest nieuniknione. Kiedy następnego dnia przyjechałem do Banicy wylegitymować jego i jego właściciela z historii szczepień, bydlak użarł mnie znowu. Na szczęście tym razem byłem w długich spodniach, które ochroniły mnie przed ukąszeniem Kajtka. Dwie dobre wiadomości są takie, że jest szansa, że w nocy - kiedy będziemy przebiegali nieopodal jego stajennej budy - Kajtek będzie jeszcze spał. Druga jest taka, że ten mały potwór jest szczepiony!</div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-l9NdR2dNojo/VDkoXhH1WqI/AAAAAAAAA-0/Jj6euqL0cg8/s1600/kajtek.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-l9NdR2dNojo/VDkoXhH1WqI/AAAAAAAAA-0/Jj6euqL0cg8/s1600/kajtek.JPG" height="400" width="300" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
Odcinek z Banicy do Izb jest dużo przyjemniejszy niż spotkanie z Kajtkiem, choć szlak wciąż można zgubić bardzo łatwo. Dopiero za rzeką (ciekawe jaki będzie jej poziom pod koniec października?) w Izbach widać, że PTTK jednak czasem czuwa. Zła wiadomość jest za to taka, że znaczniki są bardzo czytelne przy drogach, tam gdzie i tak wiadomo gdzie biec, za to jak tylko wkraczamy w las, trzeba liczyć głównie na swojego własnego czuja!</div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://2.bp.blogspot.com/-ZoSoklyrSdQ/VDkrRummosI/AAAAAAAAA_k/aCaRQAPNKeg/s1600/za%2Bbanic%C4%85.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://2.bp.blogspot.com/-ZoSoklyrSdQ/VDkrRummosI/AAAAAAAAA_k/aCaRQAPNKeg/s1600/za%2Bbanic%C4%85.JPG" height="300" width="400" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-KbLBnB68FeA/VDkrRF48B5I/AAAAAAAAA_c/rCwz5HxIi2Q/s1600/za%2Bbanic%C4%85%2Bwidoczek.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-KbLBnB68FeA/VDkrRF48B5I/AAAAAAAAA_c/rCwz5HxIi2Q/s1600/za%2Bbanic%C4%85%2Bwidoczek.JPG" height="300" width="400" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-8AfsOwF39SI/VDkrQTpsBuI/AAAAAAAAA_Y/wSk-eqez_m8/s1600/za%2Bbanic%C4%85%2Bszlak%2Bz%C5%82y.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-8AfsOwF39SI/VDkrQTpsBuI/AAAAAAAAA_Y/wSk-eqez_m8/s1600/za%2Bbanic%C4%85%2Bszlak%2Bz%C5%82y.JPG" height="300" width="400" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-ZZVm_rAE1lg/VDkrOgmfPTI/AAAAAAAAA_E/3-pW08Q2XJQ/s1600/za%2Bbanic%C4%85%2Bszlak%2Bdobry.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-ZZVm_rAE1lg/VDkrOgmfPTI/AAAAAAAAA_E/3-pW08Q2XJQ/s1600/za%2Bbanic%C4%85%2Bszlak%2Bdobry.JPG" height="300" width="400" /></a> </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<br />
<br />
<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-Ux-g3NvNTdU/VDkrOb9NXqI/AAAAAAAAA_A/dBIQQkshCt8/s1600/za%2Bbanic%C4%85%2Bszlak%2Bha%C5%84.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-Ux-g3NvNTdU/VDkrOb9NXqI/AAAAAAAAA_A/dBIQQkshCt8/s1600/za%2Bbanic%C4%85%2Bszlak%2Bha%C5%84.JPG" height="300" width="400" /></a></div>
<br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
Za Izbami w kierunku Ropek z orientacją powinno być łatwo, bo przez kilka dobrych kilometrów będziemy brnąć lekko pod górę szeroką, szutrową drogą leśną. Jednak w pewnym momencie nagle trzeba będzie skręcić w lewo, więc czujność będzie na wagę złota! Ten szutrowy odcinek dla wielu może być nużący, także jeśli ktoś nie lubi "drogi Mirka" na Rzeźniku albo męczył się na dobiegu do mety na Niepokornym Mnichu, radzę solidnie przygotować się mentalnie na ten fragment. Dalej zbiegamy przez las do Ropek, gdzie szlak łączy się z bitą, wiejską drogą, aż docieramy do asfaltu, który doprowadzi nas aż do Hańczowej, czyli pierwszego oficjalnego punktu na trasie Ultrałemkowyny!</div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-8Lp-SSRIqVM/VDkvAXUkwLI/AAAAAAAABAs/ouWK0BZW7QA/s1600/ado%2Bropek.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-8Lp-SSRIqVM/VDkvAXUkwLI/AAAAAAAABAs/ouWK0BZW7QA/s1600/ado%2Bropek.JPG" height="300" width="400" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://2.bp.blogspot.com/-A5TGrwh3Wa4/VDku65jdOpI/AAAAAAAAA_0/WvLxV-szJd8/s1600/ado%2Bropek%2BII.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://2.bp.blogspot.com/-A5TGrwh3Wa4/VDku65jdOpI/AAAAAAAAA_0/WvLxV-szJd8/s1600/ado%2Bropek%2BII.JPG" height="300" width="400" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/--CMGpezfXtU/VDku8OSC1VI/AAAAAAAABAA/wh86fOVSE4Y/s1600/ado%2Bropek%2Biii.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/--CMGpezfXtU/VDku8OSC1VI/AAAAAAAABAA/wh86fOVSE4Y/s1600/ado%2Bropek%2Biii.JPG" height="300" width="400" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-rMhkRVULR6w/VDku7XJOU0I/AAAAAAAAA_4/riVZv-SkhLo/s1600/ado%2Bropek%2Biiii.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-rMhkRVULR6w/VDku7XJOU0I/AAAAAAAAA_4/riVZv-SkhLo/s1600/ado%2Bropek%2Biiii.JPG" height="300" width="400" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-Ya72uaPtCTU/VDku-EntDrI/AAAAAAAABAQ/ooMwwkZ5z6I/s1600/ado%2Bropek%2Biiiii.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-Ya72uaPtCTU/VDku-EntDrI/AAAAAAAABAQ/ooMwwkZ5z6I/s1600/ado%2Bropek%2Biiiii.JPG" height="300" width="400" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://2.bp.blogspot.com/-WSPLyN9o1CE/VDku9hAIVXI/AAAAAAAABAM/u7BrInisLoQ/s1600/ado%2Bropek%2Biiiiii.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://2.bp.blogspot.com/-WSPLyN9o1CE/VDku9hAIVXI/AAAAAAAABAM/u7BrInisLoQ/s1600/ado%2Bropek%2Biiiiii.JPG" height="300" width="400" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-SjB7HiJBSBw/VDku-giYIHI/AAAAAAAABAY/7GEwvlJ_APE/s1600/ado%2Bropek%2Biiiiiiii.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-SjB7HiJBSBw/VDku-giYIHI/AAAAAAAABAY/7GEwvlJ_APE/s1600/ado%2Bropek%2Biiiiiiii.JPG" height="300" width="400" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-Pf3xjbh8Xi4/VDku_WKgosI/AAAAAAAABAg/LmjqP-Moz20/s1600/ado%2Bropek%2Biiiiiiiii.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-Pf3xjbh8Xi4/VDku_WKgosI/AAAAAAAABAg/LmjqP-Moz20/s1600/ado%2Bropek%2Biiiiiiiii.JPG" height="300" width="400" /></a></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
Tuż za Hańczową magia Beskidu w swojej złośliwej formie ukazała mi się tamtego dnia po raz trzeci, na szczęście - ostatni. Kiedy w oddali już widziałem skąpaną w chmurach czapę Koziego Żebra, na mojej drodze ukazał się mocno wezbrany strumień. Nie zastanawiając się długo, w końcu moje buty już i tak były całe mokre od siąpiącego od jakiejś godziny deszczu, przeprawiłem się przez niego sprawnie i ruszyłem dalej przed siebie. Po dobrym kilometrze zaczęło mnie zastanawiać, że czerwony szlak po raz kolejny nagle się urwał. Na szczęście łaskawy los zesłał mi pasterza z parasolką, który zapytany o to, czy dobrze idę, odpowiedział:</div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<i>"A gdzie tam! Szlak idzie strumieniem. Tam kiedyś namalowali na drzewie czerwony znaczek, ale przyjechała energetyka, ścięła drzewo, ale znaczka już nie odmalowała. Najlepiej pójdź pan jeszcze do góry - ale nie za daleko! - i skręć pan w lewo, tam gdzie ścinka, i potem ostro pod górę, to wrócisz pan na szlak."</i></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
No po prostu takie rzeczy tylko tu! Bardzo podziękowałem panu z parasolką i podążając za jego wskazówkami rzeczywiście wkrótce odnalazłem czerwony szlak. Ale potem zgubiłem go jeszcze trzykrotnie i w końcu na szczyt Koziego Żebra dotarłem najpierw kierując się na azymut, a potem przypadkiem odnalezionym szlakiem niebieskim (który pod sam koniec połączył się z czerwonym). </div>
<div style="text-align: justify;">
Ostre zejście z w kierunku Regietowa w połączeniu z kontuzją dało taki efekt, że poruszałem się jak paralityk, ale i tak byłem szczęśliwy, że po tylu perypetiach udało mi się zrealizować plan w jednym kawałku i nie musiał interweniować GOPR...</div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://2.bp.blogspot.com/-Wq-nQxnBcNc/VDkzjpODTVI/AAAAAAAABA8/ITfVA-Ih8ts/s1600/kozie%2Bi.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://2.bp.blogspot.com/-Wq-nQxnBcNc/VDkzjpODTVI/AAAAAAAABA8/ITfVA-Ih8ts/s1600/kozie%2Bi.JPG" height="300" width="400" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-V11KVuwkr50/VDkzjfcDlzI/AAAAAAAABA4/CE1UlaDht44/s1600/kozie%2Bii.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-V11KVuwkr50/VDkzjfcDlzI/AAAAAAAABA4/CE1UlaDht44/s1600/kozie%2Bii.JPG" height="300" width="400" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-z4WNZvXAkjc/VDkzkAKcULI/AAAAAAAABBA/M4RxgZFWGMA/s1600/kozie%2Biii.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-z4WNZvXAkjc/VDkzkAKcULI/AAAAAAAABBA/M4RxgZFWGMA/s1600/kozie%2Biii.JPG" height="300" width="400" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/--KqPkhSJjf8/VDkzk-I18oI/AAAAAAAABBQ/CSiJp8WB75A/s1600/kozie%2Biiii.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/--KqPkhSJjf8/VDkzk-I18oI/AAAAAAAABBQ/CSiJp8WB75A/s1600/kozie%2Biiii.JPG" height="300" width="400" /></a></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
Drodzy uczestnicy Ultrałemkowyny, po tym wszystkim myślę więc, że na tej pięknej ale też jedynej w swoim rodzaju trasie, oprócz porządnych butów, ubrań, czołówek, dobrze wyposażonych przepaków, przyda się Wam też dużo...dystansu do samych siebie i jeszcze więcej poczucia humoru! Tak na wszelki wypadek. Do zobaczenia już za dwa tygodnie na Ultrałemkowynie!!!</div>
baraszkohttp://www.blogger.com/profile/04808619496601079717noreply@blogger.com9tag:blogger.com,1999:blog-8389650111292421823.post-49022646686129878452014-10-08T15:12:00.001+02:002014-10-08T15:38:24.023+02:00Rock’n’Roll Maratona de Lisboa<div style="text-align: justify;">
Przed wyjazdem do Portugalii moim jedynym wyobrażeniem o Rock’n’Roll Maratona de Lisboa był obrazek morza
biegaczy sunących przez rozrzucony zamaszyście nad rzeką Tejo most Vasco da
Gama. Zainspirowany przewijającymi się w internecie zdjęciami startu
widzianego z lotu ptaka, spodziewałem się dziesiątek tysięcy ludzi ruszających
spod majestatycznych, białych pylonów zagrzewanych do walki przez granego na
żywo gitarowego rocka. Wkrótce okazało się jednak, że moje wyobrażenia to jedno,
a rzeczywistość - drugie.</div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
Rzut oka na mapę trasy
wystarczył, żeby zdać sobie sprawę, że z mostu rzeczywiście startują, ale nie
maratończycy, tylko uczestnicy półmaratonu oraz mini maratonu (6,6 km). I to
właśnie oni byli tłumem ze zdjęć. Maratończycy zaś, zamiast z mostu Vasco da
Gama, ruszali z oddalonego o 25 kilometrów na zachód od centrum Lizbony,
niewielkiego miasteczka Cascais. Ku mojemu zaskoczeniu okazało się też, że
spośród 23 196 zawodników zapisanych na wszystkie dystanse, maratończycy
stanowili liczbę raptem 3 712. Przy czym, choć to stosunkowo niewiele w
porównaniu z frekwencją na maratonach w innych europejskich stolicach, to i tak
wystarczyło do pobicia krajowego rekordu i prześcignięcia o ponad 100
uczestników dotychczasowego lidera – listopadowego maratonu w Porto.</div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
Konieczność dojazdu z Lizbony nad
wybrzeże Atlantyku wymagała wyjątkowo wczesnej pobudki, tym bardziej że start w
Cascais zaplanowano na 8:30, jednak nagroda z całą pewnością była warta tych
kilku skradzionych kwadransów snu. A była nią trasa. Przez pierwsze 30
kilometrów właściwie cały czas prowadząca wzdłuż linii brzegowej – najpierw
oceanu, a później wpadającej w zatokę rzeki Tejo. Biegliśmy więc w towarzystwie
palm, klifów, plaż, fal i ślizgających się po nich surferów. Do tego – zgodnie
z zapowiedziami organizatorów – regularnie co kilka kilometrów rozstawione były
rockowe kapele wspierające maratończyków muzyką na żywo.</div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
Po dotarciu do Oeiras a następnie
do przedmieść Lizbony wciąż przesuwaliśmy się wzdłuż linii brzegowej, lecz
oceaniczne promenady zostały zastąpione przez portowe nabrzeże, a urokliwe
ścieżki rowerowe ustąpiły miejsca trakcji kolejowej. Wkrótce nad naszymi
głowami śmignął drugi ze słynnych lizbońskich mostów – Ponte 25 de Abril, po
czym znaleźliśmy się u progu historycznego centrum miasta.</div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
Wielka szkoda, że ten prawdziwie
lizboński fragment trasy z jej wąskimi uliczkami, rozległymi placami, wysokimi
pomnikami i uroczymi kibicami, okazał się tak krótki. Albowiem po kilku
szybkich kilometrach w otoczeniu zabytkowych kamienic, kawiarnianych ogródków i
w glorii pełnych uznania spojrzeń ze strony niedzielnych spacerowiczów, nagle wstąpiliśmy
w nieznany dotąd obszar doków portowych i opustoszałych magazynów. I w tym
otoczeniu pozostaliśmy już właściwie do samej mety. Smutny krajobraz
rozweselały tylko przygrywające co jakiś czas kolejne zespoły rockowe. Jednak
większość biegaczy na tym etapie wyglądała już tak, jakby nie dochodziły do
nich absolutnie żadne dźwięki. Na 35. kilometrze pragnęli tylko jednego – dotrzeć
do mety...</div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
A ta robiła wrażenie! Po sąsiedzku finiszowali uczestnicy wszystkich dystansów, w tym dwóch najdłuższych: maratonu i półmaratonu, który startował o 10:30. Dzięki temu wrażenie tłumu, gwaru i głośnego dopingu kibiców niesamowicie się potęgowało. Do tego z rozstawionej nieopodal ogromnej sceny dawali czadu portugalscy rock'n'rollowcy budząc do życia kolejnych wycieńczonych maratończyków. W rytmie ich muzyki maraton lizboński wygrali Kenijczycy - wśród kobiet najlepsza z czasem 2:26.47 była Visiline Jepkesho, a wśród mężczyzn całą konkurencję zostawił w tyle Samuel Ndungu wygrywając zawody z rezultatem 2:08.21. Obydwa wyniki okazały się najlepszymi w historii na portugalskiej ziemi. Wśród 1 512 biegaczy zza granicy na metę dotarło również 52 biegaczy z Polski, co oznacza, że byliśmy dziewiątą najliczniejszą nacją na Rock'n'Roll Maratona de Lisboa! <i>Para<span style="font-family: Times,"Times New Roman",serif;"><span style="font-family: Times,"Times New Roman",serif;"><span style="font-family: Times,"Times New Roman",serif;"><span style="font-family: Times,"Times New Roman",serif;"><span style="font-size: 11pt; line-height: 115%;">béns</span></span></span></span></span><span class="st"><em>!!!</em></span></i></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-elyaNpbQ3z0/VDU3_cq85EI/AAAAAAAAA7M/LJ3kx0LsIbU/s1600/kituki%2Blisboa.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-elyaNpbQ3z0/VDU3_cq85EI/AAAAAAAAA7M/LJ3kx0LsIbU/s1600/kituki%2Blisboa.jpg" height="300" width="400" /></a></div>
baraszkohttp://www.blogger.com/profile/04808619496601079717noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-8389650111292421823.post-82438783168804834192014-09-30T21:23:00.001+02:002014-10-01T19:39:09.621+02:00BIEGLI<!--[if gte mso 9]><xml>
<w:WordDocument>
<w:View>Normal</w:View>
<w:Zoom>0</w:Zoom>
<w:TrackMoves/>
<w:TrackFormatting/>
<w:HyphenationZone>21</w:HyphenationZone>
<w:PunctuationKerning/>
<w:ValidateAgainstSchemas/>
<w:SaveIfXMLInvalid>false</w:SaveIfXMLInvalid>
<w:IgnoreMixedContent>false</w:IgnoreMixedContent>
<w:AlwaysShowPlaceholderText>false</w:AlwaysShowPlaceholderText>
<w:DoNotPromoteQF/>
<w:LidThemeOther>PL</w:LidThemeOther>
<w:LidThemeAsian>X-NONE</w:LidThemeAsian>
<w:LidThemeComplexScript>X-NONE</w:LidThemeComplexScript>
<w:Compatibility>
<w:BreakWrappedTables/>
<w:SnapToGridInCell/>
<w:WrapTextWithPunct/>
<w:UseAsianBreakRules/>
<w:DontGrowAutofit/>
<w:SplitPgBreakAndParaMark/>
<w:DontVertAlignCellWithSp/>
<w:DontBreakConstrainedForcedTables/>
<w:DontVertAlignInTxbx/>
<w:Word11KerningPairs/>
<w:CachedColBalance/>
</w:Compatibility>
<w:BrowserLevel>MicrosoftInternetExplorer4</w:BrowserLevel>
<m:mathPr>
<m:mathFont m:val="Cambria Math"/>
<m:brkBin m:val="before"/>
<m:brkBinSub m:val="--"/>
<m:smallFrac m:val="off"/>
<m:dispDef/>
<m:lMargin m:val="0"/>
<m:rMargin m:val="0"/>
<m:defJc m:val="centerGroup"/>
<m:wrapIndent m:val="1440"/>
<m:intLim m:val="subSup"/>
<m:naryLim m:val="undOvr"/>
</m:mathPr></w:WordDocument>
</xml><![endif]--><br />
<!--[if gte mso 9]><xml>
<w:LatentStyles DefLockedState="false" DefUnhideWhenUsed="true"
DefSemiHidden="true" DefQFormat="false" DefPriority="99"
LatentStyleCount="267">
<w:LsdException Locked="false" Priority="0" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Normal"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="9" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="heading 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 7"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 8"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 9"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 7"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 8"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 9"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="35" QFormat="true" Name="caption"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="10" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Title"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="1" Name="Default Paragraph Font"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="11" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Subtitle"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="22" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Strong"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="20" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Emphasis"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="59" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Table Grid"/>
<w:LsdException Locked="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Placeholder Text"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="1" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="No Spacing"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light List"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Revision"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="34" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="List Paragraph"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="29" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Quote"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="30" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Intense Quote"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="19" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Subtle Emphasis"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="21" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Intense Emphasis"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="31" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Subtle Reference"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="32" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Intense Reference"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="33" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Book Title"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="37" Name="Bibliography"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="39" QFormat="true" Name="TOC Heading"/>
</w:LatentStyles>
</xml><![endif]--><!--[if gte mso 10]>
<style>
/* Style Definitions */
table.MsoNormalTable
{mso-style-name:Standardowy;
mso-tstyle-rowband-size:0;
mso-tstyle-colband-size:0;
mso-style-noshow:yes;
mso-style-priority:99;
mso-style-qformat:yes;
mso-style-parent:"";
mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
mso-para-margin-top:0cm;
mso-para-margin-right:0cm;
mso-para-margin-bottom:10.0pt;
mso-para-margin-left:0cm;
line-height:115%;
mso-pagination:widow-orphan;
font-size:11.0pt;
font-family:"Calibri","sans-serif";
mso-ascii-font-family:Calibri;
mso-ascii-theme-font:minor-latin;
mso-fareast-font-family:"Times New Roman";
mso-fareast-theme-font:minor-fareast;
mso-hansi-font-family:Calibri;
mso-hansi-theme-font:minor-latin;}
</style>
<![endif]--><span style="font-size: small;"><span style="font-family: inherit;">W ubiegły czwartek wybrałem się na koncert niezwykłego
zespołu. Niezwykłego dlatego, że muzyka, którą gra ta formacja jest inspirowana
bieganiem. Zespół nazywa się Biegli, składa się z pięciu muzyków i naprawdę
daje czadu.</span></span><br />
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-CMBoPHM9qBY/VCsCOdL8yCI/AAAAAAAAA68/N5m2dVWfCJA/s1600/biegli.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-CMBoPHM9qBY/VCsCOdL8yCI/AAAAAAAAA68/N5m2dVWfCJA/s1600/biegli.JPG" height="300" width="400" /></a></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Times,"Times New Roman",serif;">
</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: small;"><span style="font-family: inherit;">Biegli mają moc Usaina Bolta, niepozorność Adama Kszczota,
siłę Davida Rudishy, wytrzymałość Henryka Szosta, a całość dopełnia subtelna charyzma
jak u Antona Krupicki. Co ciekawe, próżno szukać w zespole wokalisty – chłopaki
grają, nie śpiewają, czasem tylko zapowiedzą w krótkich słowach kolejny utwór
lub skomentują uprzednio wygrany. Tym który mówi jest zwykle <a href="http://biegajsercem.blogspot.com/2014/07/naturalnie-ze-biegam-rozmowa-z-norbullo.html" target="_blank">Norbullo Kontrabacz</a>, kontrabasista i niekwestionowany lider formacji. Przy czym Norbullo
opowiada o muzyce Biegłych w tak zabawny sposób, że sam nie wiem, co sprawiło
mi więcej frajdy – krótkie „wstępniaki” przed każdym kolejnym kawałkiem, czy sama
muzyka - nawiasem mówiąc – składająca się z dźwięków kontrabasu, saksofonu,
klawiszy i dwóch perkusji.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: small;"><span style="font-family: inherit;"><br /></span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: small;"><span style="font-family: inherit;">Biegli teoretycznie grają eksperymentalny jazz, jednak daleko
im do eksperymentatorów, powiedziałbym o nich raczej: improwizujący wirtuozi o
wielkiej pasji. Miałem szczęście śledzić ich poczynania z pierwszego rzędu
kameralnej salki, w której odbywał się koncert, dzięki czemu mogłem jak na
dłoni zaobserwować ich nieustającą komunikację, a także emocje towarzyszące
wspólnemu graniu. Widać było, że muzykowanie sprawia im radość, że koncert jest
dla nich jak wspólny biegowy trening w grupie przyjaciół, gdzie najmocniejszy
dostosowuje tempo do najsłabszego, a nie jak nierówny wyścig, w którym
czterech bez powodzenia goni jednego.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: small;"><span style="font-family: inherit;"><br /></span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: small;"><span style="font-family: inherit;">Jak na kompozycje inspirowane bieganiem przystało usłyszeliśmy
utwór o kanapce z czarnego chleba jedzonej przed ciężkim treningiem, inny zatytułowany
„Kulawy” o przykrej kontuzji, kolejny to dynamiczna instrumentalna opowieść o „Ostrym
Loco” – ultra biegaczu z loczkami i brodą, którego można czasem spotkać na odległym
górskim szlaku. Był też utwór opowiadający o Biegu Rzeźnika, a także trzy nuty nieco
wykraczające poza biegowy świat: o podróży w korku na Mazury, szaleńczo
zaaranżowane „flamenco warszawskie”, a także nieoczekiwany hołd dla Paco de
Lucii. </span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: small;"><span style="font-family: inherit;"><br /></span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: small;"><span style="font-family: inherit;"><span style="line-height: 115%;">Na koniec ponadgodzinnego koncertu Biegli – niczym świeżo
upieczony maratończyk namówiony na mecie na kolejne 5 kilometrów – zgodzili się
zagrać dla nas jeden bis. Ale za to jaki! Po ustaniu rzęsistych oklasków Norbullo
obwieścił zgromadzonym, że oto usłyszymy utwór, który został skomponowany 19
lat temu, jednak publicznie nie został dotąd zagrany ani razu. Tym samym
wkrótce wszyscy staliśmy się świadkami piszącej się właśnie pięknej muzycznej
historii, a najznamienitszym podsumowaniem koncertu Biegłych były słowa jednej
z słuchaczek, na oko sześćdziesięcioletniej pani w czerwonej garsonce. Na
pytanie Norbulla: „czy dobrze nas słychać?” sympatyczna dama rzuciła zadziornie:
„aż za dobrze!”, uśmiechnęła się porozumiewawczo, po czym wróciła do rytmicznego wytupywania kolejnego
utworu zagranego skocznie przez Norbullo i spółkę. </span></span></span><br />
<br />
<span style="font-size: small;"><span style="font-family: inherit;"><span style="line-height: 115%;">Informacji o kolejnych koncertach Biegłych możecie szukać <a href="https://pl-pl.facebook.com/Biegli" target="_blank">tu</a>. </span></span></span></div>
baraszkohttp://www.blogger.com/profile/04808619496601079717noreply@blogger.com0