niedziela, 20 lipca 2014

Przed Badwater - rozmowa z Darkiem Strychalskim

Darek na treningu przed Badwater, fot. Filip Bojko
 
Darek już jest w Lone Pine, skąd za niewiele ponad dobę ruszy słynny ultramaraton Badwater. Nasz Zwycięzca jak zwykle ujmuje skromnością i niezwykłym skupieniem przed biegiem. Mówi, że nie myśli już o niczym innym niż o poniedziałkowym starcie. Tym bardziej jestem mu wdzięczny, że poświęcił chwilę na rozmowę i odpowiedział na parę moich pytań. Zapraszam na wyjątkowy - bo przedstartowy - wywiad ze "Zwycięzcą" Darkiem Strychalskim:

Darek, po co Ci ten powrót do "piekła"?

Czym trudniejsze zawody, tym większego dają kopa, żeby się sprawdzić. Za pierwszym razem mi nie wyszło, więc za drugim chciałbym w końcu pokonać ten Badwater.

Chcesz pokonać Badwater czy samego siebie?

Wiadomo, że trasę, ale i siebie. Chcę udowodnić sobie i innym, że wszystko jest możliwe. Trzeba tylko bardzo chcieć i sumiennie dążyć do celu. 

Co czułeś przez ostatnie dwa lata, pomiędzy Twoim debiutem a powrotem do Badwater?

Szukałem błędu, który sprawił, że mi się wtedy nie powiodło - zastanawiałem się, czy wina była po mojej stronie, czy po stronie braku aklimtyzacji i zbyt późnego przyjazdu na miejsce.

No i czego się doszukałeś?

Z dzisiejszej perspektywy myślę, że najważniejszy był późny przylot i niedoczytany regulalamin - było tam napisane, że pożywienie zawodnicy zapewniają sobie we własnym zakresie, o czym nie miałem pojęcia. Skończyło się więc tym, że biegłem na głodniaka. Za to jeśli chodzi o moje przygotowanie kondycyjne, myślę że niczego mi wtedy nie brakowało, żeby ukończyć zawody.

Jesteś dzisiaj lepszym biegaczem niż te dwa lata temu?

Dzięki wprowadzeniu startów w górach znacznie zwiększyła się moja wytrzymałość i siła biegowa. Dwukrotnie pobiegłem w Biegu Rzeźnika w Bieszczadach a raz w Chudym Wawrzyńcu w Beskidzie Żywieckim - to na pewno sprawiło, że jestem dziś bardziej uniwersalnym biegaczem. Jestem też bardziej doświadczony - oprócz biegów górskich pokonałem między innymi 147-kilometrowe zawody Szczecin-Kołobrzeg i 212-kilometrowy Ultrabalaton na Węgrzech na niecałe dwa miesiące przed Badwater. Szczególnie ten ostatni bieg dodał mi dużo pewności siebie przed nadchodzącym najważniejszym startem w życiu. Wracając jeszcze na chwilę do biegów górskich, bardzo wzmocniły one moją psychikę. Na asfalcie monotonia często sprawia, że właściwie w każdym momencie może zachcieć ci się zrezygnować. Za to góry wciągają, nawet wtedy kiedy nie masz siły. I każą przeć przed siebie.

Na trasie Badwater trochę tych gór będzie - przed Tobą trzy mocarne podbiegi. Boisz się ich?

Mam pietra, nie ma co. Pierwszy podbieg jest najdłuższy, z Lone Pine na Horseshoe Meadows - 38 kilometrów podbiegu na wysokość 3000 m i drugie tyle zbiegu. Kolejny to 8 mil wspinaczki szutrową drogą na wysokość około 2600 metrów, a trzeci - na samym końcu - ma niby 6 mil, ale nachylenie wynosi 10-12 %, a na dodatek to już sam finisz biegu, kiedy będę miał w nogach około 210 kilometrów.

Dwa lata temu aż takich gór nie było...

Tak, wtedy start był w samym Badwater na wysokości 86 metrów poniżej poziomu morza i biegło się właściwie cały czas lekko pod górę. Mocny podbieg był tylko jeden - ten sam co w tym roku, ostatni pod Mt. Whitney. Jednocześnie trzeba dodać, że wtedy w Dolinie Śmierci było 50 stopni Celsjusza, natomiast teraz poza nią temperatura nie będzie aż tak wysoka.

Która trasa jest według Ciebie trudniejsza - obecna czy ta sprzed dwóch lat?

Zdecydowanie ta obecna, bo pomimo że temperatura będzie niższa, to zagotować będzie się można od samych podbiegów. Każdy z nich jest trudny. Pierwszy bo długi, drugi bo stromy i biegnie się nocą po szutrze, więc trzeba uważać, żeby nie spaść w przepaść, a trzeci - niby najkrótszy - ale po tylu kilometrach będzie zabójczy.

Jak zbijasz nerwy przed startem?

Nie ma na to szans. Aż do startu będę się denerwował, a lęk przejdzie dopiero po kilku pierwszych kilometrach przejdzie.

Skąd ten lęk? 

Po prostu obawiam się, że nie wyjdzie, że coś się stanie, że przytrafi się kontuzja, albo wyjdzie, że jednak nie jestem wystarczająco przygotowany.

A jesteś?

Tak. Ale zawsze przed startem doszukuję się błędów.

Po co?

Samo mi to wchodzi do głowy, chociaż tego nie lubię i staram się o tym nie myśleć. Jednak zawsze kończy się tak samo. Co prawda przed Ultrabalatonem stres przeszedł mi łagodnie, ale to był trening, za to Badwater to główny start w tym roku, więc wiem, że nie wyluzuję aż do końca.

Czujesz wsparcie ludzi?

Oczywiście, że tak. To dzięki nim mogę tu być, stanąć ponownie na starcie Badwater, dzięki nim mogłem przyjechać tu wcześniej, zaaklimatyzować się, potrenować. A kiedy czytam komentarze na moim blogu albo koncie na facebooku, to czasami aż mi się łza w oku zakręci ze wzruszenia.
Jak myślisz, dlaczego wszyscy ci ludzie tak Cię pokochali?

Nie mam pojęcia. Myślę, że powinieneś zapytać o to ich a nie mnie. Czytając komentarze, maile, w których piszą, że jestem dla nich wzorem czy inspiracją, aż mi się nie chce wierzyć, bo jak zaczynałem biegać, nie myślałem, że to może mieć dobry wpływ na kogokolwiek. Nigdy nie myślałem też, że kiedykolwiek będę mógł być dla kogoś przykładem.

A powiedz, co zrobisz, jak już w końcu przebiegniesz ten Badwater?

Zobaczymy, czy przebiegnę. Jak już to zrobię, będę myślał o kolejnych wyzwaniach. Ale na razie myślę tylko poniedziałkowym starcie.

Darek Strychalski, zwany również "Zwycięzcą", niezwykły ultramara-tończyk z Łap. 21 lipca po raz drugi w życiu zmierzy się z uznawanym za najtrudniejszy na świecie biegiem Badwater na dystansie 217 kilometrów. Oprócz biegania udziela się również społecznie. W przeddzień wyjazdu założył Fundację Darka Strychalskiego "Zwycięzca" wspierającą niepełnosprawnych biegaczy. Jego największym marzeniem jest móc biegać do końca życia, a swoim bieganiem pomagać innym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz