Przed wyjazdem do Portugalii moim jedynym wyobrażeniem o Rock’n’Roll Maratona de Lisboa był obrazek morza
biegaczy sunących przez rozrzucony zamaszyście nad rzeką Tejo most Vasco da
Gama. Zainspirowany przewijającymi się w internecie zdjęciami startu
widzianego z lotu ptaka, spodziewałem się dziesiątek tysięcy ludzi ruszających
spod majestatycznych, białych pylonów zagrzewanych do walki przez granego na
żywo gitarowego rocka. Wkrótce okazało się jednak, że moje wyobrażenia to jedno,
a rzeczywistość - drugie.
Rzut oka na mapę trasy
wystarczył, żeby zdać sobie sprawę, że z mostu rzeczywiście startują, ale nie
maratończycy, tylko uczestnicy półmaratonu oraz mini maratonu (6,6 km). I to
właśnie oni byli tłumem ze zdjęć. Maratończycy zaś, zamiast z mostu Vasco da
Gama, ruszali z oddalonego o 25 kilometrów na zachód od centrum Lizbony,
niewielkiego miasteczka Cascais. Ku mojemu zaskoczeniu okazało się też, że
spośród 23 196 zawodników zapisanych na wszystkie dystanse, maratończycy
stanowili liczbę raptem 3 712. Przy czym, choć to stosunkowo niewiele w
porównaniu z frekwencją na maratonach w innych europejskich stolicach, to i tak
wystarczyło do pobicia krajowego rekordu i prześcignięcia o ponad 100
uczestników dotychczasowego lidera – listopadowego maratonu w Porto.
Konieczność dojazdu z Lizbony nad
wybrzeże Atlantyku wymagała wyjątkowo wczesnej pobudki, tym bardziej że start w
Cascais zaplanowano na 8:30, jednak nagroda z całą pewnością była warta tych
kilku skradzionych kwadransów snu. A była nią trasa. Przez pierwsze 30
kilometrów właściwie cały czas prowadząca wzdłuż linii brzegowej – najpierw
oceanu, a później wpadającej w zatokę rzeki Tejo. Biegliśmy więc w towarzystwie
palm, klifów, plaż, fal i ślizgających się po nich surferów. Do tego – zgodnie
z zapowiedziami organizatorów – regularnie co kilka kilometrów rozstawione były
rockowe kapele wspierające maratończyków muzyką na żywo.
Po dotarciu do Oeiras a następnie
do przedmieść Lizbony wciąż przesuwaliśmy się wzdłuż linii brzegowej, lecz
oceaniczne promenady zostały zastąpione przez portowe nabrzeże, a urokliwe
ścieżki rowerowe ustąpiły miejsca trakcji kolejowej. Wkrótce nad naszymi
głowami śmignął drugi ze słynnych lizbońskich mostów – Ponte 25 de Abril, po
czym znaleźliśmy się u progu historycznego centrum miasta.
Wielka szkoda, że ten prawdziwie
lizboński fragment trasy z jej wąskimi uliczkami, rozległymi placami, wysokimi
pomnikami i uroczymi kibicami, okazał się tak krótki. Albowiem po kilku
szybkich kilometrach w otoczeniu zabytkowych kamienic, kawiarnianych ogródków i
w glorii pełnych uznania spojrzeń ze strony niedzielnych spacerowiczów, nagle wstąpiliśmy
w nieznany dotąd obszar doków portowych i opustoszałych magazynów. I w tym
otoczeniu pozostaliśmy już właściwie do samej mety. Smutny krajobraz
rozweselały tylko przygrywające co jakiś czas kolejne zespoły rockowe. Jednak
większość biegaczy na tym etapie wyglądała już tak, jakby nie dochodziły do
nich absolutnie żadne dźwięki. Na 35. kilometrze pragnęli tylko jednego – dotrzeć
do mety...
A ta robiła wrażenie! Po sąsiedzku finiszowali uczestnicy wszystkich dystansów, w tym dwóch najdłuższych: maratonu i półmaratonu, który startował o 10:30. Dzięki temu wrażenie tłumu, gwaru i głośnego dopingu kibiców niesamowicie się potęgowało. Do tego z rozstawionej nieopodal ogromnej sceny dawali czadu portugalscy rock'n'rollowcy budząc do życia kolejnych wycieńczonych maratończyków. W rytmie ich muzyki maraton lizboński wygrali Kenijczycy - wśród kobiet najlepsza z czasem 2:26.47 była Visiline Jepkesho, a wśród mężczyzn całą konkurencję zostawił w tyle Samuel Ndungu wygrywając zawody z rezultatem 2:08.21. Obydwa wyniki okazały się najlepszymi w historii na portugalskiej ziemi. Wśród 1 512 biegaczy zza granicy na metę dotarło również 52 biegaczy z Polski, co oznacza, że byliśmy dziewiątą najliczniejszą nacją na Rock'n'Roll Maratona de Lisboa! Parabéns!!!
To sie nazywa biegowa turystyka ;)! Świetna relacja i jeszcze lepszy filmik :)pozdrawiamy!
OdpowiedzUsuńDzięki Kochani!!! Będziecie na zimowym półmaratonie gór stołowych?
UsuńZ małym opóźnieniem,ale odpisujemy ;) na półmaraton się nie wybieramy,ale zapraszamy przy okazji do nas-w końcu Wrocław jest po drodze :)
Usuń