środa, 1 stycznia 2014

Warszawa 1.1.14

Wbrew opinii wielu osób uważam, że Warszawa jest piękna. Jako dziecko jej nie doceniałem, widziałem w niej zbyt dużo szarości, smutku i architektonicznego nieładu. Jedyne co lubiłem w Warszawie, to uciekać z niej na wakacje w góry. Powroty natomiast były dla mnie koszmarem - szczególnie te pociągiem, gdy okropna, zaniedbana "tylna ściana" Alei Jerozolimskich wzdłuż torów kolejowych zwiastowała rychłe przybycie na Dworzec Centralny a później Wschodni. Jednak upływ lat sprawił, że zacząłem widzieć moje miasto z zupełnie nowej perspektywy. Śródmieście polubiłem w czasach, gdy znajomy miał galerię przy ulicy Wilczej, a my z kumplami - zgrają dzieciaków - czuliśmy się tam jak w najlepszej świetlicy. Wkrótce zapałałem sympatią do Powiśla, które wcześniej - tak w rzeczywistości jak przy lekturze "Lalki" Bolesława Prusa - szczerze mnie odpychało. Mokotów zdobył moje serce, w chwili gdy odkryłem, jaki skarb skrywa w swoich granicach - wspaniały, choć skromny park Morskie Oko. Praga Północ z kolei zawsze rządziła się własnymi prawami - można było tam być tylko "swoim" albo "obcym", nic pomiędzy. Dlatego jako dzieciak bałem się Pragi, widziałem ją jako taki mały warszawski Mordor. Ale i tu czas zrobił swoje, a ja porzuciłem maskę obcego i poczułem się "na prażce" zaskakująco swojsko. Jasne, że lekki dreszczyk wciąż się pojawia, kiedy mijam praskie bramy, a one akurat nie są puste, ale uczucie, które mi wtedy towarzyszy to już nie strach a raczej zdrowa czujność. Gocław i Ursynów zawsze były dzielnicami, które z jednej strony za sprawą swojej skali były mi zupełnie obce, a zarazem bardzo bliskie poprzez zaprzyjaźnionych ludzi, którzy często kupowali albo wynajmowali tam mieszkania. Ochota to natomiast miejsce teoretycznie mi najbliższe, bo w jednym z tamtejszych szpitali przyszedłem na świat, a jednocześnie najdalsze, bo po opuszczeniu jej w wieku 2 lat, wracam na nią tylko przejazdem mknąc samochodem Grójecką w kierunku południowym. Nie może w mojej dzielnicowej wyliczance zabraknąć Saskiej Kępy i Żoliborza, które uwielbiam, ale one akurat należą do odrębnej kategorii - to takie dwa zupełnie wyjątkowe miasta w mieście. Jeśli niektórzy mówią, że Centrum jest mózgiem Warszawy, to spokojnie można uznać, że Saska Kępa i Żoliborz są jej płucami. Natomiast Wisła to jej kręgosłup, Wilanów - lewa noga a Tarchomin - prawa ręka. Czym w takim razie jest Wola? Myślę, że  ręką lewą o piekielnie silnym ciosie - można się o nim dowiedzieć więcej czytając chociażby "Złego" Tyrmanda. W tym aspekcie z Wolą może się równać tylko Grochów - niezwykły twór po prawej stronie miasta, w którym mieszają się wszelkie grupy społeczne i jeszcze bardziej różnorodne typy ludzkie. Niektóre z nich potrafią przywalić, oj potrafią. Kto chce dowiedzieć się więcej, niech poszuka grochowskich śladów na przykład w prozie Stasiuka. No i są Bielany - niskie warszawskie czoło przyozdobione opadającymi na nie kosmykami bujnej warszawskiej czupryny. Jedynego pod słońcem takiego lasu - prawie wiecznie zielonego Kampinosu. Tak jak mówiłem, postrzeganie mojego miasta znacznie się więc zmieniło w przekroju 28 spędzonych tutaj lat - kiedyś go nienawidziłem, dziś kocham. Na swój, raczej nie ekspansywny i lekko frywolny sposób, ale jednak kocham. Jak zatem mogłem wspanialej świętować pierwszy dzień długo oczekiwanego roku 2014, jeśli nie orzeźwiającą biegową wycieczką po sennej jeszcze, przesiąkniętej wypitym poprzedniego dnia alkoholem i przybrudzonej wypaloną saletrą Warszawie?     

Przystanek 1 - spotkanie z pawiem łazienkowskim
Przystanek 2 - słynny widok na Belweder oszpecony przez wieżę ING
W biegu
Przystanek 3 - opustoszała Trasa Łazienkowska
Przystanek 4 - Święty Mikołaj odpoczywa po sylwestrze
Przystanek 5 - posylwestrowy "porządek"
Przystanek 6 - opustoszała mekka warszawskich sylwestrowiczów
Z biegiem graffiti
Przystanek 7 - dwie odsłony warszawskiej sztuki ulicznej
Przystanek 8 - Warszawa w oparach sylwestra
Przystanek 9 - Sophia w Warszawie
Przystanek 10 - Szczęśliwego Nowego Roku!

2 komentarze: