wtorek, 18 lutego 2014

Biegowy mentoring

Jadąc dzisiaj do pracy wyjątkowo nie rowerem a samochodem, słuchałem radia, w którym leciała akurat audycja o mentoringu. Prowadząca rozmawiała o nim ze swoim gościem, świeżo upieczoną stypendystką programu Vital Voice, Anną Zawadzką. Z tego co zrozumiałem, najprostszym podsumowaniem tego tworu byłyby słowa założycielki Vital Voice - Hilary Clinton, która powiedziała niegdyś tak: "dzięki mentoringowi możemy otwierać drzwi do możliwości osobom, które są gotowe je przekroczyć, ale bez pomocy, te drzwi pozostałyby zamknięte.". Anna Zawadzka dodatkowo uzupełniła tę wypowiedź o stwierdzenie: "Jest to układ mistrz-uczeń. Jest to relacja oparta na zaufaniu, na wymianie doświadczeń i wspólnym budowaniu przyszłości.". 
Nie znam się na mentoringu, ale słuchając pani Anny miałem wrażenie, że prowadząca audycję ma do czynienia z dość infantylną studentką psychologii, która kompletnie zafiksowała się na punkcie tego zagadnienia i gotowa jest leczyć za jego pomocą cały, udręczony przez samonapędzający się bezwład, świat. Na pewno wpływ na moją reakcję miał irytująco-mądralowaty sposób, w jaki prowadziła ona swój wywód, jednak zapewniam, że, mimo wszystko, starałem się wsłuchiwać bardziej w treść niż w formę jej radiowego wystąpienia. A z treści wynikało, że spotkanie z zagadnieniem mentoringu (i kilkoma mentorkami we własnej osobie) całkowicie odmieniło życie pani Anny. Dzięki tej przemianie uwierzyła ona w swoje możliwości, przewartościowała swoje oczekiwania w stosunku do życia i postanowiła wykorzystać swój potencjał. A teraz chce uczyć wyszukiwania tego potencjału innych. Co do zasady mam dość negatywny stosunek do mentoringów, coachingów i innych -ingów, ale jeden łączący je element jest mi bardzo bliski. A mianowicie chodzi mi tu o rolę mądrych ludzi, których życie stawia nam na naszej drodze. Możemy ich zignorować i przejść obojętnie obok nich, ale możemy się też zatrzymać i przynajmniej wysłuchać, co mają nam do powiedzenia. W takiej sytuacji dużo zależy od tego, z kim przyjdzie nam stanąć twarzą w twarz, czy będziemy temu komuś wierzyć i ufać, ale jeszcze więcej zależy od nas samych - czy będziemy gotowi przekazywaną mądrość posiąść i oswoić.
A piszę o tym dlatego, że audycja o mentoringu nieoczekiwanie przywołała w mojej pamięci pewne spotkanie, które spowodowało dużą zmianę w moim życiu. Ponad rok temu miałem jedyną do tej pory okazję, żeby pobiegać z najprawdziwszym trenerem. Miałem z nim w sumie tylko dwie lekcje, ale to wystarczyło, żebym zupełnie inaczej spojrzał na swoje bieganie. Do tamtego dnia biegałem zupełnie na oślep, nie zwracając szczególnej uwagi ani na technikę, ani na sposób oddychania, ani na wiele innych - jak się później okazało - ważnych elementów. Dopiero Robert Celiński, bo tak się nazywa ów trener, natchnął mnie do tego, żeby zacząć biegać świadomie. Pokazał mi kilka równie prostych co ważnych zmian, które - w jego ocenie - powinienem był czym prędzej wprowadzić do swojego sposobu poruszania. To on pokazał mi, jak wielką rolę w bieganiu spełnia prawidłowy ruch rąk (zamach za linię bioder a nie wymach przed siebie - on nastąpi naturalnie), jak ważne jest utrzymywanie ciała w prawidłowej pozycji (głowa-biodra-kostka w jednej linii), wreszcie to on zainspirował mnie do tego, że mogę zacząć biegać szybciej. Dziś, kilkanaście miesięcy po naszym spotkaniu, wciąż pracuję nad tym, żeby jego korekty stały się naturalnym elementem mojego biegania. Nie zawsze się udaje - to fakt - ale za to zawsze, gdy czuję, że robię wszystko tak jak powinienem według jego wskazówek, pojawia się we mnie uczucie ogromnej wdzięczności do losu, że dał mi szansę na spotkanie Roberta. A najciekawsze jest to, że przemówił on do mnie wtedy nie kategorycznym tonem nie znoszącym sprzeciwu, tylko mową pełną skromności i szczerej troski w stosunku do mnie - swojego ucznia. Nie wiem, czy "Celina" byłby zadowolony, gdyby się dowiedział, że piszę tu o nim w kontekście mentoringu, ale nie zmienia to faktu, że jeśli ktoś - używając nomenklatury pani Clinton - otworzył przede mną kolejne biegowe drzwi, to był to właśnie on!     

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz