poniedziałek, 3 lutego 2014

Krajobraz po górach

No i już niestety po górach... Piękne to były cztery dni biegania, pysznego jedzenia i niekończących się rozmów w cieple rozgrzanego kominka. Żal było wracać, ale poczucie, że wykorzystaliśmy dany nam czas do maksimum, przynajmniej w jakiejś części pomaga przestawić się na nowo na tryb miejski. Jednak w pamięci i tak wciąż żyją wspomnienia z dróg i bezdroży, które przemierzyliśmy, w mięśniach niesie się ślad każdego z pokonanych wzniesień, a na języku jeszcze dziś da się wyczuć posmak regenerującej owsianki-gryczanki z bakaliami, którą zjadaliśmy każdego dnia.
Krótki wypad w góry pozwolił mi i Noli zmierzyć się z dystansem porównywalnym do "rzeźnickiego" i - choć mamy świadomość, że rozbiliśmy go na cztery dni, podczas gdy w Bieszczadach biegnie się à la longue - to jednak towarzyszy nam poczucie zrobionego dużego kroku ku mecie w Ustrzykach Górnych. Ale i reszta grupy nie próżnowała - każde z naszej czwórki zaliczyło przynajmniej dwa dni biegowe i tak samo każde wracało wczoraj do miasta z przeświadczeniem, że niewiele więcej można by było z niego wycisnąć. Ja sam jestem bardzo zadowolony z siebie, z dziewczyn, z pogody na jaką trafiliśmy, i przede wszystkim z tego, że nikomu z nas po takim wycisku bieganie zwyczajnie nie zbrzydło. I choć w niedzielę rano każdy z wielu obolałych mięśni i stawów dałby nam wystarczająco dużo wymówek, żeby choć w ten ostatni dzień usiedzieć na miejscu, i tak zwyciężył zew biegania. Ruszyliśmy więc z Nolą na podsumowującą wyjazd ostatnią pętlę dookoła wsi. I nawet jeśli w założeniu miało to być lekkie rozbieganie, w rezultacie i tak wyszedł z niego mocny trening z 300-metrowym odcinkiem specjalnym na sam koniec, na którym to Nola dała z siebie wszystko i zaliczyła pierwszy w życiu sprint pod górę. 
Myślę, że wszyscy dowiedzieliśmy się w Beskidzie odrobinę więcej o swoich słabościach i ograniczeniach, a także elementach, nad którymi bezwzględnie powinniśmy pracować. Ja na przykład dowiedziałem się, że jak się chce biegać z bukłakiem z wodą w plecaku, to najpierw należy go odpowietrzyć, bo jak nie to na trasie chlupie i majta się irytująco na plecach. Nola z kolei doświadczyła na własnej skórze, że mocne mięśnie brzucha w górach czasem się przydają, więc warto przed Rzeźnikiem zaprzyjaźnić się z kilkoma niezbędnymi ćwiczeniami. A zatem, do brzuszków, gotowi, start!                  




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz