poniedziałek, 15 września 2014

Kraków Business Run

W wielu innych okolicznościach pewnie uznałbym nazwę tego biegu za bufonadę i kolejny etap do totalnego skomercjalizowania mojego ukochanego sportu. Jednak w połączeniu z ideą jaką za sobą niesie, marka krakowskiego Business Run (podobnie jak i jego bliźniaczych biegów w Warszawie, Łodzi, Katowicach i Poznaniu) jest absolutnym marketingowym strzałem w dziesiątkę i nie może się kojarzyć inaczej niż jednoznacznie pozytywnie.

Albowiem w dużej mierze nie o biznes tu chodzi (przynajmniej nie bezpośrednio) a o pomoc potrzebującym, którymi są  ludzie po amputacjach kończyn - podopieczni Fundacji Jaśka Meli "Poza horyzonty". Biznes jest tu więc tylko przykrywką, zachętą, zaś prawdziwy cel biegania w firmowych barwach to zebranie funduszy na zakup profesjonalnych protez dla ludzi, którzy dziś o sprawnym bieganiu mogą tylko pomarzyć.

Muszę powiedzieć, że jestem pod ogromnym wrażeniem tego czego Jasiek Mela, Wojtek Liszka i wszyscy wspomagający ich ludzie dokonali w ramach Poland Business Run. Rozmach imprezy, profesjonalizm, niezwykła pozytywna energia płynąca z ust i serc wszystkich zaangażowanych, i - przede wszystkim - genialny w swej prostocie pomysł na zbiórkę charytatywną, wszystko to zasługuje na najniższy pokłon najwyższego szacunku.

W przypadku Krakowa - największych zawodów w całym cyklu - na biznesowe bieganie na rzecz niepełnosprawnych zapisało się kilkaset pięcioosobowych sztafet, w których każdy z zawodników miał do pokonania pętlę o długości 3,8 kilometra. Dystans ten - dla jednych śmiesznie krótki, dla innych niemożliwie długi - gwarantował wszystkim jedno: był go w stanie pokonać właściwie każdy, jeden sprintem w 12 minut, drugi spacerem w pół godziny.

Trasa Kraków Business Run 2014 wiodła najbardziej turystycznym z krakowskich szlaków - w większości po Plantach, a pozostałą część chodnikami wokół Wawelu i po uliczkach w okolicach Rynku. Strefa Zmian znajdowała się po jego zachodniej stronie, podobnie jak całe "miasteczko biegowe". Jedynie szatnie i depozyty zostały ulokowane za południowo-zachodnim rogiem Sukiennic, jednak wszystko było na tyle blisko siebie, że nie sposób było się pogubić. Przy czym nie tylko zaplecze socjalne, ale i w ogóle całą organizację biegu trzeba podsumować dwoma słowami - była NA MEDAL!

A skoro jesteśmy przy medalach, ludzie, którzy często uczestniczą w zawodach, zwykle po jakimś czasie przestają na te medale zwracać uwagę i po prostu po każdej kolejnej miniętej linii mety wrzucają je do jakiegoś pudła bez dna, zawieszają na pokrętle od kaloryfera, w ubikacji, albo oddają do zabawy dzieciom. Myślę jednak, że w przypadku Kraków Business Run jest inaczej. Jestem przekonany, że uczestnicy wyeksponują go równie godnie jak godny jest cel, dla którego wszyscy biegaliśmy po Grodzie Kraka w minioną niedzielę. Co więcej, obserwując ich reakcje i twarze już po zawodach, miałem wrażenie, że dla wielu z "rozbieganych biznesmenów" medal ten był pierwszym na ich biegowej ścieżce. I - po tak niezwykłym i pozytywnym przeżyciu - na pewno nie ostatnim!

Ja sam miałem honor wystąpić w Kraków Business Run w barwach Sztafety Fundacji Darka Strychalskiego. Nasza ekipa była wyjątkowa przynajmniej z dwóch powodów. Po pierwsze, tuż przed wyjazdem zachorował synek naszej "piątej na zmianie", przez co musiała zostać w domu uszczuplając tym samym nasz skład do 4 osób. Na szczęście bohaterski Darek po raz kolejny okazał się nie do zdarcia i postanowił, że...przejmie jej kolejkę i pobiegnie 2 razy - na pierwszej i na ostatniej pętli. Środek stawki wypełniliśmy my - Ania, Magda i ja.

Drugi powód, dla którego wyróżnialiśmy się z tłumu było to, że - w przeciwieństwie do większości - nie byliśmy najlepiej zorganizowaną sztafetą tego dnia w Krakowie. Dość powiedzieć, że jeszcze na 15 minut przed wystrzałem startera staliśmy jak kołki na środku Rynku bez numerów startowych i krzty pomysłu, co ze sobą zrobić. Mieliśmy za to walizki podróżne, cywilne, niezbyt biegowe stroje i sporo wątpliwości. Jedyne co nas tłumaczy to, że przystępowaliśmy do Kraków Business Run dosłownie z trasy. Darek z Anią jeszcze o 3 rano byli w Lublinie, a my z Magdą dopiero o 5 wyruszyliśmy na południe z Warszawy. Na szczęście po raz kolejny z opresji wyratował nas Zwycięzca jakimś cudem zdobywając upragnione pakiety. Potem jeszcze tylko pomieszaliśmy na wszystkie możliwe sposoby numery startowe, przez co każde z nas wystartowało nie na swojej zmianie i nie pod swoim nazwiskiem. Najdobitniejszym podsumowaniem naszego występu niech będzie to, że najlepszy czas w naszej drużynie miała...Paulina, która w tym samym czasie opiekowała się chorym synkiem 300 kilometrów dalej! Ale nic to, najważniejsze, że wszyscy bawiliśmy się naprawdę przednio. Niech żyje Sztafeta Darka, niech żyje Poland Business Run!

2 komentarze:

  1. Potwierdzam, że impreza super! W Warszawie też się udało. - dobra zabawa, pozytywne emocje połączone z charytatywnym celem to jest to:)

    Gratulacje dla Waszej "zakręconej" ekipy ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zakręcona ekipa dziękuje i pozdrawia najszybszego zawodnika na warszawskiej trasie!

      Usuń