wtorek, 13 stycznia 2015

Czołówka Led Lenser NEO - test

Led Lensera NEO testowałem przez ostatni miesiąc w najróżniejszych konfiguracjach. Biegałem z nim na głowie podczas wieczornych treningów w mieście, biegałem zdany tylko na jego jasny snopek po górach i lasach, biegałem po asfalcie, błocie, śniegu i lodzie. Jeździłem z nim na rowerze, chodziłem na spacery, odśnieżałem podwórko. Tym samym mój NEO został przetestowany na wszystkie możliwe strony, a ja mam poczucie, że z czystym sumieniem mogę napisać, co o tym zgrabnym "żółtku" myślę.


 
BIEGANIE

W kontekście biegania jest to zdecydowanie bardziej czołówka służąca do tego by być widocznym niż do tego by widzieć. A to ze względu na niewielką moc z jaką świeci testowany Led Lenser nawet na najmocniejszym trybie. Z nim na głowie widzi się ciemną nocą na pewno więcej niż w zupełnym mroku, jednak próżno liczyć na to, że swoim światłem ostrzeże nas przed groźnymi nierównościami czy oblodzeniami.

Co więcej najmocniejszy tryb prędko zużywa baterie. Producent podaje, że ich żywotność wynosi do 100 godzin, jednak jest to szacunek dla trybu oszczędnościowego. Ten najmocniejszy wystarcza na dużo krócej, według mnie na nie więcej niż 25-30 godzin. Choć to akurat może być kwestia nie samej lampki a baterii, które dostajemy w wyprawce razem z czołówką.

Trzecią istotną wadą jest nieregulowalny kąt nachylenia światła. Snopek pada nam pod nogi tylko przy pochyleniu głowy do przodu. Przy wyprostowanej sylwetce - a w końcu do takiej dążymy - światło wędruje gdzieś w przód mocno osłabiając nasze widzenie.

Niewątpliwą zaletą jest natomiast tryb świecenia z dodatkową, pulsującą, czerwoną diodą z tyłu. Dzięki niemu jesteśmy widoczni dla nadjeżdżających zza naszych pleców samochodów i rowerów. 

ROWER

Testowana czołówka doskonale sprawdza się jako uzupełnienie podstawowego oświetlenia roweru. Jeśli masz dobrą przednią i tylną lampkę przymocowane do ramy, a do tego NEO na głowie, nikt nie będzie mógł ci zarzucić, że jesteś słabo widoczny. Plus za tryb migającego światełka z przodu - dzięki niemu masz jeszcze większą szansę, że zostaniesz szybciej dostrzeżony przez kierowców i innych rowerzystów nadjeżdżających z przeciwka.   

INNE CZYNNOŚCI

Led Lenser NEO jest bardzo lekki i ma niewielkie rozmiary, przez co można go schować do kieszeni kurtki bez obaw, że będzie nam przeszkadzał. A przydać może się w każdym momencie, chociażby podczas nocnych poszukiwań wlewu płynu do spryskiwaczy czy przy zakładaniu łańcuchów w drodze na jakiś piękny zimowy bieg.  

PODSUMOWANIE

Led Lenser NEO to w mojej opinii lekkie i bardzo praktyczne, ale podstawowe światełko, przydatne we wszelkich codziennych czynnościach wykonywanych po zmroku, jednak niewystarczająco mocne by na poważnie dać mu się wieść podczas nocnego biegania w trudnym terenie. Warto za to mieć go na głowie podczas treningów w mieście lub podczas jazdy na rowerze, gdzie równie ważne jak to by widzieć innych, jest to, żeby inni widzieli nas! 

poniedziałek, 12 stycznia 2015

Bieganie składa się z ciągłych powtórzeń

Falenica ma na mnie dobry wpływ. Dość powiedzieć, że kiedy wracałem z wydmy i w swoim samochodowym radioodbiorniku nastawiłem trójkę, podobał mi się nawet dobiegający z niego charakterystyczny miauczący śpiew Artura Rojka, który "składa się z ciągłych powtórzeń". Tak jak bieganie.

Falenica jest inna. Trochę harcerska, trochę uczniowska, za to bardzo swojska. Biuro zawodów w szkole podstawowej, ręczny pomiar czasu, zero bufonady i pełne zaufanie.

Jak można nazwać tych, co startują na 10 kilometrów? Bo chyba nie "dziesioniarze"? Są ich trzy tury - pierwsi startują niebiescy, potem zieloni, a jeszcze później pozostali, chyba żółci i czerwoni. To od kolorów numerów przyczepionych do ich piersi, ud i plecaków. Fale ruszają w 2-minutowych odstępach. Powszechną praktyką jest domniemanie uczciwości. Jednak, jak ktoś chce przyciąć, może wystartować z numerem np. czerwonym z falą niebieskich. Do mety dociera wtedy z oficjalnym czasem o cztery minuty lepszym od rzeczywistego. Podobną są tacy, którzy tak robią. Bez sensu.

9 dni treningów w górach wyposażyło mnie w moc, siłę i serce. Wystartowałem bez szczególnych oczekiwań, a i tak osiągnąłem bardzo przyzwoity wynik. I nogi nie bolały, i głowa nie marudziła, tylko oddech na drugim kółku zrobił się jakiś taki ciężki. Bo w Falenicy biega się szybciej, dużo szybciej niż na Łemkowszczyźnie. Tam wszystko robi się wolniej. Biega też się wolniej.

Bieganie - jak Rojek - składa się z ciągłych powtórzeń. Rok temu była Falenica, w tym roku jest Falenica, i za rok - jeśli Bóg jest i jeśli da - też będzie Falenica. A na Falenicy będę ja. I niebiescy, i zieloni, i inni, chyba czerwoni i żółci. I pewnie Rojek wyda nową płytę. I pewnie będą ją puszczali w trójce...

      

piątek, 9 stycznia 2015

Teletubisie

Mam ochotę krzyknąć przez radio: "Mayday!".

Ale nie mam radia, mam tylko bloga. Krzyku więc nie będzie, jest za to wpis.

A o co ten wpis? Ano o to, że chce mi się w góry. Ledwie z nich wróciłem, i teoretycznie powinienem chwalić się, jaki to jestem naładowany pozytywną energią, ale prawda jest taka, że pozytywna energia prysnęła wraz z minięciem symbolicznej poziomicy '500'. Nie ma przechwałek, jest tęsknota.

Tam był śnieg, był mróz, były zbiegi, podejścia i łanie w lesie. Tu jest deszcz, wilgoć i kapanie z nosa. Mój mały biegowy dramat!

I tylko perspektywa jutrzejszej Falenicy odrobinę rozbudza mój entuzjazm. Falenica jest dobra, Falenica jest trochę jak góry, Falenica to miłe twarze, sporo śmiechu i gwarancja umęczenia. Falenica jest dobra.

9 dni w górach to 8 dni biegania plus długi noworoczny spacer ze ściętymi od mrozu nozdrzami. Trening jak ze snu. Towarzystwo jak z marzeń. Chwile, do których wracam z wielką gulą w gardle.

Gdzie są te widoki? Gdzie jajecznica z jaj od szczęśliwych kur? Gdzie mleko od krowy, którą gospodarz woła po imieniu? Gdzie ciepło kominka i chłód poranka?

Wszystko to zostało tam, a mi zostało tylko piękne wspomnienie. Wspomnienie o czasie, gdy na chwilę zamieniłem się w biegającego teletubisia...

fot. Magdalena Mrozowska