All rights reserved to Ziemowit Folcik |
Nie było pisania przez ostatnie dwa tygodnie. Biegania zresztą też nie. Czas więc nadrobić zaległości!
Już w sobotę Chudy Wawrzyniec - ultramaraton po szlakach i szczytach Beskidu Żywieckiego. Do wyboru dwie trasy 50+ i 80+. Co ciekawe, dystans można określić już w biegu. W pewnym punkcie, gdzieś około 40 kilometra, kto czuje się mocny, wybiera dłuższą, zaś komu potrzebny natychmiastowy zjazd do bazy, ten leci prosto na metę krótszego "Chudego". Dziś myślę, że zdecyduję się na "osiemdziesiątkę", ale wcale nie jest powiedziane, że w sobotę wciąż będzie ze mnie taki chojrak. Start o 4 rano, czołówki włącz!
Jasne, że przeżywam ten start, tym bardziej, że przeżywam każdy z nich, jednak tym razem czuję się zupełnie inaczej niż zwykle przed zawodami. Albowiem emocje, które zwykle gromadzą się we mnie na wiele dni przed ultra wyzwaniem, teraz wydają się stłumione. Mam wręcz wrażenie, że w ogóle ich nie ma, tak jakbym zostawił je w Badwater. Razem ze wspomnieniem największej biegowej przygody mojego życia.
Mówi się, że Badwater to piekło. Pisze się o tym biegu, że jest morderczy, diabelski, najcięższy i kto wie, co tam jeszcze. Pełna zgoda - Badwater to piekło. Dla człowieka, dla jego duszy i ciała. Jest jednak jednocześnie w tym wyzwaniu i w jego otoczce coś niebiańskiego, coś anielskiego. Gdy patrzysz na tych atletów - mężczyzn i kobiety - i ich nadludzki wysiłek, nie widzisz w nich diabłów. Widzisz anioły. W pewnym momencie nie rozróżniasz już płci, nie patrzysz na ich ciała, nie słyszysz ich ciężkich oddechów. Czujesz za to podziw dla tych dzielnych ludzi i biegniesz razem z nimi. Nawet gdy akurat "tylko" podajesz im butelkę z wodą.
Nie ma na Badwater atmosfery rywalizacji, jest współuczestnictwo. Wszyscy dopingują się nawzajem, życzą sobie szczęścia, siły i odwagi. Wszyscy wiedzą bowiem, z czym mają do czynienia i ta świadomość sprawia, że podchodzą do siebie z najwyższym wzajemnym szacunkiem. Nieważne, czy przybiegłeś pierwszy, czy ostatni, za ukończenie Badwater należy ci się najniższy pokłon.
Magię Badwater dało się odczuć szczególnie podczas ceremonii zakończenia imprezy, gdy wszyscy, którzy wcześniej dobiegli w limicie do mety, teraz przeżywali kolejną chwilę chwały. Dyrektor imprezy wyczytywał na głos ich imię i nazwisko, po czym każdy z osobna w burzy braw wychodził na środek sali. Jednak to co wydarzyło się przy wyczytaniu nazwiska NASZEGO Darka to nie była burza - to było tornado, to był huragan, to było tsunami oklasków, wiwatów i okrzyków. Wystarczyły dwa dni, a Darka pokochali dosłownie wszyscy. I wszyscy nam na każdym kroku gratulowali mówiąc, że "nasz biegacz jest absolutnie wyjątkowy, good job". Bo to prawda, jest wyjątkowy. A że GOOD JOB to też prawda!
Good job Filip, Kuba i Kamil! Pisząc o anielskości Badwater to również Was miałem na myśli. Spędzić dwie ochotnicze doby na pustyni, przysypiając tylko z rzadka kilka minut na siedzeniu rozpalonego dodge'a, pocieszać naszego Zwycięzcę, oklepywać mu nogi, nacierać stopy maścią, prać w nocy koszulkę startową (!), trwać w ukropie z ciężką kamerą na ramieniu, z trudem odklejać ręce od nagrzanej kierownicy, wreszcie biegać z tym naszym ultraszaleńcem po tym kosmicznym odludziu - kto by był do tego gotów jeśli nie WY?! No po prostu anioły, nie ludzie...
Z taką Ekipą jak Wy to można Darka holować, konie kraść, a nawet życie przeżyć. Dziękuję za każdą sekundę wspólnie spędzoną na tym cholernym Badwater. Bo może i Badwater, ale na pewno Goodpeople!
Więcej niż tysiąc słów.
Więcej niż tysiąc słów.
Nie wiem co mam napisać. Kurde, Miki, nie wiem. Zazdroszczę Ci przygody jakiej nie doświadcza praktycznie nikt. I, cholera, cieszę się, że miałem przyjemność Cię poznać i uściskać Twoją dłoń. Jesteś gość! A nie, Ty jesteś Gość!
OdpowiedzUsuńTeraz to ja nie wiem, co napisać!
UsuńDopiero jak zobaczyłem Twoje zdjęcie na veturilo w stroju triathlonowym to odrobinę opadł wzniosły nastrój ;-)
Dzięki za przemiłe słowa, ale bez żartów, zaraz znowu mnie przegonisz na Kazurce i będzie jak dawniej ;-))) Do zobaczenia!!!
Dobra dobra. Wolałbym przegrać na Kazurce, ale skopać Ci tyłek na Mardule, że o Rzeźniku nie wspomnę!;)
UsuńMikołaj,codziennie zaglądaliśmy czekajac na Twój wpis :) bylismy tam z wami przez caly czas myślami :) co prawda teraz (aktywnie ;)) urlopujemy,ale dalej trzymamy kciuki za Chudego Wawrzyńca :) pozdrawiamy ;)
OdpowiedzUsuńNawet nie wiecie, jak bardzo chciałem naskrobać coś wcześniej. Chciałem, ale nie mogłem - brakowało mi tego czegoś w nadgarstku, czego Darkowi nie brakuje w bioderku ;-)
UsuńDzięki, że chciało Wam się zaglądać - teraz już wiem, kto wygenerował taki ruch!
Odpoczywajcie i urlopujcie się na tip top!!!
Świetnie się czyta. Daliście radę Panowie! Do zobaczenia na Chudym :) Mam nadzieję że uda się zamienić kilka słów tak jak przed Rzeźnikiem, ale tym razem ani słowa o sponsoringu ;)
OdpowiedzUsuńDzięki i do zobaczenia! A sponsoring? Hmm, wierzę, że Darek da Wam jeszcze jedną szansę ;-)
UsuńTo bardziej "im", tam na górze ;) my zrobiliśmy co w naszej mocy i za rok chętnie powtórzymy wszystkie te działania na czele ze sztafetą charytatywną i ulotkami domowej roboty, a może coś jeszcze wpadnie do głowy. Takiego człowieka chce się wspierać i warto wspierać :) Zdrowie!
UsuńNo jasne, że im! Powinni brać z Was przykład - jeszcze raz DZIĘKI od całego składu!!!
Usuń