Nie moja piąta Monte Kazura, nie moja...
Obejrzałem sobie właśnie galerię zdjęć z wczorajszych zmagań i aż mi się łezka zakręciła w oku, że nie mogło mnie tam być. Tym razem obowiązki zawodowe zwyciężyły biegową pasję i kazały zostać na tyłku w biurze aż do wieczora. Do domu wracałem więc nie tylko z markotną miną człowieka, który mógł zaliczyć wszystkie pięć biegów w debiutanckim sezonie Monte Kazury, lecz na ostatni z nich po prostu się nie wyrobił, ale i z mocno rozświetlonym przednim światełkiem roweru prędko mknącego uliczkami warszawskiego Powiśla.
Z facebookowych opisów i komentarzy dowiedziałem się, że na odwróconej trasie bezkonkurencyjny okazał się Tomek Roszkowski pieczętując tym samym wygraną w całym cyklu. Wśród kobiet Vi Domaradzka co prawda nie przybiegła wczoraj na pierwszym miejscu, ale i tak okazała się najlepsza wśród kobiet biorąc pod uwagę całą pięciokolejkową kazurkową "ligę". Gratulacje! Tylko mojego ulubionego biegowego blogera mi żal - Krasusa - że na ostatniej prostej stracił "pudło". Krasus, głowa do góry, dla mnie i tak jesteś kazurowym mistrzem!
A ja? Ostatnio mniej biegam, a więcej o bieganiu myślę i czytam. Przeczytałem na przykład o jednej, zupełnie niespodziewanej biegowej depresji. Nie znam Chłopasia osobiście, ale uderzyła mnie jego opowieść. Nie dlatego, że jest Chłopasiem, ani nie dlatego, że jest biegaczem. Chyba po prostu dlatego, że coraz więcej tej depresji dookoła i zatacza ona coraz szersze kręgi, uderzając nawet tam, gdzie nikt by się jej nie spodziewał...
Chłopasiu, mam nadzieję, że uda Ci się z tego wszystkiego jakoś sprawnie wyjść. Nieważne, czy marszem czy biegiem, byle przed siebie. Bądź dzielny, trzymam kciuki!!!
Mikołaju ja także cierpiałem :) dotarłem na Kazurę dopiero o 19:50 więc jedyne co mnie nie ominęło to dekoracja zwycięzców :)
OdpowiedzUsuńPoczęstowali przynajmniej szampanem czy całego zmarnowali?
Usuństałem w oddali z Adachem na rękach, więc jak zobaczyłem, że oczy mu się świecą do tego trunku, odsunąłem się na bezpieczną, bezalkoholową, odległość :)
UsuńNo nie będę ukrywał, że brakowało mi samojebki z Tobą, oj zabrakło mi jej bardzo! Było jak zwykle magicznie, a okoliczności przyrody (zachód słońca) jeszcze to podkreśliły. Cały czas jestem zły o tę utratę pudła na ostatnim podbiegu, ale co zrobić, po prostu inni byli lepsi. Do zobaczenia na zimowej edycji, szykuj czołówkę!;)
OdpowiedzUsuńWidziałem zdjęcia, genialne! Czyżby zimowa edycja została oficjalnie potwierdzona?!
UsuńNie było na razie oficjalnych zapowiedzi, Krzychu tylko stwierdził, że jest pomysł i raczej coś będzie. Że nowa trasa, ciemności, czołówki, zima itd. Kurde, ale będzie fajnie.. :D
UsuńHurraaa! Ciemności, czołówki, zima! Brakuje tylko obudzonych, głodnych niedźwiedzi :-)
UsuńWidzimy się obowiązkowo, a tymczasem powodzenia w Borównie!