czwartek, 12 czerwca 2014

Monte Kazura - edycja 3.

Monte Kazura nie miała wczoraj dla nas litości - to był wycisk, bombarding, zajazd, umęcz, autowpierdol. Od wczoraj 11 czerwca będzie moim prywatnym Dniem Masochizmu. No bo jakże nazwać inaczej, jeśli nie masochizmem, diabelską wspinaczkę w pełnym ukropie, szaleńcze zbiegi z przełykiem szczelnie oklejonym przez suchy pył, a do tego proste odcinki, po których ze zmęczenia większość z nas biegła zygzakiem? Tak, to była kwintesencja masochizmu. Jednak trzeba dodać, że ten masochizm niósł za sobą prawdziwie narkotyczną przyjemność.

Co prawda o narkotykach nie wiem zbyt dużo, ale to i tak jedyne porównanie, jakie wydaje mi się na miejscu przy próbie opisu tego, co wydarzyło się wczoraj na Kazurce. Niby wszyscy wiedzieliśmy, że wgryzienie się w ostre zbocze ursynowskiej górki będzie bolało jak wrzynająca się pod skórę igła, ale nawet to nie było w stanie powstrzymać nas przed ustawieniem się na starcie zawodów, które w krótkim czasie stały się prawdziwą perłą wśród biegów górskich rozgrywanych na nizinach.

fot. Justyna Grzywaczewska

Monte Kazura rośnie. I nie mam tu na myśli samej górki, która w ostatnim czasie raczej nie zmieniła swoich rozmiarów, ale o samo wydarzenie. Z edycji na edycję bierze w nim udział coraz więcej uczestników, organizacja jest coraz sprawniejsza, a i pod względem sportowym jest coraz ciekawiej i różnorodniej. Po Kazurce biegają nie tylko młode, zdrowe konie ale i dziewczyny i panowie z kategorii 50+. Każdy znajdzie tu więc dla siebie własny kawałek toru. Nie każdy jednak będzie miał wystarczająco krzepy, żeby dotrwać do końca trzech morderczych kółek. Szczególnie przy takich warunkach jak wczoraj...
 
11 czerwca 2014 roku warszawski Ursynów, a wraz z nim górka Kazurka, płonął w wyjątkowo palącym, popołudniowym słońcu. Spocić można się było już od samego stania w oczekiwaniu na okrzyk startera, a zatem łatwo sobie wyobrazić, co działo się z organizmami biegaczy już na trasie. Pot lał się nawet nie strumieniami a rwącymi potokami, ciężkie oddechy wprawiały w przerażenie spacerujące u podnóży wzniesienia eleganckie spacerowiczki, a zwiotczałe mięśnie wielu z nas szybko zaczęły odmawiać posłuszeństwa. To była prawdziwa rzeźnia - idealny sprawdzian generalny przed przyszłotygodniowym Biegiem Rzeźnika!

Monte Kazura ma jedną cechę, która może być zarazem wadą i zaletą - tych zawodów nie da się pobiec nie na 100%. Ciągłe zakręty, mijanki, zmieniająca się perspektywa góra-dół, dół-góra, majaczące w oddali sylwetki tych, którzy są przed tobą ale i tych, którzy pozostali daleko w tyle - wszystko to sprawia, że człowiek wciąż się nakręca i idzie na całość, nie ma litości. Monte Kazura to maksymalnie skondensowany wysiłek - na stosunkowo niewielkim dystansie i jeszcze mniejszej przestrzeni. To taka niewielka bomba o wielkim wewnętrznym ładunku, niepozorna dziewczynka o głosie mocnym jak dzwon, no po prostu nasza, warszawska Syrenka z silnikiem terenowego Porsche pod maską! 

Trzy edycje Monte Kazury już za nami, kolejne dwie odbędą się na początku lipca i sierpnia. Bieg ma już grono wiernych fanów, kolejni zapewne wkrótce do nas dołączą. Czy to oznacza, że Monte Kazurze grozi przeludnienie? Na szczęście chyba nie, bo to jednak zabawa dla koneserów. I dobrze, bo tak jak już tu kiedyś pisałem, granica 150 osób to chyba maksimum, po którego przekroczeniu to już nie byłby ten sam, cudownie kameralny i toczony w przyjacielskiej atmosferze biegowy bój.

5 komentarzy:

  1. O dobrze że startuje poniżej 100 osób, limit to 300 ale i tak to jest cykl więc trzeba mieć wile z 5 biegów zaliczonych, dobrze że jest to w dni powszednie, oby bieg nie zogromniał jak Falenickie ZBG.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czy slyszales albo biegales w Kampinosie na trasie Szczebel ? Jezeli chodzi o wzniesienia to o wiele lepsze od Kazoory I do tego 7 km w jedna strone

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie słyszałem, ale chętnie poznam osobiście!
      To kiedy I edycja Monte Szczebel? ;-)

      Usuń
  3. Ja jestem wielką fanką, chociaż jeszcze nie biegłam ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. To jest popularna trasa wśród rowerzystów na krawędzi wydm Kampinosu, w lesie wzdłuż drogi Stara Dąbrowa - Górki i dalej, polecam google i wpisanie Górki Kampinos Szczebel, 7 km rollercoasteru w jedną strone no i potem nazad

    OdpowiedzUsuń