środa, 7 maja 2014

Buty Inov-8 x-talon 212 - opinia

W moich x-talonach dwieście dwunastkach biegam od dwóch miesięcy. Choć może uczciwiej byłoby powiedzieć, że od dwóch miesięcy to je mam, bo na stopy założyłem je przez ten czas raptem...cztery razy. Jednak to nie ilość, a jakość treningów i startów w tych butach jest wyznacznikiem mojej ich oceny.
              
x-talony w akcji (fot.Filip Bojko)
Przygodę z bieganiem w x-talonach zacząłem od szybkiego treningowego półmaratonu po płaskich leśnych ścieżkach. Teoretycznie mógł to być fałszywy ruch, bo dystans ponad 20 kilometrów w zwartym tempie i nierozbitych butach spokojnie mogłoby się okazać torturą dla stóp. Jednak już po wszystkim okazało się, że nie przybył mi tamtego ranka ani jeden odcisk. Nie tylko jak na pierwszy raz, ale w ogóle, biegło mi się w nich przy tym lekko, przyjemnie i dynamicznie. Dość powiedzieć, że czas 1 godzina 33 minuty z małym hakiem okazał się wówczas moim najlepszym wynikiem w życiu na dystansie półmaratonu. Poprawiłem go dopiero kilka tygodni później - już w szosówkach - ale i tak raptem o niewiele ponad 2 minuty.  A zatem pierwsze zaskoczenie - pomimo terenowego przeznaczenia i agresywnego bieżnika wysokiego na dobry centymetr, x-talony ujawniły swój prawdziwie wyścigowy charakter. Ale jak tu się dziwić, skoro są to buty, o których mówi się, że wygrano w nich więcej górskich biegów niż w jakimkolwiek innym modelu...

W następnej kolejności dwukrotnie porwałem się w moich "inowejtach" na górkę Kazurkę: raz spokojnie, treningowo, a kilka tygodni później już zdecydowanie żwawiej podczas pierwszych zawodów cyklu Monte Kazura. Traf chciał, że za każdym razem górka była sucha jak wiór, przez co strome zbiegi nie były w stanie w pełni zweryfikować doskonałej opinii o stabilności podeszwy x-talonów na mokrym, pochyłym terenie. Mogłem więc się cieszyć z tego, że nie ślizgałem się na świeżej, wiosennej trawce, ale o prawdziwym teście kontroli trakcji nie mogło być mowy.  Ten miał przyjść dopiero 26 kwietnia w Szczawnicy.

Odbywający się tego dnia Niepokorny Mnich - ultramaraton po pasmach Pienin i Beskidu Sądeckiego - okazał się najlepszym możliwym poligonem doświadczalnym nie tylko dla biegaczy ale i dla ich butów. Przyczyniły się do tego zmienne warunki atmosferyczne, różnorodność podłoża i cała gama nachyleń podejść i zbiegów. No i ten dystans - co jak co, ale 95 bitych kilometrów jest w stanie odpowiedzieć na pytanie, czy buty, w których je przebiegłeś, były dobre czy złe.

Przed startem nurtowało mnie pytanie, czy przypadkiem nie popełniłem błędu nie kupując rozmiaru 45,5 zamiast 45. Mówi się, że jeśli buty szosowe powinny być większe o przynajmniej pół numeru od noszonego na co dzień, to przy "trailówkach" zapas powinien wynosić już jeden pełny numer. Ja jednak nie mogłem się przekonać do przymierzanych "kajaków" i ostatecznie zdecydowałem się na te mniejsze. Inna teoria mówi, że nie należy patrzeć na rozmiary, tylko trzeba spróbować wcisnąć dwa palce między piętę a zapiętek buta i, jeśli wejdą bez problemu, to znaczy, że jest dobrze. I choć w moim przypadku metoda ta sprawdziła się doskonale, to i tak na starcie zastanawiałem się, czy na którymś ze zbiegów nie pożałuję swojej decyzji, kiedy dopychane masą całego ciała palce raz po raz będą zderzać się boleśnie z solidną przednią ścianką buta.     

Już na trasie okazało się, że moje obawy nie sprawdziły się w najmniejszym stopniu. Owszem, były momenty, że na szybkich, kamienistych zbiegach zabrakło kilku milimetrów, żeby uniknąć zderzenia palucha z okalającą przody twardą gumą, jednak były one na tyle nieliczne, że nie wprowadzały do mojego biegu ani odrobiny dyskomfortu. Tym bardziej, że kamienie nie były najpopularniejszą nawierzchnią tamtego dnia. Zdecydowanie było nią za to błoto. I jeśli nie założyłeś na to błoto odpowiedniego obuwia, byłeś przegrany - brązowa maź była gotowa pochłonąć cię w całości. Ja na szczęście nie miałem tego problemu - uratowały mnie x-talony!

To było niesamowite uczucie, kiedy na zbiegach parłem przed siebie mając pełne zaufanie do butów, że nie wyjadą mi spod tyłka. I podczas gdy wielu biegaczy na największych stromiznach powoli i ostrożnie się zsuwała, a co poniektórzy musieli nawet przytrzymywać się gałęzi drzew, ja mogłem odkręcić śrubkę i lecieć w dół z poczuciem pełnej stabilności. Nie inaczej było na podejściach - tam gdzie wielu musiało wspomagać się kijkami, a poślizg i tak prędzej czy później się zdarzał, ja w moich x-talonach spokojnie i pewnie wspinałem się ku górze. Nie wiem, czy to zasługa samego bieżnika czy jeszcze innych elementów budowy butów, ale fakt jest faktem, że stabilizacja w błotnistym terenie jest w nich idealna. Właściwie dopiero na ostatnim zbiegu, gdzie błoto miejscami sięgało kostek i było już bardzo mocno wyrobione, zdarzyły się ze dwa momenty kiedy nawet mocarna podeszwa nie dała rady. Dopiero tam rowki bieżnika zakleiły się na amen i jedyne co można było robić to zamykać oczy i liczyć na szybką jazdę w dół.

Bardzo obawiałem się ostatniego 10-kilometrowego odcinka prowadzącego po asfalcie. Również dlatego, że nie wiedziałem, jak będą się czuły moje stopy po przebiegnięciu ponad 80 kilometrów po górach. I tu kolejne pozytywne zaskoczenie, ponieważ nie dość, że x-talony doniosły mnie i moje stopy aż tam w zaskakująco dobrym stanie, to okazało się, że całkiem sprawnie można w nich biegać również po twardym. Tak więc po błocie, kamieniach, korzeniach i łąkach, okazało się że i asfalt im nie straszny. Doholowały mnie po nim moje inov-8 do końca i sprawiły, że na mecie mogłem być z nich naprawdę szczerze zadowolony.   

Reasumując, za największe zalety x-talonów 212 uznaję:
- genialną podeszwę stabilną na błocie, a zarazem wygodną na twardym podłożu
- bardzo niską masę i dynamiczność
- odporną i stosunkowo wodo(i błoto-)szczelną cholewkę
- cenę (szczególnie model zeszłoroczny można znaleźć w świetnych promocjach)

Wadę do tej chwili odkryłem tylko jedną:
- sznurówki bardzo lubią się rozwiązywać, dlatego jeśli nie zastosujesz jakiegoś myku i zasznurujesz je w sposób tradycyjny, możesz mieć pewność, że prędzej czy później trzeba będzie je wiązać na nowo!
    

4 komentarze:

  1. Sznurówki prześladowały mnie dzisiaj cały dzień - przypomniałeś mi to wystąpienie - dzięki! http://www.ted.com/talks/terry_moore_how_to_tie_your_shoes

    OdpowiedzUsuń
  2. Umiejętność wiązania sznurówek to zdecydowanie fach do wpisania do CV! ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. A jakieś fotki butów to co?? ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. No przecież jest piękne zdjęcie - naturalistyczne i wiarygodne, prosto z pola walki! ;-)
    A wersja marketingowa tego samego modelu tutaj:
    http://sklep.napieraj.pl/product-pol-408-Buty-inov-8-x-talon-212.html

    OdpowiedzUsuń