Pierwszy raz zobaczyłem Norbulla w grudniu zeszłego roku, podczas jednego z pierwszych biegów w ramach ostatniej edycji Falenickich Biegów Górskich. Zdecydowanie wybijał się wtedy z tłumu już na starcie - przyciągał uwagę przede wszystkim nietypowym strojem jak na XXI-wiecznego biegacza. Ubrany był w grubą wełnianą czapkę, zwykłą bluzę, szerokie spodnie "szelesty" i tylko na nogach miał coś, co przypominało profesjonalne buty, w jakich biega dziś większość amatorów. Jednym słowem stara szkoła w pełnej krasie!
Wyróżniała go również efektowna broda i serdeczny, szczery uśmiech, pełny pozytywnej energii. Już wtedy pomyślałem, że musi być naprawdę równym gościem. Jak się później okazało, Norbullo jest nie tylko równym gościem, ale i świetnym biegaczem. Do dziś pamiętam świst wiatru, gdy wyprzedzał mnie na końcówce tamtego wyścigu sadząc na swoich długich nogach susy jak gazela, wybijając się wysoko ponad falenicką ścieżkę i mijając nie tylko mnie, ale i wszystkich innych, którzy znaleźli się w tamtej chwili na jego drodze.
Przez następne tygodnie regularnie widywaliśmy się w Falenicy, aż w końcu, w pewien mroźny dzień przybiliśmy zapoznawczą piątkę. Już krótka wymiana zdań z Norbullem pozwoliła mi zdać sobie sprawę, że oto mam przed sobą niezwykłą osobę, pełną optymizmu i niewymuszonej pasji. Wtedy nie znałem jeszcze jego imienia, ale po oszronionej brodzie, numerze startowym i zdjęciu na portalu maratończyk.pl doszedłem, że Norbullo tak naprawdę nazywa się Norbert Kubacz, jest profesjonalnym muzykiem, a hobbystycznie zgłębia tajniki tzw. biegania naturalnego. A czym jest bieganie naturalne? Tego i wielu innych rzeczy dowiecie się z poniższej rozmowy z najbardziej zabieganym muzykiem nad Wisłą - Norbullo Kontrabaczem:
fot. hellozdrowie.pl/mieszka.com/maratonczyk.pl |
Norbullo, od czego zaczynasz dzień - od próby czy od
treningu?
Dzień zaczynam przede
wszystkim od sprawnego truchtu do toalety [śmiech]. A tak na poważnie, to
biegam przeważnie rano, a próby mam później. Generalnie, lubię zacząć dzień od
treningu, ciało lepiej się potem spisuje. Choć i wieczorami zdarza mi się pobiegać
z jakimś znajomym, czasem kogoś trenuję.
No właśnie, na swoim profilu na Facebooku przedstawiasz się jako
trener biegania naturalnego – jak nim zostałeś? Potrzebny był jakiś egzamin?
Egzaminu formalnego
nie mam, za to na co dzień egzaminują mnie ludzie, którym pomagam trenować, i to
oni wystawiają mi ocenę. A zatem moje trenerstwo wykluło się w sposób, można
powiedzieć… naturalny [śmiech].
Już kiedy trenowałem
sztuki walki, znajomi radzili się mnie w kwestiach ćwiczeń i treningu. Jeszcze
będąc nastolatkiem prowadziłem nieformalną, amatorską szkółkę obrony dla koleżanek
i kolegów. Miałem zapał do sportu, od dziecka bardzo dużo biegałem i byłem
sprawny. Byłem dzieciakiem jak Forrest Gump - gdy gdzieś szedłem to… biegłem.
Myślę, że to moje pełne pasji podejście do trenowania wkręcało znajomych i z
czasem oni też zaczynali woleć to niż na przykład nudzić się siedząc na ławce.
To czego nauczyłem się sam, przekazywałem po prostu dalej i to była fajna
zajawka dla nas wszystkich. Ja miałem kompanów do treningów, a oni trenera na
miejscu i alternatywny sposób na spędzanie razem czasu. Potem to się urwało, bo
zaczęła się dorosłość, niektórzy powyjeżdżali za granicę do pracy, poszli na
studia, wyprowadzili się... Ja poświęciłem się muzykowaniu bez reszty. Sport w
moim życiu zepchnąłem do katakumb przeszłości i traktowałem go już tylko jak
gimnastykę poranną utrzymującą ciało w jako takiej kondycji. Do aktywności zacząłem
wracać bardzo pomału i chyba nieświadomie. Gdy 9 lat temu urodził się mój syn
Felix, dużo z nim spacerowałem i w trakcie tych wędrówek zacząłem biegać z
wózkiem. Podbiegi Agrykolą pchając wózek to był dobry wstęp do biegów górskich
[śmiech]. Ostatecznie, zacząłem uprawiać bieganie na poważnie jakieś 5 lat temu.
Historia zatoczyła więc koło, a ja znów zacząłem prowadzić treningi…
Jakbyś nazwał sam siebie: jesteś biegającym muzykiem czy
raczej muzykującym biegaczem?
Jestem muzykiem
biegającym. Obie te aktywności zespalają się u mnie w jedną pasję. Gdy biegam,
gra mi w głowie muzyka, a kiedy gram muzykę, czuję jakbym był w biegu. Uprawiam
bieganie i muzykę w formule długodystansowej. Często z muzykami gramy po kilka
godzin i jest to bardzo podobny trans jak przy długich biegach, które kocham
najbardziej. Powołałem z ulubionymi muzykami formację BIEGLI i razem wykonujemy
kawałki inspirowane bieganiem i jesteśmy w trakcie przygotowywania pierwszej
płyty.
Norbullo z zespołem Tupika. fot.independent.pl |
Reszta zespołu też biega?
Bardziej spacerują.
Perkusista Dodos gra w piłkę kopaną, za to wszyscy razem czasem gramy w „zośkę”.
Powszechnie uważa się, że ulubionym "izotonikiem"
muzyków jest whisky, a przynajmniej zimne piwo, za to Ty wolisz wodę z miodem i
cytryną. Dlaczego się wyłamujesz?
Piwo lubię, to na
mecie Biegu Rzeźnika było naprawdę zacne [śmiech]. "Izotoniki” muzyków do
biegania się nie nadają. Co prawda zdarzało mi się wracać biegiem z klubu w
nocy "na bani" i chociaż dobrze mi się biegło, to na jakiś szybki i
długi bieg bym się w tym stanie nie zdecydował. Dobra woda z miodem i cytryną
ma dla mnie najlepszą wartość nawadniającą i - co ważne - jest dobra w smaku, a
więc działa też jak nagroda.
Oprócz tego, że jesteś muzykiem, wyróżnia Cię też to, że
znalazłeś sobie w biegowym świecie niszę – bieganie naturalne. Jak to się
zaczęło?
Bieganie „naturalne”
było u mnie prostą konsekwencją tego, że wcześniej uprawiałem kick-boxing oraz
kilka innych sztuk walki, gdzie trenuje się boso. Na dodatek w tych
dyscyplinach poruszasz się na śródstopiu, a to jest jedna z głównych cech naturalnego
biegania. Kiedy pewnego dnia wpadła mi w ręce książka „Urodzeni Biegacze”,
uświadomiłem sobie, że jestem orędownikiem właśnie tej sztuki poruszania się w
biegu i wszystko zaczęło się układać w zgrabny i logiczny puzzel.
Biegasz na bosaka, w sandałach huaraches albo w płaskich
butach bez żadnej amortyzacji nawet po miejskich chodnikach - nie boisz się o
stopy?
Na bosaka biegam
tylko w naturze, po chodnikach w mieście raczej w butach tzw. minimalistycznych.
Przy technice biegu jaką stosuję, od amortyzacji jest mój aparat ruchu, a nie
gruba podeszwa. Podeszwa buta przydaje się tylko do tego, że gdy wyląduję na
czymś ostrym, to się nie skaleczę. No i buty bez amortyzacji są lekkie, co
też ma znaczenie.
Łatwo to mówić komuś, kto jest tak szczupły jak Ty. A co
jeśli biegać naturalnie zapragnie ktoś znacznie większy i cięższy?
Nie rozumiem dlaczego
technika biegania delikatnego i uważnego miałaby być niestosowna dla osoby
większej. Przy większej masie, zła technika zrobi jeszcze większe spustoszenie
w kościach… Moim zdaniem, oprócz złej techniki czy urazów spowodowanymi
wypadkami, ludzie mają głównie problem z kontuzjami przez narzucenie sobie za
dużej objętości treningowej. Mówiąc krótko, biegają za dużo albo za szybko.
Chcą od razu przebiec maraton.
Norbullo fot.youtube.com |
Na co trzeba według Ciebie uważać najbardziej przy przejściu
na minimalistyczną stronę mocy?
Przy przejściu na technikę
biegania ze śródstopia zazwyczaj pojawia się ból zmęczeniowy w łydkach,
ponieważ one przy tej technice mocno pracują. Na początku trzeba więc trenować
w małych dawkach, żeby nie nabawić się kontuzji. Inaczej ból może być naprawdę
nieznośny.
Oprócz naturalnego biegania mocno promujesz również zdrową
dietę, najlepiej opartą na lokalnych produktach. Skąd w Tobie taka pasja?
Pasję zdrowego
odżywiania mam po ojcu, który odkąd pamiętam prowadzał mnie po bazarach w
poszukiwaniu nieprzetworzonej żywności. Trochę pojeździłem też po świecie i
wszędzie tam gdzie było lokalne jedzenie, smakowało mi najbardziej.
Ostatnio na Mazurach siedząc nad jeziorem, jedliśmy z przyjaciółmi
rybę wędzoną z bułką i ogórkiem małosolnym i było to danie idealne,
którego nie wyczaruje najlepsza nawet restauracja.
Poza tym w domu to ja
gotuję, a skoro od jedzenia zależy, jak mi się potem biega i ma to znaczenie
dla zdrowia moich bliskich, to nie rozumiem jak można działać inaczej. W końcu
„jesteś tym co jesz”!
Jednocześnie ważny
jest też dla mnie aspekt społeczny, czyli wspieranie lokalnej produkcji.
Podobno na biegach nie używasz żeli energetycznych, pijesz
izotoniki własnej produkcji, a i większość przekąsek przygotowujesz
samodzielnie. Rozumiem, że punkty żywieniowe omijasz szerokim łukiem?
Żele energetyczne nie
działają na mnie dobrze więc ich nie używam. Robiłem porównanie, jak się czuję,
jaki to ma efekt i wyszło mi, że wolę jednak bardziej naturalne doładowanie
mocy. Punkty żywieniowe czasem oferują bardzo dobre jedzenie, więc ich nie
omijam. Pamiętam, że na przykład na Maratonie Gór Stołowych były orzeszki,
ciasteczka i duży wybór różnych owoców.
Stawiam dolary przeciw złotówkom, że największą inspiracją
są dla Ciebie słynni amerykańscy ultramaratończycy - Scott Jurek (autor
bestsellerowej książki "Jedz i Biegaj") i Anton Krupicka (najbardziej
znany biegacz naturalny). Co Ty na to?
Jurek, Krupicka czy
np. Kilian Jornet to fantastyczni zawodnicy i przez swoje osiągnięcia
są oczywiście bardzo inspirujący ale i na naszym biegowym poletku jest
wielu ciekawych biegaczy. Jednak w tym wszystkim głównie inspiruje mnie samo
bieganie, rozumiane jako taka atawistyczna umiejętność, którą zaczęliśmy
zatracać. Lubię biegać i wyobrażać sobie, że jestem jak Indianie Tarahumara czy
Buszmeni. Czuję jak przenoszę się w czasie i pędzę razem z plemieniem nomadów.
Dla mnie bieganie to wspólnota, uczucie bycia razem w dążeniu do tego samego
celu. Mam grono przyjaciół biegowych z niesamowitym zapałem do pokonywania
własnych ograniczeń. I to chyba jednak oni inspirują mnie najbardziej.
Co daje Ci bieganie, czego nie dawała muzyka?
Bieganie daje mi
świadomość, że mogę osiągnąć to co chcę, bo skoro dałem radę przebiec maraton,
to wszystko inne też mogę zrobić.
Gdybyś miał wyruszyć w podróż i zabrać ze sobą tylko jedną
rzecz, byłby to kontrabas czy jednak para ulubionych butów?
Kontrabas. Bez butów
mogę biegać, bez kontrabasu grać już nie...
Jest jakieś miejsce na świecie, w którym szczególnie
chciałbyś się sprawdzić?
Na pewno chciałbym
przebiec Ultramaraton u Indian Tarahumara.
A zdarza Ci się słuchać w
biegu muzyki?
Zdarza mi się, ale
tylko w mieście. Gdy biegam w lesie, wolę słuchać ptaków, żab i swoich własnych
kroków…
***
***
fot.festiwalwujek.blogspot.com |
Norbert Kubacz, bardziej znany jako Norbullo Kontrabacz, jest biegającym muzykiem. Regularnie trenuje od 5 lat, a do pierwszego biegu zainspirował go pies-bullterier Gitek. Gdy na jednym ze spacerów po parku Norbullo uświadomił sobie, jak wielką frajdą jest dla Gitka bieganie, sam postanowił wrócić do sportu. I tak narodziła się jego druga – po muzyce – wielka życiowa pasja, którą dziś konsekwentnie rozwija. Norbullo prowadzi amatorską szkołę biegania naturalnego, a w czasie kiedy nie biega, komponuje, grał i gra na kontrabasie w wielu zespołach i projektach muzycznych m.in. Bauagan Mistrzów, Tupika, a ostatnio pracuje nad muzyką inspirowaną bieganiem pod nazwą BIEGLI. Koncertuje i biega gdzie się da – także w ultramaratonach. Jednak przede wszystkim jest szczęśliwym mężem, ojcem i przyjacielem. Na zawodach najłatwiej poznacie go po szerokim uśmiechu i imponującej brodzie. Jego życiówka w maratonie to 3.03, w półmaratonie 1.26, a w biegu na 10 kilometrów – 40 minut. Wszystkie dystanse – długie i krótkie – pokonuje na naturalnym paliwie.
WoW ale pasja, aż mam ochote wskoczyć w moje minimusy i pośmigać. A jaki jest najdłuższy dystans jaki Narbullo przebiegłeś naturalnie?
OdpowiedzUsuńMiki, pytania jak zwykle w punkt:-) N.
Ja też się tak zainspirowałem, że aż wrzuciłem moje do pralki - ostatnio kąpały się tylko w strumieniach i w błotnym spa na szlaku. Stwierdziłem, że muszę im okazać trochę szacunku i na Amerykę odstawić je na bóstwo, w końcu wracają do domu te moje dzielne minimusy ;-)
UsuńUścisk AnoniNola!
Hej, w sensie, ze w minimalistycznym obuwiu czy, chodzi Ci o technikę ?
UsuńMiki Mistrz to fakt, wstępem mnie onieśmieliłeś ;)
Pozdrowienia i jeszcze raz dziękuję za zainteresowanie !
Norbullo
To ja dziękuję za ten kawał pięknej biegowej historii!
UsuńDo szybkiego zobaczenia na trasach!!!