Swoimi dwiema najnowszymi decyzjami igram z ogniem - wiem o tym. Wczoraj postanowiłem bowiem pójść tej wiosny na całość i zagrać z moim bieganiem va banque. A mianowicie, do maratonu 13 kwietnia w Łodzi dorzuciłem półmaraton w Pabianicach w najbliższą niedzielę, a na przekąskę pomiędzy tymi dwoma smakowitymi daniami dorzuciłem jeszcze raszyńską "dychę" 6 kwietnia - równo tydzień przed królewskim dystansem. Żeby było ciekawiej, wszystkie te biegi chcę potraktować najpoważniej jak się da i - przy pomyślnych wiatrach - na każdym powalczyć o dawno nieśrubowaną życiówkę.
Mam świadomość, że mój najnowszy pomysł wygląda dość ambitnie, żeby nie powiedzieć, że bije z niego brak pokory, ale po prostu czuję, że chcę zawalczyć tej wiosny o uliczną pełną pulę. Później - oczywiście jeśli dotrę do mety w Atlas Arenie w jednym kawałku - przyjdzie czas na góry i o bieganiu po płaskim na jakiś czas zamierzam zapomnieć. Jednak - wracając do tu i teraz - zanim podjąłem ostateczną decyzję o planach na najbliższy czas, skonsultowałem ten odważny cykl startów z biegowymi autorytetami.
O półmaraton na 3 tygodnie przed pełnym dystansem zapytałem najpierw niesamowitego ultrasa Krzyśka, a później biegającego przyjaciela Rosoła. Każdy z nich ma na koncie maraton przebiegnięty poniżej trzech godzin i tysiące nabieganych kilometrów doświadczenia. Zaznaczam, że obydwie porady są absolutnie nieoficjalne i - jeśli ktokolwiek zechciałby się nimi kierować - niech robi to na własną odpowiedzialność. Krzysiek odpowiedział krótko: "Trzy tygodnie? Lepiej cztery. Cztery jest idealnie.". Po tych słowach pomyślałem, że może jednak warto odpuścić, ale do drążenia tematu przekonał mnie brak radykalnego sprzeciwu w jego głosie. Zwróciłem się więc do Run2d2, który na moje pytanie odpowiedział z kolei, że według niego 3 tygodnie są wręcz idealne i - przy rozsądnym podejściu - w zupełności wystarczą do całkowitej regeneracji przed głównym startem. O półmaraton na 3 tygodnie przed maratonem zapytałem też biegającego brata - on z kolei zdecydowanie poradził odpuszczenie "połówki" i skoncentrowanie się na tym, na czym najbardziej mi zależy. To tylko niepotrzebne ryzyko - powiedział - i może się skończyć tak, że nie pobiegniesz dobrze ani jednego ani drugiego... A zatem trzy różne osoby i trzy odmienne porady - a każda na swój sposób mądra. Jednak decyzję podjąć trzeba i tak też zrobiłem. Tym samym w niedzielę o 11 stawiam się na starcie w Pabianicach! Cel: <1h:30min.
Po radę odnośnie drugiego biegu - raszyńskiej "dychy" - udałem się natomiast do wujka Interneta. Po wpisaniu w wyszukiwarkę słów "bieg na 10 kilometrów na tydzień przed maratonem" wyskoczyły mi odnośniki do dziesiątek albo i setek dyskusji na ten temat na przeróżnych biegowych forach. Wszystkie je łączył jeden element: wielokrotnie cytowana opinia Jerzego Skarżyńskiego, który podobno uznaje, że "dycha" na 7 dni przed maratonem - nawet pobiegnięta na 100% - jest doskonałym ostatnim mocnym akcentem treningowym w przygotowaniu do biegu na 42 kilometry 195 metrów. A że nie zamierzam się kłócić z tym lekkoatletycznym guru, biorę co mówi w ciemno i 6 kwietnia melduję się w Raszynie. Jeśli uda mi się tam pobiec poniżej 40 minut, w nagrodę pójdę sobie coś kupić na przecenie w Ikea w pobliskich Jankach. Może komplet zapasowych drewnianych nóg od stołu - mogą się przydać tydzień później w Łodzi!
Ja też biegnę połówkę dwa tygodnie przed maratonem i nawet przez chwilę się nad tym nie zastanawiałem, aczkolwiek każdy ma inaczej i w przypadku niektórych może to być ryzykowne. Wszystko jest kwestią regeneracji, a to u każdego przebiega inaczej. IMHO na tym poziomie znamy już swój organizm na tyle, by wiedzieć co i jak.
OdpowiedzUsuńA dycha na tydzień przed to naprawdę dobry pomysł. Będzie dobrze!:)
Samo przebiegnięcie, czy to 21 czy 10k, nie wydaje mi się ryzykowne, ale już przebiegnięcie tych dystansów tuż przed maratonem na maksa trochę tak... Za to masz rację, że najwięcej zależy od organizmu. No i od przygotowania - ja na przykład miałem półroczną przerwę i zastanawiam się, czy porywanie się na prywatnego biegowego pełnego szlema raptem 4 miesiące po powrocie do treningów to nie nadmierne chojraczenie :-)
UsuńDla mnie nie istnieje coś takiego jak start "na przebiegnięcie";) Oczywiście, że miałem na myśli maksa!
Usuń