wtorek, 4 marca 2014

Transgrancanaria 2014

No i dobiegły kanarki.
Wyobrażaliście sobie kiedyś bieg na 125 kilometrów? Brzmi nieosiągalnie, co?
No to wyobraźcie sobie taki właśnie bieg, dołóżcie do niego góry, palące słońce w dzień, chłód i ciemność nocy, a na koniec pomyślcie, że na pokonanie tej arcytrudnej trasy macie nie więcej niż trzydzieści godzin. Niemożliwe?
Też bym tak myślał, gdyby nie to, że wiem, że są tacy, którzy to zrobili. Na dodatek nie są to żadni nadludzie, a tacy sami jak my biegacze, których na strome zbocza Gran Canarii nie poniósł nie wiadomo jaki talent, tylko niebywała pasja i ogrom konsekwencji oraz ciężkiej pracy.

Wśród kilkuset uczestników tegorocznej Transgrancanarii wybitnie zaprezentowała się polska reprezentacja, że wymienię tylko 12-go na mecie Piotrka Hercoga i 30-go Krzyśka Dołęgowskiego. Ktoś mógłby powiedzieć, że miejsce w drugiej czy trzeciej dziesiątce to nie takie znowu wielkie osiągnięcie. Niewielu jednak zdaje sobie sprawę, że - w przeciwieństwie do większości swoich rywali - za takimi Piotrkiem czy Krzyśkiem nie stoi kolejka sponsorów, lekarzy, fizjoterapeutów ani marketingowców. Jasne, że zarówno jeden jak i drugi reprezentują na zawodach konkretnego producenta sprzętu sportowego, ale zapewniam was, że nie wiąże się to dla nich z komfortem skoncentrowania się tylko i wyłącznie na bieganiu. Wszystko muszą sobie załatwić i zorganizować sami, a wsparcie firm macierzystych jest, choć sympatyczne, to raczej symboliczne. W ich przypadku bowiem bieganie to wciąż pasja, a jeśli nawet powoli staje się jednocześnie sposobem na życie, to gwarantuję wam, że nie dzieje się to ot tak, tylko proces ten jest okupiony ciężkim wysiłkiem, setkami wyrzeczeń i nieuniknionym codziennym poświęceniem. Dlatego, pomimo całej mojej sympatii do Timothy'ego Olsona i spółki, to ludzie tacy jak Krzysiek czy Piotr są dla mnie prawdziwymi zwycięzcami zawodów takich jak Transgrancanaria.

Na oddzielny akapit zasługuje natomiast wynik w tych zawodach Magdy Ostrowskiej-Dołęgowskiej, która tym jednym startem udowodniła niedowiarkom, którzy nie doceniali jej zeszłorocznego zwycięstwa w Biegu Rzeźnika (w klasyfikacji kobiecej, wspólnie z Sabiną Giełzak), że przebojem wdarła się do ścisłej czołówki polskich biegaczek ultra. Magda jest nieprawdopodobna - nic sobie nie robi z męskiej dominacji na ultra trasach, tylko niepozornie i po cichutku mija na nich kolejnych poczerwieniałych, zapoconych i zrezygnowanych samców. Zupełnie tego nie rozumiem, ale dla wielu mężczyzn fakt bycia prześcigniętym przez Magdę (czy jakąkolwiek inną kobietę) to powód do wstydu. Dlatego pozwolę sobie w tym miejscu wykrzyczeć: Magda, jeśli kiedykolwiek spotkamy się na biegowej trasie i mnie wyprzedzisz, nie będzie to dla mnie żadna ujma. Co więcej będę trzymał za Ciebie kciuki i liczył, że zaraz po mnie wyprzedzisz jeszcze wielu kolejnych facetów!
Magda zajęła na Kanarach 56. miejsce w ogóle, a 7. w klasyfikacji kobiecej. Trudno w to uwierzyć, ale osiągnęła to dziewczyna, która jeszcze 10 lat temu nie biegała w ogóle, a obecnie do górskich startów przygotowuje się głównie na warszawskich i podwarszawskich wzniesieniach. Jasna sprawa, że do tego dochodzą obozy na większych wysokościach, ale jednak gro treningu realizuje zasuwając po miejskich chodnikach, a w najlepszym razie po leśnych ścieżkach. Nie stoi za nią przy tym żaden branżowy gigant pokroju Salomona czy The North Face, nie ma zagwarantowanej nieograniczonej opieki lekarskiej, zakontraktowanego dietetyka ani fizjoterapeuty dostępnego na każde zawołanie. Dlatego każdy przebiegnięty przez nią kilometr jest dla mnie o wiele cenniejszy niż ten sam kilometr przebiegnięty przez jej wielkie, utytułowane, ale przy tym hojnie dofinansowywane, rywalki. Wszystko to sprawia, że Magda jest w mojej opinii cichą bohaterką Transgrancanarii 2014 i polskiego biegania ultra w ogóle. 
Ale jednocześnie, przy całym moim zamiłowaniu do sportu w wydaniu amatorskim, wypełnionym pasją i chałupniczym podejściem, mam nadzieję, że osoby takie jak ona czym prędzej zaczną być doceniane tak jak na to zasługują i wspierane w sposób profesjonalny, na takim poziomie na jakim jest ich bieganie...

***

A przeglądając artykuły dotyczące Transgrancanarii znalazłem w sieci takie oto zdjęcie trzeciego na mecie, wspominanego już, Timothy'ego Olsona. Piękne.

                    
***

Z ciekawostek pozabiegowych, od 2 tygodni staram się pisać na klawiaturze "bezwzrokowo". W związku z tym czasem wychodzą mi zabawne konstrukcje, ale ogólnie idzie ku lepszemu. Najtrudniej było zacząć - tak samo jak i z bieganiem...

5 komentarzy:

  1. Na krótszej trasie biegła jeszcze Olga Łyjak, która prowadząc zaliczyła poważną glebę i sanitariusze nie puścili jej dalej... (http://maraton3h.blogspot.com/2014/03/transgrancanaria-goal-dream.html).

    A Magda i Sabina to są kosmitki. Czasem biegnę sobie na 50 km, a wyprzedza mnie Sabina robiąca setkę;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Niesamowita ta historia Olgi - na początku myślałem, że nie chcą jej puścić, żeby wygrała reprezentantka gospodarzy, więc - paradoksalnie - ulżyło mi, jak okazało się, że to jednak kontuzja...
    A swoją drogą niezłe mamy te nasze ultraski :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Biegałem ostatnio z Olgą po Tatrach, chrystusu panu, jaka to jest przecinaczka!! ;)

      Usuń
    2. Człowieku co Ty opowiadasz? Magda pracuje w piśmie "bieganie", ma doskonały dostęp do wszelkich nowinek, opini o sprzęcie, trenerów, dietetykow itp. Trudno sobie wyobrazić bardziej komfortowe warunki. Jej praca zawodowa związana jest własnie z bieganiem i naprawdę to ze robi postępy jest dla mnie sytuacją absolutnie naturalną. Weź np taka Olgę Łyjak, która na co dzień robi zupełnie co innego, do tego trenuje, na własna rękę musi szukać informacji, a osiąga wyniki wcale nie gorsze. Albo wiele innych dziewczyn, na codzień matek i aktywnych zawodowo. Porównaj sobie sytuacje i możliwości w organizowaniu treningu, wypoczynku i jeszcze ograniczenia finansowe. Naprawdę sytuacja Magdy na ich tle jest bardzo komfortowa. Takie jest moje zdanie i nie podejrzewaj mnie o jakaś zawiść. Ja tylko chce oddać sprawiedliwość tym dziewczynom, które trenują w dużo mniej korzystnych warunkach i musza się niezłe nagimnastykowac żeby pogodzić życie rodzinne, zawodowe i hobby. To tyle.
      Uklony i bez urazy

      Usuń
    3. Brawa i szacunek dla Olgi, jest naprawdę niesamowita!

      Usuń