środa, 15 stycznia 2014

Leń

Pomimo buńczucznych zapowiedzi nie wyszedłem wczoraj na trening. Złamało mnie lekkie przeziębienie, ale tak naprawdę pokonał mnie leń. Leń to taki straszny demon, który wstępuje w człowieka nie wiadomo kiedy i sprawia, że priorytety zaczynają wariować. Nagle godzina treningu staje się mniej ważna od kwadransa snu, rozciąganie ustępuje miejsca naciąganiu (kołdry na głowę), a z dwóch obcobrzmiących wyrazów endorfiny wydają się zdecydowanie mniej interesujące od endormir (po hiszpańsku - usypiać). Tak więc tym razem to demon lenistwa był górą, a wczorajszy dzień okazał się dla mnie pod względem biegowym stracony. Poczucie porażki z powodu odpuszczonego treningu męczyło mnie aż do wieczora, ale ostatecznie postanowiłem wytłumaczyć sobie, że nadprogramowa przerwa może być tylko dobra. Oczywiście pod warunkiem, że nazajutrz nie pofolgowałbym sobie ponownie. Tym samym miałem silną motywację, żeby dziś nie szukać już żadnych wymówek, tylko honorowo wyruszyć na poranny trening. I tak też się stało - odrobiłem to, co straciłem wczoraj, czyli interwały na bieżni. Zrobiłem 4x400 metrów na maksimum mocy przeplatane 400-metrowymi odcinkami luźnego biegu i na koniec dwa kółka sprintem, czyli w sumie 800 metrów przebiegniętych na "pełnym gazie". Wszystko to rozpoczęte półtorakilometrowym odcinkiem na rozgrzewkę i takim samym dystansem zakończone.
Biegało mi się dzisiaj fantastycznie, i to pomimo nieustająco siąpiącego nieprzyjemnego zimnego deszczu, który szybko zamienił bieżnię w bardzo płytkie jezioro o czerwonym kolorze. Podczas gdy wczoraj miałem poczucie, że oblałem egzamin, dziś czułem się, jakbym zdał go celująco i to z wyróżnieniem. A to dlatego, że nie dość, że zrobiłem dobrą treningową robotę, to jeszcze nie spotkałem przy tym nikogo, kto zdecydowałby się wystawić na taką pogodę choćby czubek biegowego buta. Rozpierała mnie więc duma, kiedy wracałem przemoknięty i przemarznięty do domu, że jednak nie jest ze mnie taki mięczak, za jakiego miałem się jeszcze wczoraj, kiedy kolega leń pokonał mnie już na wyjściu ze startowych bloków...                 

2 komentarze:

  1. Czasami warto zrobić sobie leniwy dzień, żeby kolejny trening smakował lepiej. Powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
  2. Oby tylko ten leniwy dzień nie przychodził zbyt często ;-)

    OdpowiedzUsuń