piątek, 31 stycznia 2014

Dookoła Przełęczy

Drugi dzień biegania po Beskidzie a zarazem ostatni dzień stycznia upłynął nam w rytmie kroków wyznaczających trasę dookoła Przełęczy Małastowskiej. Na 22-kilometrowy szlak ruszyliśmy z biegającą Nolą zgodnie z założeniem już po śniadaniu. Nie chcąc wyruszać na taki dystans głodni spałaszowaliśmy po przebudzeniu małe co nieco, odczekaliśmy godzinę i już byliśmy gotowi do drogi. W międzyczasie ku naszemu zadowoleniu na dołączenie do naszego duetu zdecydowały się dwie pozostałe uczestniczki beskidzkiej eskapady. Tym samym z wesołego duo zrobił nam się jeszcze weselszy kwartet. Wybiegliśmy z domu równo w południe, a to co miało nastąpić niewiele później przeszło nasze najśmielsze oczekiwania. Biegliśmy głównie po drogach - tych jeszcze ośnieżonych i tych już czarnych. Było stromo, słonecznie, wietrznie, biało i magicznie. Trasa dookoła Przełęczy Małastowskiej biegła przez Gładyszów, Krzywą, Pętną i Małastów, a my razem z nią.


Po drodze spotkaliśmy kilku kurierów przedzierających się swoimi furgonetkami przez świeżo nawiane zaspy, małego czarnego pieska, zaprzyjaźnionego weterynarza z Gorlic i słynnego beskidzkiego pisarza. Zabawne, że prawie zawsze kiedy zapuszczam się biegiem w jego strony, traf chce, że akurat spotykamy się na którejś z okolicznych dziurawych, wiejskich asfaltówek. Jednak tym razem nas nie rozpoznał i nawet nam nie odmachnął zza szyby swojej terenówki. Jednak zdecydowanie najważniejszym wydarzeniem towarzyszącym naszemu biegowi była wizyta w sklepie spożywczym w Małastowie. Na siedemnastym kilometrze wdarliśmy się do niego jak szarańcza, jak zgraja wygłodniałych dzieciaków, które nie widziały jedzenia od tygodni. Pepsi, banany, drożdżówki z serem i batony - wszystko to smakowało jak najwykwintniejsze rarytasy, a na dodatek pozwoliło nam odzyskać siły na najtrudniejszą część trasy - 5 kilometrów ciągłego podbiegu. Najpierw łagodnego ale niekończącego się pod Przełęcz Małastowską, a później krótszego ale bardziej stromego już do naszej wsi na końcu świata. Wkrótce okazało się, że cała czwórka, ochoczo prowadzona przez Nolę, dała radę i - mimo obolałych nóg - w komplecie dotarła do celu. Wspaniale było tak pobiegać po Beskidzie z tak dzielnymi i radosnymi towarzyszkami. A zresztą nie ma co pisać, zobaczcie sami!                 












Brak komentarzy:

Prześlij komentarz