czwartek, 30 stycznia 2014

Ultra Ola

Znów jestem w górach. A w górach znów jest zima. I na szczęście nie jest to zima zła, a zima cudowna, absolutnie urzekająca i wręcz idealna do biegania. Zmrożona ziemia przykryta jest dwudziestocentymetrową warstwą świeżego puchu, który sprawia, że po beskidzkich pasmach biega się prawie jak po tafli śnieżnego oceanu. 
Dziś minął pierwszy dzień pierwszego przedrzeźnickiego zgrupowania biegowego i jak na razie plan treningowy został wykonany w 200 %. Co prawda mój rzeźnicki partner niestety został w domu w towarzystwie zupełnie nieplanowanego przeziębienia, ale dzielnie zastępuje go na placu boju inna uczestniczka Wielkiej Bieszczadzkiej Gonitwy - Ola vel Nola. O Oli pisałem już tu jakiś czas temu wyrażając pewną obawę o jej ambitny plan rozprawienia się w nadchodzącym roku z prawie wszystkimi najważniejszymi ultramaratonami w Polsce (http://biegajsercem.blogspot.com/2014/01/zwatpienie.html). Myślałem, że dziewczyna z nizin, która biega od niewiele ponad roku, a na dodatek w życiu nie postawiła biegowego kroku na wysokości większej niż najwyższy punkt falenickiej wydmy, mierzy - dosłownie i w przenośni - najzwyczajniej w świecie za wysoko. Jednak po dzisiejszej wspólnej przeprawie przez zaśnieżony las, wiecznie wietrzne pola i nie przestającą się wspinać wieś, jestem prawie przekonany, że moje wątpliwości były bezzasadne. Ola jest niezniszczalna. W pierwszym w życiu dniu biegania po górach nie dość, że nie zraziła się jedną poranną pętlą o niezliczonej liczbie zbiegów i podbiegów, to ochoczo przystała na moją propozycję, żeby powtórzyć tę samą trasę wieczorem. Nie mówię, że było łatwo, ale naprawdę zrobiła na mnie wrażenie jej nieustępliwość, zadziorność i ambicja. Myślę, że Ola ze swoim sercem do walki i pragnieniem pokonywania własnych słabości to kawał materiału na rasową ultra biegaczkę. Życzę jej tego z całego serca, a żeby nie być w swoich życzeniach gołosłownym, zabieram ją jutro na kolejną biegową wyprawę - tym razem będzie to już bieganie po górach z prawdziwego zdarzenia, planujemy bowiem ponad dwudziestokilometrową trasę dookoła Przełęczy Małastowskiej. Trzymajcie kciuki - za naszą formę i za to, żebyśmy nie spotkali gdzieś w magurskim lesie wygłodniałego niedźwiedzia. Myślę, że nie pogardziłby dwoma solidnie już rozgrzanymi daniami prosto z celofanowych ubranek! 
           
Nola dzielnie biegnie ku wsi

5 komentarzy:

  1. Zazdroszczę! Pięknie tam jest! Odrobię to na Warmii:) Hough! Brawo Nola i Spółka! Rosół

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda, że Cię tu z nami nie ma!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzięki! Starałam sie dotrzymać kroku szacownemu autorowi... niestety bezskutecznie:-) Trasy prześliczne więc kilka dodatkowych chwil na nich to sama przyjemność. Nola

    OdpowiedzUsuń
  4. Na Rzeźniku też będzie prześlicznie, ale nie wiem jak z tą przyjemnością z kilku dodatkowych chwil na trasie ;-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeśli w limicie czasowym, to i tak będę zadowolona. N.

    OdpowiedzUsuń