Hasło gender jest ostatnio na fali. Mówi się o nim, pisze i pokazuje, gdzie się da. Moja świadomość, czym ów gender jest, przez długi czas ograniczała się do skrawków radiowo-prasowych doniesień. Wydedukowałem z nich, że ma on związek z płcią, i że jedni go lubią, a drudzy nie. Tę moją, dość zresztą ubogą, wiedzę wzbogacił dopiero artykuł autorstwa Joanny Bator z ostatniej, świątecznej Wyborczej. Najświeższa laureatka literackiej nagrody Nike rozprawia się w nim z genderem fachowo, sprawnie wyjaśniając jego genezę, i jednocześnie w przewrotny, bardzo dowcipny sposób opisując nasz, polski, dość zaściankowy sposób rozumienia tego tworu.
Nie będę rozpisywał się o tym, że publicystka porównuje gender do Polskiej Godzilli (a może "polskiego"? - to dopiero pytanie na czasie), ani o tym, że, według niej, swój gender ma nawet biskup Michalik. Skoncentruję się raczej na tym, czym ten gender jest, co pomoże mi przejść do dalszej - już biegowej - części tego wpisu. Zacznę od tego, że pani Bator nie podoba się zapożyczenie tego angielskiego słowa do polskiej mowy, szczególnie, że ma ono w naszym języku bardzo ładny odpowiednik - otóż groźnie brzmiący anglosaski gender to po naszemu zwykły, swojski...rodzaj. Z uwagi na to, że mi też dużo bardziej podoba się słowo rodzaj, będę starał używać się go jak najwięcej, a gendera jak najmniej.
Pisarka (a może pani pisarz?!) tak oto przedstawia jego genezę:
Gender to kategoria badawcza, która rozpowszechniła się w humanistyce, naukach społecznych i seksuologii w latach 70. ubiegłego wieku. Jej narodziny wiążą się z rozwojem antropologii kultury w pierwszej połowie XX wieku. Antropologia to z kolei dyscyplina naukowa powstała na przełomie wieku XIX i XX z ludzkiej ciekawości świata. Jej przedstawiciele badają kulturę zarówno dalekich ludów, jak i bliskich. Kultura w ramach współczesnej antropologii rozumiana jest opisowo, a nie wartościująco: to po prostu sposób życia ludzi w danym miejscu i czasie. Zakres badań antropologicznych obejmuje praktyki kulturowe, czyli to, co i jak ludzie robią w danej kulturze, i reprezentacje, a więc to, jak przedstawiają świat symbolicznie, czyli jak o nim myślą. Badania terenowe antropologów przyniosły wiedzę o fascynujących swoją odmiennością sposobach życia ludzi. Szczególne zainteresowanie wzbudziło to, że praktyki związane z kobiecością i męskością oraz sposoby symbolicznego przedstawiania kobiet i mężczyzn różnią się w zależności od kultury. Okazało się, że angielskie słowo sex oznaczające płeć biologiczną nie wystarcza do opisu antropologicznego. Ludzie wszędzie dzielą się na biologiczne kobiety i biologicznych mężczyzn (plus niewielki procent osobników interseksualnych), ale każda kultura inaczej definiuje kobiecość i męskość. Aby opisać i zrozumieć tę odmienność, stworzona została kategoria gender, co znaczy po prostu rodzaj. Kobiecość i męskość występują w różnych odmianach, czyli rodzajach. A te są zmienne kulturowo i historycznie. Rodzaj w kulturach pierwotnych badanych przez antropologów w pierwszej połowie XX wieku był bardziej homogeniczny, czyli kobiety były bardziej podobne w swoim sposobie życia, tak jak mężczyźni w swoim. W kulturach współczesnych gender się różnicuje, czyli kobiety różnią się między sobą sposobami tak bardzo, jak bardzo różnią się między sobą mężczyźni. Każdy z nas ma gender, czyli własny rodzaj kobiecości lub męskości, a wpływ na jego formę związany jest z naszym miejscem w skomplikowanej konstelacji kulturowych oddziaływań. Nasz rodzaj kobiecości lub męskości zależy od wieku, statusu społecznego, wykształcenia, wyznawanego światopoglądu, seksualności. Ewoluuje świadomie i nieświadomie przez całe życie. Jest częścią tożsamości człowieka jako istoty biologicznej i kulturowej.
Nie wiem, jak to się dzieje, ale od kiedy prowadzę tego bloga, nieważne, co przeczytam, wszystko w moich rozmyślaniach prowadzi do tematyki biegania. I tak też było tym razem - przeczytałem tekst, którego fragment przytoczyłem powyżej i od razu zaczęły mi się układać w głowie myśli, jak to jest z tym genderem-rodzajem w bieganiu. Pierwszą moją myślą było to, że nam biegaczom najbliżej jest do kategorii osobników interseksualnych. A to dlatego, że przy dużym wysiłku i jeszcze większej samoświadomości, obciśnięte w lycrę pupy, piersi i siusiaki, zupełnie tracą na swojej seksualności i stają się tylko jednymi z wielu elementów poruszającego się ciała. Jestem wręcz przekonany, że losowo wybrany biegacz na 30. kilometrze maratonu, jeśli będzie miał do wyboru kubek zimnej wody lub chwilę gorącego uniesienia, niechybnie wybierze to pierwsze. Jednak po chwili zastanowienia uznałem, że szerzenie teorii o interseksualności biegaczy jest, mimo wszystko, zbyt ryzykowne i przewrotne, żeby poświęcać mu więcej uwagi. Pomyślałem więc, że dużo mniej kontrowersyjne, a wciąż związane z tematyką gender, będzie stworzenie kategoryzacji rodzajów biegaczy. W ten sposób zacząłem szukać w pamięci różnych biegających typów ludzkich i postanowiłem stworzyć następujący subiektywny spis rodzajów biegaczy:
Typ 1 - człapacz
Człapacz to już nie spacerowicz, ale jeszcze nie biegacz. Może być początkujący, ale może być też doświadczonym ekspertem człapania, odpornym na jakikolwiek progres. Człapacz chroni się przed zadyszką nigdy nie zwiększając tempa i unikając wzniesień. Lubi wymigać się od treningu, ale trzeba mu oddać, że przynajmniej raz na tydzień jednak wychodzi z domu i idzie poczłapać. W typie człapacza mieszczą się również początkujący biegacze, którzy jednak prędko przechodzą na wyższy poziom.
Typ 2 - szuracz
Szuracza od człapacza odróżnia większa regularność, konsekwencja i zaangażowanie w trening. Szuracz ma zwykle dobrze ocieploną budowę ciała, przez co nie porusza się zbyt szybko, ale za to robi to wytrwale i w stałym rytmie. Szuracz jest energooszczędny, tak więc w ruchu prawie w ogóle nie odrywa stóp od ziemi, a zakres pracy jego rąk jest minimalny. Po przejściu z poziomu człapacza, szuracz dość długo pozostaje na tym etapie, gdyż zrobienie kroku dalej wymaga od niego obniżenia masy ciała, czyli nawet kilku miesięcy ciężkiej pracy.
Typ 3 - prawie biegacz
Prawie biegacz to osobnik, który porusza się już dość lekko i stosunkowo szybko. Udało mu się zredukować obfite zapasy tłuszczowe, dzięki czemu uzyskuje poczucie niesamowitej sprawności i filigranowości. Jest to stan zdradliwy, gdyż powoduje niebezpieczne wzmocnienie ego i proporcjonalnie wysoki skok ambicji. Grozi on przetrenowaniem, a w najgorszym przypadku kontuzjami, i w konsekwencji, utratą radości z biegania. Prawie biegaczom zaleca się więc dużo pokory i dystansu do swoich postępów.
Typ 4 - biegacz sprawny amator
Biegacz sprawny amator to mój ulubiony rodzaj biegacza. Może dlatego, że sam się do niego zaliczam. Sprawny amator ma już za sobą pierwsze biegowe sukcesy i porażki, a także kontuzje i/lub inne dolegliwości. Myśli, że o bieganiu wie dużo, choć tak naprawdę wie bardzo niewiele. Jest w stanie bez szczególnie intensywnych przygotowań przebiec właściwie każdy racjonalny dystans, choć zrobi to w czasie najwyżej poprawnym. Jednak jeśli się zaweźmie i wykaże w treningu konsekwencją, osiągnięte rezultaty mogą go mile zaskoczyć. Sprawny amator często myśli, że jest już na tyle dobry, że może zacząć wspomagać się profesjonalnym sprzętem, przez co często otacza się wieloma biegowymi bajerami i gadżetami.
Typ 5 - "trójkołamacz"
To taki biegacz, który w rubryczce "rekordy" może się pochwalić przynajmniej jednym maratonem przebytym w czasie poniżej 3 godzin. Mityczna dla biegaczy "dwójka z przodu" to marzenie wszystkich poprzednio wymienionych typów, a w szczególności biegacza sprawnego amatora. Dlatego "trójkołamacz" często patrzy na tych, którzy są niżej w hierarchii, z góry. Zwykle ma on rozpisany cykl treningowy, którego rzetelnie się pilnuje, ale to nie wszystko - oprócz tego zwraca również uwagę na to, co i kiedy je i pije. "Trójkołamacz" nosi pewne znamiona zawodowca, przez co często cierpią jego przyjaciele i rodzina. Jedynym bowiem czasem, kiedy bieganie nie jest dla niego na pierwszym miejscu jest posezonowe roztrenowanie.
Typ 6 - napieracz
Napieracz to nie tylko maratończyk ale i ultramaratończyk. Często wywodzi się z kategorii rajdów przygodowych, dzięki czemu kilkanaście czy kilkadziesiąt godzin spędzonych na trasie to dla niego pestka. Napieracze często osiągają znakomite wyniki w biegach ulicznych (nawet pomiędzy 2,5 a 3 godziny), jednak ich prawdziwą pasją są zmagania w trudnym, górskim terenie. Ten typ biegacza ma niewielkie wymagania i ogromne serce do walki z innymi i z samym sobą. Jego dietę stanowi zwykle makaron i piwo. Napieracz to prawdziwy terminator biegania, ale jest z nim jeden problem - nie wiadomo, czy wciąż jest człowiekiem.
Typ 7 - zawodowiec
Zawodowiec to biegacz, dla którego treningi i starty to już nie tylko pasja ale i praca. Jego życie jest podporządkowane bieganiu, przez co je małe porcje 9 razy dziennie, śpi w komorze tlenowej, nogi rozciąga nawet podczas mszy, a w domu ma mini-saunę, orbitrek i 100 par butów biegowych. Każdy maraton przebiegnięty w czasie powyżej 2h15 uznaje za sromotną porażkę i długo po niej nie jest w stanie pozbierać się do kupy. Na wakacje najchętniej jeździ do Kenii a na ferie do Szklarskiej Poręby. Ulubionym sportem oprócz biegania są dla niego biegówki, filmem - "Maratończyk" z Dustinem Hoffmanem, a utworem muzycznym - "Marathon Man" Ian'a Brown'a. Największym zaś marzeniem - obudzić się pewnego dnia czarnym.
To by było na tyle. Mam nadzieję, że powyższa klasyfikacja nikogo nie urazi, a może nawet kogoś rozśmieszy. Należy ją w każdym razie traktować z dużym przymrużeniem oka. Wszystkie opisy w niej zawarte są w rodzaju męskim, ale - w myśl polityki rodzaju - proszę uznać, że dotyczą w równym stopniu obu płci. A nawet trzech, w końcu interseksualni są wśród nas! Wszystkim biegającym życzę, żeby szybko znaleźli się w tej kategorii, w której chcieliby być, a niebiegającym, żeby nie przestraszyli się przynależności do gatunku człapacza i prędko dołączyli do naszego biegowego genderu!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz