środa, 11 grudnia 2013

SuperDarek

Do napisania tego tekstu zainspirował mnie wpis pt. SuperRobin na blogu leah86.
Bo każdy ma swojego superbohatera.
 
Dark Knight Rises, czyli "Mroczny Rycerz Powstaje", to historia nadczłowieka z miasta Gotham, którą większość z nas zna - o człowieku w stroju nietoperza, który chroni ludzi przed złem i jest uosobieniem bohaterstwa, ale - z różnych względów - musi ukrywać się przed światem. Ale jest też historia innego superbohatera, której większość z Was nie zna, a która jest jeszcze bardziej wyjątkowa od historii o Batmanie. A to dlatego, że - w przeciwieństwie do opowieści o człowieku nietoperzu - jest prawdziwa. Używając hollywoodzkiej nomenklatury moglibyśmy nadać jej na przykład taki tytuł: Darek Knight Raises - w wolnym tłumaczeniu "Rycerz Darek Zbiera". Dlaczego taki dziwny? Oto dlaczego:
Darek jest superbohaterem, nie mam co do tego żadnych wątpliwości, i zgodzi się z tym każdy, kto choć raz go spotkał i poznał jego niezwykłą historię. On sam nigdy by się jednak nie zgodził na przypięcie takiej łatki - nie pozwoliłaby mu na to wrodzona skromność, dystans do siebie i swoich osiągnięć. Powiedzieć o Darku, że jest wspaniałym biegaczem, to nic nie powiedzieć. On jest biegaczem jedynym w swoim rodzaju, prawdziwym herosem sportu, ludzką kwintesencją pasji, hartu ducha, zaangażowania i konsekwencji. Jest przy tym pięknym człowiekiem o niecodziennej szlachetności i jeszcze większym sercu. Darek przebiegł w swoim życiu dziesiątki, a pewnie i setki tysięcy kilometrów, w każdy z nich wkładając całą posiadaną w sobie siłę i moc. Przemierzał drogi i szlaki w wielu krajach, wliczając w to niezwykłą podróż z 2009 roku, kiedy trasę z Podlasia do Aten pokonał w ciągu kilkunastu dni na własnych nogach. Na dodatek, gdy dotarł na miejsce, wystartował jeszcze w liczącym 246 kilometrów Spartathlonie. Nie będę wymieniał wszystkich biegów, w których startował wcześniej i później, bo było ich tyle, że wymienienie ich nazw i krajów, w których się odbywały, wymagałoby stworzenia oddzielnej tabeli na kilkaset pozycji. Ograniczę się tylko do jednych zawodów: ultramaratonu w Badwater - Darek wystartował w nim w 2012 roku dając sobie szansę na spełnienie swojego największego sportowego marzenia: ukończenia biegu, który przez wielu jest uznawany za najbardziej wymagający na świecie. Tamtego lata Dolina Śmierci nie była niestety dla niego łaskawa - bez wystarczająco długiej aklimatyzacji, właściwego przygotowania fizycznego i logistycznego, Darek nie był w stanie podołać trudom tego piekielnego wyścigu. Po znakomitym początku, zaskakująco dobrym nawet dla niego samego, przyszedł kryzys - morderczy upał połączony z niemożliwym do opanowania odwodnieniem, prędko doprowadziły do udaru i omdleń. Darek stracił mnóstwo czasu, tak cennego, gdy kolejne etapy wyścigu trzeba pokonywać na akord, by zmieścić się w wymaganym limicie czasowym. Bieg w Badwater skończył się dla niego na 72 mili - paradoksalnie stało się to w chwili, gdy pozbierał już siły i był gotów kontynuować zawody. Jednak decyzja sędziów była nieodwracalna - Darek był zmuszony zejść z trasy na jej 116 kilometrze, bez prawa powrotu. Przyznał później, że w tamtym momencie poczuł, jakby ktoś odbierał mu najcenniejszą rzecz, jaką posiadał. Na pocieszenie pozostał mu tylko fakt, że sędziowie i organizatorzy biegu nie pozostali obojętni na jego niezwykły wyczyn i okazali mu bezprecedensowy, spontaniczny gest. W miejscu, które okazało się dla niego tamtego dnia przedwczesną metą, ustawili honorowy szpaler okazując mu szacunek za dotarcie do punktu, w którym, według wszelkich przesłanek, nie miał najmniejszego prawa się znaleźć. Kiedy relacjonowałem historię Darka moim kanadyjskim znajomym, ktoś z nich rzucił: "Respect for the white knight" - szacunek dla białego rycerza, co miało nawiązywać tyleż do stroju Darka co do jego prawdziwie rycerskiej postawy w trakcie biegu i po jego zakończeniu. Darek wrócił do kraju i jedyne o czym marzy od tamtej pory to wrócić do Badwater i zmierzyć się - tym razem już zwycięsko - z najtrudniejszym ultramaratonem na świecie.
Myślę, że jestem winny jedną ważną informację: dlaczego akurat Darka uważam za superbohatera, skoro jest tak wielu innych biegaczy, którzy pokonują jeszcze bardziej spektakularne dystanse i robią to z jeszcze lepszymi wynikami. Skąd we mnie tak wielkie uwielbienie w stosunku do niego i podziw dla jego wyczynów?! W tym miejscu muszę posłużyć się odnośnikiem, bo żadna odpowiedź pisana nie będzie tak dobra jak ta - mistrzowsko zobrazowana i opowiedziana:
www.darekstrychalski.pl

Wracając do tytułu, który zaproponowałem na początku, mam nadzieję, że wyjaśniłem już dwa jego pierwsze człony. Mamy Darka i mamy rycerza. Skąd zatem wzięło się w nim słowo "raises" - zbiera? Na to pytanie najłatwiej odpowiedzieć znów posługując się obrazem:

 











 
Piszę te słowa z nadzieją, że znajdzie się wśród Was ktoś, kto będzie miał chęć i możliwości by wesprzeć Darka - najprawdziwszego biegacza, jakiego znam... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz