poniedziałek, 2 grudnia 2013

Istota biegania

Wielokrotnie zastanawiałem się nad tym, dlaczego biegam. W tym przypadku proste odpowiedzi nigdy nie były jednak dobre. Zastanawiałem się, czy napędza mnie pragnienie zmęczenia ciała, wyćwiczenie jego sprawności, chęć dotarcia w konkretne miejsce, czy może zwykły kontakt z naturą.

Te i wiele innych wytłumaczeń nie przyniosły mi jednak wyczerpującego rozwiązania zagadki, co tak naprawdę sprawia, że budzę się godzinę wcześniej niż bym mógł, że konsekwentnie ruszam przed siebie w deszczu, w upale, w śnieżycy i w kłującym mrozie. Zastanawiałem się nad tym o różnych porach dnia, przed treningiem, po nim, ale przede wszystkim w te dni, w które - z różnych powodów - akurat nie biegałem. A że ostatnio było ich sporo, miałem bardzo dużo czasu na myślenie. I dopiero całkiem niedawno uświadomiłem sobie, co sprawia, że kocham biegać.

A stało się to zupełnie przypadkiem, podczas rozmowy z przyjaciółką, dotyczącej zresztą czegoś zupełnie innego niż bieganie - zastanawialiśmy nad istotą doskonałości, a ja zacząłem mówić i wpadłem w jeden z tych słowotoków, kiedy zdania same zaczynają zlewać się w jakąś koncepcję, nad którą po chwili nie ma już żadnej kontroli. Zdarza się, że w podobnych sytuacjach plotę głupstwa, ale szczęśliwe częściej zdarza się, że moje spostrzeżenia nie są pozbawione sensu. A przynajmniej tak mi się wydaje...

Tym razem powiedziałem coś, co brzmiało mniej więcej tak: "Do tej pory doświadczyłem w swoim życiu dwóch rodzajów doznań zbliżonych do doskonałości. Jednym z nich jest poczucie harmonii w parze, jednak ten stan ma tę wadę, że jest zupełnie niekontrolowalny, a na dodatek w dużej mierze zależy od dyspozycji drugiej strony. Trzeba się więc nim cieszyć, gdy się pojawia, ale w żadnym wypadku nie należy go oczekiwać, a tym bardziej brać za pewnik. W bieganiu przedstawia się to zgoła inaczej. Na pewnym poziomie wytrenowania, kiedy zadyszka przestaje być problemem, a mięśnie i stawy są już przyzwyczajone do dużego wysiłku, właściwie na każdym treningu dochodzi do sprzężenia ciała i umysłu. W pewnym momencie stają się one jednością i wprawiają biegacza w swoisty trans. U jednych trwa on dłużej u innych krócej, jednak każdy, kto go doświadczył potwierdzi, że jest to fantastyczne uczucie skrajnego wytężenia zmysłów przypominające silne odurzenie. Naukowcy mogą to nazywać szokiem endorfinowym, ale dla mnie jest to doskonałość w najczystszej postaci, chwila nieopisanej harmonii wszystkich składowych człowieka."

Sam byłem zaskoczony swoją nieoczekiwaną teorią, ale nie zmienia to faktu, że wciąż się pod nią podpisuję i uważam, że - jakkolwiek buńczucznie by to nie zabrzmiało - regularne bieganie jest najprostszą drogą do zbliżenia się do poczucia doskonałości, i nawet jeśli jest to doskonałość ulotna, warto poświęcić godzinę w ciągu dnia, żeby przynajmniej się o nią otrzeć.                 

5 komentarzy:

  1. Swietny post. Dla mnie kwintesencja sensu biegania...

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki! Miło, że jest więcej takich, co widzą i czują podobnie!

    OdpowiedzUsuń
  3. Bieganie to soczewka w której skupiają się wszystkie ludzkie słabości - umysłu i ciała - miłość, nienawiść, strach, gloria, rozgoryczenie, radość, euforia. Wystawiamy na próbę nasze ciała, ale i umysły - godzinami samotni, zdani tylko na siebie i nasze myśli, analizujemy, roztrząsamy, tworzymy scenariusze naszego przyszłego życia. Mamy na to czas w biegu.... nie każdego stać na takie marnotrawstwo czasu...
    Cieszmy się tym, to nasze dziedzictwo - komfort czasu dla siebie, w galopie medialnej papki...

    OdpowiedzUsuń
  4. Twój komentarz o tym, że "nie każdego stać na takie marnotrawstwo czasu" to doskonały punkt zaczepny dla pewnego tematu, o którym chciałem napisać, ale nie wiedziałem, od czego zacząć. Dzięki za inspirację!

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzięki! Swoją drogą fantastyczna ta stronka! A zatem jeszcze raz...dzięki :-)

    OdpowiedzUsuń